O ewangelizacji, katolickich i ateistycznych talibach oraz legalizacji związków homoseksualnych z Szymonem Hołownią, dziennikarzem i publicystą rozmawia Jan Hlebowicz.
Jan Hlebowicz: Podobno codziennie uczestniczy pan we Mszy św.
Szymon Hołownia: Tak. Zazwyczaj kładę się późno w nocy. Często wstaję o 5.30, by zdążyć na 6.00. Czasem ta poranna pobudka bywa dokuczliwa w sensie fizycznym, ale nie wyobrażam sobie życia bez codziennej Eucharystii. To najważniejsza część mojego dnia.
Pan zaczyna dzień od Mszy św., a wiele osób omija kościół szerokim łukiem. Co zrobić, by jednak czasem zajrzały do środka?
- Kościół powinien skoncentrować się na przedstawianiu pozytywnej propozycji jaką ma dla człowieka chrześcijaństwo. Niestety dużo częściej pokazuje ludziom skutki wyboru zła, zamiast mówić o efektach wyboru dobra. Moja recepta jest prosta: mniej sądzenia, więcej bycia z ludźmi i wsłuchiwania się w ich potrzeby. Mniej gadania. Więcej ewangelizacji poprzez czyny.
Pan dużo gada...
- Po 17 latach pracy w dziennikarstwie ogarnęło mnie przemożne przeświadczenie, że jest to "walenie kotka przy pomocy młotka". Kilkadziesiąt razy brałem udział w debatach o aborcji. I czy coś się w tej kwestii zmieniło? Niewiele. Podobnie jest z gejami, in vitro, gender. Poruszyliśmy swoją gadaniną kogokolwiek? Niespecjalnie. A ja nadal gadam. Taką mam pracę, za to mi płacą, a kredyt trzeba spłacać. Ostatnio jednak wziąłem się ostro do roboty. Założyłem Fundację Kasisi, która pomaga osieroconym i chorym dzieciom w Zambii. I efekty ewangelizacyjne, które obserwuje poprzez działalność moich współpracowników, są nieporównywalnie większe w stosunku do mojego słowotoku. Będę robił co mógł, by mniej gadać, a więcej robić.
Rozumiem, że gender, związki partnerskie, in vitro, aborcja to według pana tematy zastępcze, o których Kościół ma w ogóle nie mówić?
Nie twierdzę, że te tematy nie są ważne. Jednak nie najważniejsze. Kościół w moim przekonaniu powinien skupić się przede wszystkim na elementarnej, chrystocentrycznej katechezie. Ludzie muszą spotkać żywego Chrystusa. On ich pouczy o grzechu i moralności, nie my. Zeświecczeniu społeczeństwa i odchodzeniu ludzi od Kościoła nie są winni ani Palikot, ani prof. Hartman. To nasza wina, bo zredukowaliśmy Ewangelię wyłącznie do zasad moralnych. Chrześcijaństwo sprowadziliśmy do poziomu światopoglądu, ideologii. Szkoda, że Chrystus nam się w tym wszystkim gdzieś zgubił.
Czyli trzeba siedzieć cicho jak mysz pod miotłą i słuchać pokornie antyklerykalnych i antykościelnych tyrad Palikota, Środy czy Hartmana? Pan by pewnie wolał się z nimi na herbatę umówić...
Janusza Palikota znam. Pracowaliśmy nawet razem współtworząc czasopismo "Ozon". Z prof. Środą mówimy sobie dzień dobry. Z prof. Hartmanem dokładnie tak samo. Nie podzielam ich poglądów i wyborów. Niektóre ich argumenty wydają mi się kuriozalne, ale przecież możemy spokojnie podyskutować.
Wierzy pan, że jest to w ogóle możliwe? Niejednokrotnie osoby te publicznie naśmiewały się z wartości chrześcijańskich.
- A my jesteśmy lepsi? Pałamy do nich miłością? Czasami w tym swoim świętym zapale potrafimy im nieźle dowalić. Najgorzej rozmawia się z talibami z obu stron. Nigdy nie dostałem takiego łomotu od żadnego protestanta, prawosławnego ani nawet "lewaka" jak od moich braci katolików. Zresztą czasami też odpowiadam na cios i łomoczę.
W USA rzeczowa, kulturalna debata wojującego ateisty prof. Richarda Dawkinsa z ortodoksyjnym pastorem Tedem Haggardem, jest możliwa. To jeden z wielu przykładów. Wyobraża pan sobie podobny poziom rozmowy w Polsce?
Mamy za sobą dopiero 25 lat wolności i zadajemy sobie najważniejsze pytania dotyczące naszej tożsamości. Wciąż szukamy odpowiedzi. Niestety co druga dyskusja prowadzona w naszym kraju staje się tematem zapalnym. Polacy nie zdążyli wykształcić w sobie elementarnej kultury intelektualnej, która sprawia, że czujemy się bezpiecznie z własnymi argumentami. Jeśli ktoś próbuje podważyć nasze tezy, to nie znaczy, że chce nas skrzywdzić. Ma po prostu inne zdanie. Nasze dyskusje wyglądają niestety tak, że w drugim albo trzecim zdaniu pada argument ad personam. "Skoro myślisz tak, to jesteś głupi". Sama jesteś głupia".
A propos tematów zastępczych. Co pan sądzi o legalizacji związków homoseksualnych?
Niestety w Polsce dyskusja na ten temat przybiera najczęściej charakter przepychanki ideologicznej lub politycznej. Trzeba pamiętać przede wszystkich o ludziach, o których rozmawiamy. Mam sporo przyjaciół obu płci, którzy są homoseksualistami. Ich pragnienia, wbrew powszechnemu mniemaniu, wcale nie ograniczają się wyłącznie do seksu. Często spotykam się z ich autentyczną chęcią bycia z drugim człowiekiem. Czy państwo powinno legalizować tego typu związki, przyznając im prawa równe małżeństwu? Zdecydowanie nie. Przy całym szacunku dla tych osób. Małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny.
Szymon Hołownia 14 maja spotkał się ze studentami w auli Politechniki Gdańskiej w ramach ósmej edycji projektu "Otwórz Oczy". - Jezus wyzwala i przynosi radość. To chcielibyśmy pokazać innym studentom i zachęcić każdego z nich do radykalnego opowiedzenia się za Tym, który jest prawdziwą wolnością - mówią organizatorzy.
W czwartek o godzinie 17.00 odbędzie się wspólne grillowanie i radosne świętowanie przy ul. Wyspiańskiego, w okolicach akademików. Z kolei w piątek, w tym samym miejscu o godzinie 18.00 organizatorzy zapraszają na bibling, czyli publiczną medytację Słowa Bożego.
Więcej na temat inicjatywy "Otwórz Oczy" w 21. numerze "Gościa Niedzielnego".
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.