Są z parafii Miłosierdzia Bożego w Dychowie. Niedawno wywalczyli tytuł mistrzowski. Od lat są ministrantami. Hasło: „Ach, ta dzisiejsza młodzież!” – to nie o nich.
Pytani o to, co jest ich większą pasją, odpowiadają jednym głosem: „I gra w piłkę, i bycie ministrantem są tak samo ważne”. Może właśnie to pogodzenie służby i sportowej pasji pozwoliło im w tym roku zostać mistrzami Diecezjalnej Piłkarskiej Ligi Ministranckiej w kategorii szkół gimnazjalnych.
Droga po puchar
Rozpoczęli zmagania jesienią ubiegłego roku. Najpierw były mecze w dekanacie, później był etap międzydekanalny, dalej zawody strefowe, by ostatecznie zakwalifikować się do finałowych rozgrywek. – Po drodze pokonaliśmy osiem drużyn. Różnie bywało, ale ostatecznie udało się – mówi Dawid Kasperowicz. Podczas finałów w Paradyżu 5 maja pokonali kolejne dwie drużyny.
– Najtrudniejszy był finał. Popełnialiśmy sporo błędów. Jakoś nie mogliśmy się zgrać i było dużo nerwów. Wszystko rozstrzygnęło się dopiero w karnych i trzeba przyznać, że mieliśmy trochę farta – śmieje się Tomasz Kijek, kapitan drużyny. Poziom finałowych meczów był bardzo wysoki, jednak w drużynie gimnazjalistów z parafii w Dychowie działało niemal wszystko. W dwóch ostatnich meczach wpuścili tylko jedną bramkę i to w finałowych rzutach karnych. Dla dychowian bramkę na wagę pucharu strzelił Damian Cholewiński. – Bardzo się cieszę, a tym bardziej, że to były karne i nerwy mnie zżerały. Strzeliłem w prawy róg, jak chciałem, i piłka weszła – powiedział tuż po meczu pomocnik grający z numerem 6.
Ze zwycięstwa cieszyli się wszyscy. – Jestem z nich dumny! Już od kilku lat startujemy w rozgrywkach, ale po raz pierwszy doszliśmy tak daleko. I wracamy z pucharem – mówił ks. proboszcz Marek Kowal. – Można powiedzieć, że cała parafia miała udział w tym zwycięstwie, ponieważ co tydzień na Mszy św. modliliśmy się o zwycięstwa w modlitwie powszechnej. A po każdym meczu w ogłoszeniach była informacja, że nasi wygrali i przeszli do następnego etapu – opowiada z dumą ks. Marek.
Piłka to moje życie
Niektórzy spośród młodych piłkarzy związani są z miejscowymi drużynami. Kamil Kostka, którego koledzy nazywają „Edek” gra w Bobrze Bobrowice, jest obrońcą. W tej samej drużynie trenują także inni. – Staram się być codziennie na boisku, czasami nawet po 3–4 godziny. Gra w piłkę to moje życie! – mówi „Gutek” czyli Dawid Kasperowicz, lewy pomocnik. – Początkowo grałem na obronie, później na pomocy, a ostatnio w ataku. Podoba mi się to – dodaje „CJ”, Szymon Klinik, grający z 8 na koszulce. Natomiast Tomasz Kijek, boiskowa 10, związany jest z Energetykiem Dychów. – W klubie gram od pięciu lat. Jestem obrońcą – mówi skromnie. Inni koledzy, chociaż nie tak regularnie, też bardzo często zjawiają się na boisku. – Odkąd pamiętam po prostu zbieramy się na wiosce i gramy. Nie jestem zbyt szybkim zawodnikiem, więc od początku gram na bramce, gdzie czuję się dobrze – mówi Arkadiusz Potowiec, czyli „Arczej”. Korneliusz Klinik kopie nie tylko piłkę. – Lubię nogę, ale gram też w szachy – śmieje się „Romek” z 4 na plecach. – Ale piłka jest bardziej emocjonująca! Nie gram w klubie, ale prawie codziennie na boisku jestem. Jesteśmy z jednej wioski, więc jak tu nie grać z kolegami – dodaje ministrancki pomocnik. – A ja czasami gram w gry komputerowe, ale z piłką nie mają szans – śmieje się Damian. – Piłka daje mi radość. Zwłaszcza jak zrobię jakąś fajną akcję, to się nakręcam. Jakby dobrze poszło i miałbym trochę szczęścia, to chciałbym w przyszłości grać w piłkę – dodaje z nadzieją.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.