Można wyjechać daleko za chlebem, ale zawsze z rodzinnego kraju zostaje coś, co trzeba chronić i pielęgnować. Nieraz przeradza się to w trudną walkę o swoją tożsamość.
Według danych statystycznych Warmia się wyludnia. Ks. Krzysztof Bielawny pokazał w swoich badaniach, że w niektórych miejscowościach liczba mieszkańców zmniejszyła się nawet o 20–30 procent. Szczególnie młodzi ludzie opuszczają te tereny, aby znaleźć lepsze warunki życia. Wielu z nich wyjeżdża do obcych krajów, gdzie łatwiej jest dostać dobrą pracę i zabezpieczyć byt rodzinie. Taką właśnie decyzję podjęli rok temu Krzysztof i Dorota Perszke, którzy wyemigrowali do Australii. Opuścili małą podolsztyńską wioskę Majdy i wyruszyli w długą podróż.
Rodzinna wędrówka
Rodzina Perszke jest przyzwyczajona do wędrówek. Zanim osiedli w Majdach, 9 lat mieszkali w Wielkiej Brytanii. Krzysztof jest stolarzem i miał tam dobrą pracę, która gwarantowała spokojne życie i przyszłość trzem córkom – Karolinie, Oliwii i Ani. Dorota i Krzysztof pochodzą z Bartoszyc. Przywiązanie do rodzinnych stron zaważyło jednak na decyzji powrotu do Polski. – W Anglii miałem dobrą pracę i wszystko układało się dobrze. Jednak chcieliśmy żyć w ojczyźnie. Taka tęsknota – wyznaje Krzysztof. Wybudowali dom i osiedlili się w warmińskiej wioseczce. Życie w Polsce wygląda jednak inaczej niż w Wielkiej Brytanii. Okazało się, że trzeba ciągle o coś walczyć, mentalność jest inna. Często rozbijali się o urzędnicze problemy. Po siedmiu latach zdecydowali się na zrealizowanie życiowego marzenia i rozpoczęli przygotowania do wyjazdu do Australii.
– Nie jest wcale łatwo dostać pozwolenie na pracę w tym kraju. Trzeba spełnić określone warunki. W Australii istnieje lista poszukiwanych zawodów. Kto wykonuje jeden z nich, jest witany z otwartymi ramionami. Okazało się, że na tej liście jest stolarz – wyjaśnia Krzysztof. Warunkiem pozwolenia na osiedlenie się za oceanem było znalezienie pracodawcy. Poprzez internet udało się znaleźć firmę, która wyraziła zainteresowanie zatrudnieniem warmińskiego stolarza. Najpierw była wizyta próbna i sprawdzenie jego umiejętności, a po kilku miesiącach wyjazd całej rodziny. – Sprzedaliśmy dom i z kilkoma walizkami wyruszyliśmy w świat. Zostawiliśmy rodzinę i przyjaciół, ale chcieliśmy spełnić nasze marzenie – mówi Dorota.
Pochód masonów
Teraz rodzina Perszke mieszka w Gold Coast na wschodnim wybrzeżu. Mają ładny domek, a dziewczynki chodzą do szkoły, która znajduje się kilka minut drogi od miejsca zamieszkania. – Osiedle składa się z 90 domów i jest ogrodzone. W środku mamy osiedlowy basen, gdzie można się ochłodzić w wolnym czasie. Sąsiedzi są bardzo mili i uśmiechnięci. Dziewczęta mają już swoje koleżanki i doskonale się czują w tym miejscu – mówią małżonkowie. Gold Coast jest wyjątkowym miastem, gdyż średnia temperatura w ciągu roku należy tu do najwyższych w Australii. Piękne plaże i turystyczna infrastruktura przyciągają na wypoczynek turystów z całego świata. Szczególnie surferzy znaleźli tu swój raj. Jednak nie tylko młodzi, ale także ludzie w podeszłym wieku odkryli to miejsce i ściągają tu z całego świata, aby spędzić w tym pięknym miejscu swoją starość. Dlatego też wykupują apartamenty i osiedlają się w Gold Coast.
Oczywiście wszystko ma swoje dwie strony. Krzysztof i Dorota są bardzo religijni i wiara odgrywa w życiu ich rodziny ważną rolę. Społeczeństwo australijskie jest natomiast silnie zsekularyzowane. Wielu Australijczyków deklaruje się jako ateiści. Znaczący wpływ na życie społeczne i moralne ma także masoneria. Nawet w bardzo małych miejscowościach można znaleźć siedziby tej organizacji – tzw. Masonic Center, a w czasie uroczystości państwowych na czele pochodów idą panowie ubrani w fartuchy, niosący masońskie emblematy. Wielu Polaków mieszkających w tym kraju ulega modom i presji, rezygnując z rodzinnych zwyczajów i tradycji. Ale nie rodzina Perszke, która oparcie znalazła w polskiej misji Kościoła katolickiego.
Parafia marzeń
– W czasie pobytu w Polsce odkryliśmy na nowo Boga. Wiara pomogła nam przeżyć wiele trudnych sytuacji i zjednoczyła naszą rodzinę. Dlatego jesteśmy Mu wierni i staramy się wychować dzieci zgodnie z zasadami wiary – mówi Dorota. Jednym z pierwszych zadań po przybyciu do Australii było znalezienie parafii. Są oczywiście australijskie wspólnoty Kościoła Katolickiego, ale sposób sprawowania liturgii nie do końca odpowiadał rodzinie z Polski. – To bardzo luźny styl. Najważniejsze, żeby było wesoło. Ksiądz musi na kazaniu opowiedzieć przynajmniej dwa kawały i wtedy jest w porządku – mówią małżonkowie. Uderzyło ich także to, że przed Mszą św. w świątyni jest głośno – wszyscy ze sobą rozmawiają. Trochę brakuje sacrum. Szybko jednak znaleźli odpowiednią wspólnotę. Okazało się, że w Gold Coast działa Polska Misja Katolicka, którą prowadzi ks. Bernard Bednarz, chrystusowiec. Cała rodzina zaangażowała się w jej życie.
– Na początku, kiedy przyszliśmy do kościoła, zauważyliśmy, że w ławkach siedzieli przeważnie starsi ludzie. Młodzi, jeśli już byli, siadali w tylnych ławkach. Postanowiliśmy to zmienić i zajęliśmy pierwszą. Powoli dołączali potem do nas inni – mówi Dorota. W kościele była organistka, kościelny, ale nie było ministrantów. Dziewczęta postanowiły więc pomóc księdzu i zgłosiły się do służby ministranckiej. Jedna z nich, Oliwia, śpiewa także psalmy, a Dorota jest lektorką. Krzysztof pomaga organizacyjnie ks. Bernardowi przed Mszą i po niej. – Jesteśmy bardzo zadowoleni, że mamy tak dobrego księdza, który potrafi powiedzieć nam o ważnych rzeczach na emigracji. Ks. Bernard przypomina nam o tym, co jest ważne dla naszej wiary – wyznaje Krzysztof. Trudno jest bowiem nieraz zachować polskie zwyczaje, gdy na przykład w Boże Narodzenie jest ponad 20 stopni ciepła, a bombki i ozdoby bożonarodzeniowe wiesza się na przydomowych drzewach i krzewach. Pewnego razu rodzina Perszke postanowiła spędzić jedne ze świąt na biwaku. Wtedy ks. Bernard przypomniał im, że święta to miedzy innymi stół z obrusem i uroczyste celebrowanie, a nie biwakowe eskapady. Są mu za to wdzięczni.
Rodziny w rozsypce
Warmińska rodzina chce pozostać już na stałe w Australii. Choć życie jest tu łatwiejsze pod względem materialnym, to jednak trzeba więcej wysiłku, aby się nie zagubić religijnie i moralnie. Ważna jest więc wspólnota, w której można znaleźć oparcie. – Misja w Gold Coast jest częścią naszej działalności. Swoją siedzibę mamy w Brisbane, 90 km stąd. Nasi wierni to Polacy, którzy przybyli w różnych okresach do Australii. Jest emigracja powojenna, solidarnościowa oraz zarobkowa. W Brisbane mamy pod opieką kościół w centrum miasta. Stał się ulubioną świątynią par, które zawierają w niej śluby – mówi ks. Bernard, który w Australii pracuje w duszpasterstwie już 40 lat i właściwie jest na emeryturze. Praca duszpasterska nie jest łatwa, gdyż nieustannie zmienia się skład wspólnoty. Część jest na stałe, ale wielu przyjeżdża i wyjeżdża. Wśród głównych zagrożeń emigracji zarobkowej polonijny duszpasterz widzi rozłąkę. Niektóre rodziny decydują się na wyjazd jednego ze współmałżonków, aby podreperować rodzinny budżet. Pieniądze są, ale zanikają więzi i powstaje problem, z którym często ludzie przychodzą potem do ks. Bernarda.
Siedzibą duszpasterstwa w Gold Coast jest kościół pw. Najświętszego Serca, który należy do okręgu duszpasterskiego „Surfers Paradise” – raj surferów. Przed Mszą św. w języku polskim można spotkać Australijczyków, którym posługuje ksiądz z Afryki. Faktycznie są głośni i zachowują się w świątyni jak przekupki. Polacy życie towarzyskie pogłębiają przed kościołem. Po zakończonej Mszy św. stoją długo i rozmawiają. Widać, że dobrze się znają. Ks. Bernard podchodzi do każdego i z każdym zamienia kilka słów. W tym czasie Krzysztof znosi paramenty liturgiczne do zakrystii i zamyka kościół. Potem cała rodzina Perszke wraca na niedzielny lunch do domu albo jedzie na plażę. I dba o to, aby w domu mówić po polsku – to ta cząstka rodzinnego kraju, którą mają na co dzień.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.