- Nie jest łatwo przyciągnąć ich na zbiórki. Trzeba poświęcić im czas. Wyczuć, jakie są ich potrzeby - mówi ks. Andrzej Wacławiak.
Choć większość czasu spędzają poza rodzinną parafią, zawsze podczas pobytu w domu zakładają albę i służą przy ołtarzu.
Za szczególne dobrodziejstwo mojego rektorskiego urzędowania poczytuję sobie obowiązek i przywilej rozmowy wstępnej z kandydatami do seminarium, i stwarzaną przy tej okazji możliwość zadziwienia się (ciągle od nowa) tajemnicą i darem powołania kapłańskiego.
W gąszczu opinii często ulatują fakty. Tymczasem na pewno lepiej koncentrować się na nich i nie ulegać społecznym histeriom.
Są z parafii Miłosierdzia Bożego w Dychowie. Niedawno wywalczyli tytuł mistrzowski. Od lat są ministrantami. Hasło: „Ach, ta dzisiejsza młodzież!” – to nie o nich.
– Zamiast siedzieć z założonymi rękami i narzekać, że w Kościele nie ma miejsca dla facetów, sami postanowiliśmy je dla siebie stworzyć – mówi Waldemar Szczuka.
Nie sposób rozmawiać o powołaniu kapłańskim, by nie odwiedzić w diecezji miejsca, w którym może ono rozwijać się i dojrzewać – Wyższego Seminarium Duchownego w Radomiu.
Można wyjechać daleko za chlebem, ale zawsze z rodzinnego kraju zostaje coś, co trzeba chronić i pielęgnować. Nieraz przeradza się to w trudną walkę o swoją tożsamość.
Młodzież nie jest jednorodną grupą ludzi. Dlatego duszpasterze muszą być tam, gdzie jest sama młodzież. Młodym potrzeba zaś nie teologów mówiących trudnym językiem, ale świadków prawdziwej wiary.
1 listopada kojarzy się nam z grobami, cmentarzem, śmiercią. Tymczasem jest to dzień pełni życia.
Historia pachnąca miłością. Ale dopiero na końcu. W Cascia siostry zatykały nosy.