Nauczyłam się przyjmować to, co przynosi czas, i nie walczyć na siłę o to, co wydaje mi się, że będzie dla mnie dobre. Pragnienia są po to, żeby je spełniać, ale potrzebna jest pokora, która daje umiejętność harmonijnego życia. Zawsze uważałam, że spełnienie pragnień za wszelką cenę nigdy nie jest dobre.
Te wyjazdy z PAH-em to przecież pani życie.
To jest moje życie. I pewnie będzie mi bardzo trudno, jak już nie będę mogła pojechać w miejsca, gdzie niesiemy pomoc. Kierowałam się zasadą, że nie mogę zostać w domu, a innych wysyłać na wojnę. Byłam więc w Sarajewie, w Czeczenii, Afganistanie, Iraku. Poza tym widzę swoją rolę jako świadka tragedii ludzi, a świadek musi być na miejscu, żeby móc świadczyć. Jeśli wyjazd do Sudanu będzie rzeczywiście ostatni, moje życie pewnie trochę się zmieni. Ale nawet jeżeli siądę na wózku, co prędzej czy później nastąpi, nawet z tego wózka będę przecież mogła coś robić dla innych.
Kiedy zostaje pani sama z sobą, zdejmuje z głowy cały świat, wszystkich tych ludzi, ich ból – czy ma pani wtedy ochotę się rozpłakać, czy z satysfakcją mówi sobie: „Szczęśliwe, spełnione życie, dobrze mi tu, gdzie jestem”?
Ja mam jakby podwójne życie. Jedno jest tu, w Warszawie, gdzie jest siedziba fundacji. Tu spędzam większość czasu. Ale tak naprawdę mieszkam w Krakowie. Mam tam miłe mieszkanie pełne książek i płyt. Bardzo lubię czytać, to dla mnie wytchnienie,mam wspaniałych przyjaciół, więc mogę też z nimi spędzać czas na rozmowach. Słucham muzyki, to bardzo uspokajające, myślę o tym, co dalej, co robić, snuję plany. Ból innych zawsze jest we mnie obecny, nie można zapomnieć o tych, którzy potrzebują naszej pomocy.
W pani planach było miejsce na rodzinę?
Zawsze o tym marzyłam, chyba każda kobieta o tym marzy. Ale przyznaję, że nie robiłam wiele w tym kierunku. Na studiach i po nich przez dziesięć lat kochałam się w koledze ze studiów. Pięknie, wytrwale, bohatersko, platonicznie, bez wzajemności. [śmiech] To uczucie mi wiele dało, pomimo że spełnione we mnie, w relacji pozostało niespełnione. Później praca tak mnie pochłonęła, że o tym nie myślałam i gdy spotkałam Michała, to właściwie byłam zaskoczona jego uczuciami, moje uczucia były bardziej odpowiedzią na jego uczucia. No, ale jak już decydowałam się wyjść za mąż, to była świadoma decyzja. Był człowiek, któremu bardzo na mnie zależało, który bardzo mnie kochał, ja go również pokochałam i przeżyłam osiem bardzo szczęśliwych lat. Pewnie, że wolałabym, żeby był ze mną, ale skoro nie jest, jak powiedziałam, moje życie się nie skończyło. Mam poczucie, że mam wiele do zrobienia i do dania.
Chciałaby pani otrzymać coś więcej?
Nie. To, co mam, w zupełności mi wystarczy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).