Pytanie o imię, serdeczna,  wręcz czuła modlitwa, dotyk dłoni. Bliskość
Pytanie o imię, serdeczna, wręcz czuła modlitwa, dotyk dłoni. Bliskość
Katarzyna Matejek /Foto Gość

Ewangelizator, czyli bliski

Brak komentarzy: 0

Katarzyna Matejek

GOSC.PL

publikacja 16.06.2015 06:00

W diecezji ruszył coroczny projekt ewangelizacji wioskowej. Tym razem objął 12 wiosek sąsiadujących ze Skrzatuszem.

Bez okularów

Za stawem rysuje się jakiś blok. Na drzwiach niektórych mieszkań nie starte jeszcze po Trzech Królach „K+M+B”. – Może tu nas przyjmą? – zastanawiają się ewangelizatorzy. Mają rację. Tu ktoś już czekał. – Wieczorem w kościele? – waha się gospodarz. To pan Jan, 77-latek. – Raczej nie przyjdę. Ciśnienie – tłumaczy się. Rzeczywiście, jedną z szafek zajmuje sterta lekarstw. Toteż intencja o zdrowie jest jedną z pierwszych, które podaje młodzieńcom. Oni spisują je na kartce, a kartka jest duża. – Niech się pan nie krępuje, dużo tu się zmieści – zachęcają. No więc wpada intencja za rodzinę. A wraz z intencją – opowieść.

77 lat trudno streścić, ale jest tu coś i o miłości, i o śmierci, i o tym, że kontaktu z dorosłymi synami prawie nie ma. O Bogu? Pan Jan niedosłyszy. – Muszę sobie „ucho” założyć – mówi, bezskutecznie szukając aparatu słuchowego. W końcu wyjaśnia, że Bóg jest dla niego ważny, że zawsze był obecny w jego życiu. Czy potrzebuje czegoś więcej? Nie bardzo. Msza św. co niedziela, modlitwa, majowe wystarczają. Może dla tych młodych, co to we wsi nie mają ze sobą co zrobić, to by się przydało.

Minęło pół godziny. Dużo uśmiechu z obu stron, gospodarz w żaden sposób nie nalega, by się pożegnać. Chyba mu przyjemnie rozmawiać z ludźmi, którzy go nie oceniają. Swoi przecież mają te niezośne okulary, przez które wszystko blednie, nawet miłość na jesieni życia. A tu ktoś słucha. Bez uprzedzeń. Mimo kłopotów z ciśnieniem pan Jan jednak zjawia się na wieczornym spotkaniu w kościele. Uśmiecha się z ławki.

Wygwizdowo?

Na podwórku uwija się przy garażu mężczyzna w roboczym ubraniu. W Krępsku tylko pracuje. Zjeździł na tirze Europę, ale mimo że tu zarobi dwa razy mniej, mimo że tu wygwizdowo, woli spokojne życie. – Tam to tylko autostrada, bez końca. A tu jest spokój, nie? – pyta Gerarda i Michała, którzy usiłują go zaprosić na wieczór do kościoła. Wyrwie się, jak się wyrobi. Ale Niemców ugościć jeszcze musi. Dziękuje za zaproszenie. Przyjął obrazek i obietnicę modlitwy.

Gospodarzowi 8-hektarowego gospodarstwa ekologicznego ewangelizacja nie jest obca. Sam przyjmował tu młodzież na spotkania o charakterze rekolekcyjno-rekreacyjnym. Kapliczka na pagórku, stodoła przekształcona na salę spotkań, ściana upamiętniająca postać Jana Pawła II i druga, będąca wielką mapą, na której w miejscach sanktuariów Maryi widnieją Jej wizerunki. Sam się doprasza: no, jak mnie zewangelizujecie? Wydaje się zaczepny, ale nie broni swego progu. Przeciwnie, biegnie po krzesła.

Rozmowa jest długa. O wszystkim, tzn. i o Krępsku, Bogu tutaj i o świecie, Bogu tam. Kto tu się od kogo uczy? Padają też uwagi: wpadacie na parę godzin i myślicie, że kogoś nawrócicie? I to jeszcze tacy młodzi? I do tego z miasta? – Miasto nic nie da wsi – mówi zdecydowanym tonem gospodarz. – Ludzie na wsi, mimo braku wykształcenia, mimo zapijania życia, jednak mają tradycyjne wartości. W mieście to zanikło, bo nie macie kontaktu z naturą. Ewangelizatorzy opuszczają gospodarstwo nieco zmieszani. Co mogą poradzić na to, że są młodzi? – Ale mamy doświadczenie Boga – burzy się na późniejszą relację kolegów Paulina. – To nie jest sprawa wieku.

Mimo wszystko Gerard i Michał doceniają spotkanie. Mogą się z niektórymi rzeczami nie zgadzać, ale takie prawdy, którymi dzielił się doświadczony 67-latek, nie leżą na chodnikach. To znaczy w mieście. Leżą tu, na brzegu stawu, skraju lasu. Na wsi. Czy to była ewangelizacja? To była rozmowa ludzi. O życiu, geografii, polityce, Bogu. Tu nikt się nie nawrócił. Ale parę osób się spotkało.

Dotyk liturgii

To nie jest jakaś ogromna procesja, ok. 50 osób, choć we wsi mieszka ich ze 300. Gospodarze domów, które mija liturgiczny orszak, takiej okazji jeszcze nie mieli, by nie kropidłem, ale samym Najświętszym Sakramentem błogosławić ich budynki, zagrody, pola. I ich samych. Ulice puste. Trzeba wiary, że krzyż zakreślany przez kapłana monstrancją przeniknie ściany i ukrytych w nich ludzi. Eucharystia zgromadziła najwięcej wiernych. Miała nieco odmienny, rekolekcyjny charakter. Sprawowana bez pośpiechu, z zatrzymaniem się na wyjaśnienia znaków liturgicznych. Na przekonywanie krępszczan, że Pan Bóg interesuje się ich prywatnymi sprawami. Na naznaczenie czół i dłoni każdego pobłogosławionym olejkiem, na końcowe błogosławieństwo indywidualne, podczas którego grupa ewangelizatorów towarzyszyła kapłanowi poprzez modlitwę i gest dłoni położonych na ramiona. A więc dotyk, spojrzenie, dźwięk słów, zapach pobłogosławionego olejku. A potem kiełbasy z ogniska, gdzie rozmowy już luźniejsze, choć nie wszystkie, bo to właśnie wtedy niektórzy wykorzystali sytuację, by podejść do ks. Remigiusza i podjąć ważne tematy dotyczące wiary. Ewangelizacja? Przede wszystkim spotkanie. I może właśnie o to w tym chodzi?

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..