Piłkarze w komżach

ks. Witold Lesner; GN 20/2012 Zielona Góra

publikacja 23.06.2012 07:00

Są z parafii Miłosierdzia Bożego w Dychowie. Niedawno wywalczyli tytuł mistrzowski. Od lat są ministrantami. Hasło: „Ach, ta dzisiejsza młodzież!” – to nie o nich.

Piłkarze w komżach

Pytani o to, co jest ich większą pasją, odpowiadają jednym głosem: „I gra w piłkę, i bycie ministrantem są tak samo ważne”. Może właśnie to pogodzenie służby i sportowej pasji pozwoliło im w tym roku zostać mistrzami Diecezjalnej Piłkarskiej Ligi Ministranckiej w kategorii szkół gimnazjalnych.

Droga po puchar

Rozpoczęli zmagania jesienią ubiegłego roku. Najpierw były mecze w dekanacie, później był etap międzydekanalny, dalej zawody strefowe, by ostatecznie zakwalifikować się do finałowych rozgrywek. – Po drodze pokonaliśmy osiem drużyn. Różnie bywało, ale ostatecznie udało się – mówi Dawid Kasperowicz. Podczas finałów w Paradyżu 5 maja pokonali kolejne dwie drużyny.

– Najtrudniejszy był finał. Popełnialiśmy sporo błędów. Jakoś nie mogliśmy się zgrać i było dużo nerwów. Wszystko rozstrzygnęło się dopiero w karnych i trzeba przyznać, że mieliśmy trochę farta – śmieje się Tomasz Kijek, kapitan drużyny. Poziom finałowych meczów był bardzo wysoki, jednak w drużynie gimnazjalistów z parafii w Dychowie działało niemal wszystko. W dwóch ostatnich meczach wpuścili tylko jedną bramkę i to w finałowych rzutach karnych. Dla dychowian bramkę na wagę pucharu strzelił Damian Cholewiński. – Bardzo się cieszę, a tym bardziej, że to były karne i nerwy mnie zżerały. Strzeliłem w prawy róg, jak chciałem, i piłka weszła – powiedział tuż po meczu pomocnik grający z numerem 6.

Ze zwycięstwa cieszyli się wszyscy. – Jestem z nich dumny! Już od kilku lat startujemy w rozgrywkach, ale po raz pierwszy doszliśmy tak daleko. I wracamy z pucharem – mówił ks. proboszcz Marek Kowal. – Można powiedzieć, że cała parafia miała udział w tym zwycięstwie, ponieważ co tydzień na Mszy św. modliliśmy się o zwycięstwa w modlitwie powszechnej. A po każdym meczu w ogłoszeniach była informacja, że nasi wygrali i przeszli do następnego etapu – opowiada z dumą ks. Marek.

Piłka to moje życie

Niektórzy spośród młodych piłkarzy związani są z miejscowymi drużynami. Kamil Kostka, którego koledzy nazywają „Edek” gra w Bobrze Bobrowice, jest obrońcą. W tej samej drużynie trenują także inni. – Staram się być codziennie na boisku, czasami nawet po 3–4 godziny. Gra w piłkę to moje życie! – mówi „Gutek” czyli Dawid Kasperowicz, lewy pomocnik. – Początkowo grałem na obronie, później na pomocy, a ostatnio w ataku. Podoba mi się to – dodaje „CJ”, Szymon Klinik, grający z 8 na koszulce. Natomiast Tomasz Kijek, boiskowa 10, związany jest z Energetykiem Dychów. – W klubie gram od pięciu lat. Jestem obrońcą – mówi skromnie. Inni koledzy, chociaż nie tak regularnie, też bardzo często zjawiają się na boisku. – Odkąd pamiętam po prostu zbieramy się na wiosce i gramy. Nie jestem zbyt szybkim zawodnikiem, więc od początku gram na bramce, gdzie czuję się dobrze – mówi Arkadiusz Potowiec, czyli „Arczej”. Korneliusz Klinik kopie nie tylko piłkę. – Lubię nogę, ale gram też w szachy – śmieje się „Romek” z 4 na plecach. – Ale piłka jest bardziej emocjonująca! Nie gram w klubie, ale prawie codziennie na boisku jestem. Jesteśmy z jednej wioski, więc jak tu nie grać z kolegami – dodaje ministrancki pomocnik. – A ja czasami gram w gry komputerowe, ale z piłką nie mają szans – śmieje się Damian. – Piłka daje mi radość. Zwłaszcza jak zrobię jakąś fajną akcję, to się nakręcam. Jakby dobrze poszło i miałbym trochę szczęścia, to chciałbym w przyszłości grać w piłkę – dodaje z nadzieją.

Piłkarze i kibice

Każdy z nich ma klub, któremu kibicuje. Paweł Maćkowiak „Maciek” kciuki trzyma za Chelsea Londyn, a Arkadiusz Potowiec za FC Barcelona. Natomiast Korneliusz regularnie chodzi na mecze Piaszna Bronków, który gra w polskiej piłkarskiej klasie B. Wszyscy mają też ulubionych zawodników. Najwyższe noty ma Lionel Messi z Barcelony. – Lubię go, bo dobrze gra – mówi Szymon „CJ”. – Oglądam mecze i czasami podpatruję jego grę. I próbuję się uczyć – dodaje „Romek”. Nawet bramkarz drużyny z Dychowa podziwia zawodnika Dumy Katalonii. – Leo Messi został trzy razy z rzędu najlepszym piłkarzem świata. Uwielbiam go i z chęcią chciałbym z nim zagrać choć raz – mówi z błyskiem w oku Arek. A na stwierdzenie, że przecież Messi to napastnik i pewnie strzeliłby mu niejedną bramkę, odpowiada z rozbrajającą szczerością: – To nieważne. On mógłby mi stukać bramki, a ja i tak bym się cieszył! Oczywiście, jak to wśród zagorzałych kibiców bywa, świat na Leo Messim się nie kończy. – Dla mnie najlepszy jest Xavi z Barcelony – deklaruje Damian. – A ja wolę Marcelo, bo nie gwiazdorzy, a potrafi dobrze kopać. To zawodnik fizyczny, który nie boi się grać. Chciałbym być taki jak on – wtrąca Dawid „Gutek”. Z pozostałych „Maciek” najbardziej ceni Torresa z Chelsea, a Tomek Kijek podpatruje Łukasza Piszczka.

 Jak przystało na chłopaków interesujących się piłką, kibicują również reprezentacji Polski. – Nasi na Euro? (tekst powstał przed rozpoczęciem mistrzostw – przyp. red.) Powinni wyjść z grupy – rzuca Arkadiusz „Arczej”. – Wszystko zależy od Szczęsnego, bo on często przesądzał ostatnio o losach spotkania – dodaje szybko Damian. – Filarami drużyny będą też Kuba Błaszczykowski na pomocy, no i Lewandowski w ataku – wtrąca Kamil „Edek”. – Grupę mamy najłatwiejszą, jaka mogła się przytrafić. Z Grecją wygramy 2 : 0, ale z Czechami będzie trudniej. Obstawiam 2 : 1 dla nas. A Rosja? Remis 2 : 2. Wyjdziemy z grupy! A jak później trafimy na Niemcy, to przy odrobinie szczęścia też możemy wygrać. Ostatnio o mały włos by się udało – mówi z dużą pewnością kapitan dychowian. Więcej optymizmu ma Dawid Kasperowicz. – Obstawiam, że Polska dojdzie do półfinałów, ale będzie to zależało od szczęścia. Mamy dobrą kadrę, wielu piłkarzy gra w zagranicznych klubach, więc mam nadzieję, że się uda. Ale finał zagrają Hiszpania z Niemcami – wyjaśnia „Gutek”.

Zawodnicy przy ołtarzu

Każdy z ośmiu zawodników jest ministrantem. Kamil, Korneliusz, Paweł, Szymon, Arkadiusz i Dawid służą w filialnym kościele Matki Bożej Szkaplerznej w Bronkowie, a Damian i Tomasz w kościele parafialnym. – 7 lat jestem ministrantem i dziś nie mógłbym już siedzieć na Eucharystii w ławce. Gdy służę przy ołtarzu, to czuję, że wtedy jestem bliżej przy Jezusie i inaczej mi się modli – zwierza się Paweł Maćkowiak. Lata ministrantury sprawiły, że nie mają już problemów z oddzieleniem tego, co na boisku, od tego, co w prezbiterium. – W zakrystii to czasem jeszcze się zdarza jakiś meczowy komentarz, ale przy ołtarzu, to już nie. Gdy stoję przy ołtarzu, to staram się nie myśleć o piłce, tylko że jestem na Mszy, i to jest wtedy najważniejsze – poważnie mówi Arkadiusz, który ministrantem jest od 6 lat. Podobnie do tematu podchodzi Szymon Klinik. – Nie mam problemów z pozbieraniem myśli na Mszy. Trzeba się po prostu skupić i już! Chodzę do kościoła, bo wierzę w Boga, a przez modlitwę łączę się z Jezusem. Dlatego też służenie daje mi przyjemność i radość – wyznaje.

Postawą gimnazjalistów przy ołtarzu zbudowany jest proboszcz. – Zwykle się narzeka na gimnazjalistów, a ci są naprawdę solidni. Są przykładem dla innych. Szczególnie wyróżniają się ministranci z Bronkowa. Są obowiązkowi, zawsze obecni na wyznaczonych dyżurach. Mogę na nich liczyć. Nie ma dla nich żadnego problemu nawet wtedy, gdy trzeba być w kościele w innej wiosce. Oni czują tę służbę przy ołtarzu – chwali swoich ministrantów ks. Marek Kowal.