- Rok Jubileuszowy przeżywany pod hasłem „Pielgrzymi nadziei” jest zachętą by wybrać się w drogę, taką drogę, która postawi przed nami pytanie o sens, o cel, o to, co naprawdę w życiu ważne – mówi z rozmowie z KAI kard. Grzegorz Ryś. Wyjaśnia, że Kościół ma być „niejako sakramentem” zjednoczenia całego rodzaju ludzkiego, a więc także polskiego społeczeństwa. - Nie chodzi tu o udział w tym, co jest realną polityką, ale o stworzenie takich przestrzeni, gdzie ludzie po prostu mogą się ze sobą spotkać - dodaje.
KAI: W Wigilię Bożego Narodzenia papież otworzy drzwi święte rzymskiej bazyliki św. Piotra, inaugurując Rok Jubileuszowy 2025. Będzie on przebiegał pod hasłem „Pielgrzymi nadziei”. Jakie jest głębsze znaczenie tego roku i jak go powinniśmy przeżywać?
Kard. Grzegorz Ryś: Rok jubileuszowy można rozpatrywać w perspektywie cyklicznej, bowiem ma miejsce co 25 lat, ale także w bardzo konkretnej, gdy chodzi właśnie o ten rok, w który za chwilę wejdziemy. Będzie on obchodzony pod hasłem nadziei i to jest bardzo ważne. Sobór Watykański II mówił, że od tych, którzy znają motywy nadziei, zależy przyszłość ludzkości. W bulli ogłaszającej jubileusz, Franciszek pyta o nadzieję dziś, w świecie, w którym żyjemy. Pokazuje ogromne obszary braku nadziei, wymieniając właściwie wszystkie grupy społeczne, od młodzieży po seniorów. Mówi o kryzysie rodziny i o tym, że nie ma mocniejszego znaku braku nadziei, jak odmowa przekazywania życia, czy odmowa odpowiedzialnego macierzyństwa i ojcostwa. Papież wskazuje jak bardzo dzisiejszemu światu potrzeba nadziei. Prowadzi nas do pięknej refleksji nad nadzieją, w oparciu o List do Rzymian, szczególnie jego 5 i 8 rozdział, w których jest mowa o tym, że Bóg przynosi usprawiedliwienie i zbawienie wszystkim ludziom, a „dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia”.
Jubileusz jest też zachętą by wybrać się w drogę. Głównym znakiem roku jubileuszowego jest pielgrzymowanie, stąd tytuł: „Pielgrzymi nadziei”. Chodzi o to, by wybrać się w taką drogę, która postawi przed nami pytanie o sens, o cel, o to, co naprawdę w życiu jest ważne. By u kresu tej drogi doświadczyć tego, o co w jubileuszu chodzi, czyli o zmierzenie się ze swoim grzechem możliwie jak najpełniej, poprzez rozgrzeszenie w sakramencie pojednania i pokuty, połączone z jubileuszowym odpustem. O ile bowiem rozgrzeszenie daje nam radość odpuszczenia win, to odpust oczyszcza nas z konsekwencji, pozostałości grzechu w naszym wnętrzu. Jedno i drugie jest więc nam bardzo potrzebne.
Doświadczenie rozgrzeszenia odbudowuje relację z Bogiem, ale prowadzi nas też do spotkania z ludźmi. O to zresztą zawsze w jubileuszu chodzi: o przebaczenie, o darowanie win, o pojednanie. Jubileusz ma sens i z racji naszej relacji z Bogiem i z racji na relacje z ludźmi, zwłaszcza tymi, którzy są pokrzywdzeni, a także zostali pokrzywdzeni przez nas.
- Jakich nadziei - odnośnie do każdego z nas, całej wspólnoty Kościoła, a może jeszcze szerzej – upatruje Ksiądz Kardynał w związku z rokiem jubileuszowym?
- Papież wyraźnie pokazuje, co dla człowieka jest źródłem nadziei. Jest to doświadczenie miłości Boga. Mówi o tym 5 werset 5 rozdziału Listu do Rzymian: „Nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany”. Ta miłość, o którą chodzi, jest to trudna miłość, ale bez niej nie ma nadziei. Jest to miłość, jakiej doświadczamy ze strony Boga.
Podstawową funkcją Kościoła jest otworzenie człowieka na to doświadczenie miłości. Jeśli tego nie robimy, to wszystko inne, co czynimy, jest naskórkowe i doraźne, pozbawione odpowiednio głębokiej motywacji.
- A jak konkretnie ten rok będzie przeżywany w archidiecezji łódzkiej?
- Staramy się dobrze przygotować najpierw do inauguracji jubileuszu, która w diecezjach nastąpi 29 grudnia. Obrzędy otwarcia przewidują procesję do katedry, która u nas w Łodzi będzie pielgrzymką ekumeniczną. Procesja, ta ma charakter pokutny, uświadamia nam, że jubileusz jest pewną drogą do przejścia. Wędrówkę tę rozpoczniemy od znajdującego się w centrum miasta luterańskiego kościoła pw. św. Mateusza. Po przyjściu do katedry będziemy czytać fragmenty deklaracji, którą podpisały Kościoły w Polsce 25 lat temu – o wzajemnym uznaniu Chrztu.
Inauguracja jubileuszu w Łodzi będzie miała charakter ekumeniczny, ale trudno, żeby było inaczej, gdyż wynika to z naszej specyfiki na terenie Polski. Wyznanie wiary, jakie złożymy tego dnia w czasie Eucharystii, będzie dokładnym tłumaczeniem credo nicejskiego, tak jak zostało ono przyjęte 1700 lat temu na soborze w Nicei, kiedy Kościół nie był jeszcze podzielony. Pod tym tekstem podpisują się wszystkie nasze Kościoły.
Potem oczywiście będziemy zapraszać ludzi do pielgrzymowania do katedry i do kościołów, które zostały wyznaczone jako kościoły jubileuszowe. Organizujemy wiele wyjazdów do Rzymu, na pielgrzymki stanowe, tak jak je zaproponowano w Watykanie. Jedna z pierwszych uda się na jubileusz artystów, który trwa od 16 do 18 lutego, a pojadą tam nasze środowiska twórcze. I tak będzie przez cały rok, gdyż w archidiecezji łódzkiej rok ten będziemy przeżywać w bezpośredniej łączności z tym, co się będzie działo w Rzymie.
- Każdy Rok Jubileuszowy jest także okazją do przebaczenia i pojednania. Czy myśli Ksiądz Kardynał, że pomoże on uśmierzyć tę straszną polaryzację, która w tej chwili dopada Polskę? Niemal wszystkie siły polityczne, a przynajmniej większość, odwołują się przecież do chrześcijaństwa, wiec chyba możemy z tym wiązać jakąś nadzieję? Czy raczej należy ona do tych niespełnialnych?
- Nadzieję nie tylko można, ale należy mieć zawsze. Wszyscy podkreślają jak głębokie są podziały w Polsce. Mam jednak wrażenie, że chcieliby zaczynać proces zjednoczenia w ten sposób, żeby ludzie jednoczyli się wokół jakiegoś polityka czy innej osoby, która to proponuje. A tak się zrobić, tego nie da. Nie trzeba być wielkim filozofem, żeby to wiedzieć.
Pokładam nadzieję w dwóch środowiskach. Pierwszym jest Kościół, tak jak to zdefiniował Sobór Watykański II, mówiąc, że „Kościół jest w Chrystusie niejako sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (Lumen gentium 1). I taka jest nasza rola, Kościół powinien odnaleźć się w tej misji. Ma być sakramentem zjednoczenia całego rodzaju ludzkiego, a więc także polskiego społeczeństwa. Nie chodzi tu o udział w tym, co jest realną polityką, ale o stworzenie takich przestrzeni, gdzie ludzie się ze sobą po prostu mogą spotkać.
Żywię taką nadzieję. Tym bardziej, że w maju skończy się okres wyborów w Polsce, który był okresem nieustannym od kilku lat. Co chwila mieliśmy wybory i ciągłą kampanię wyborczą. Wreszcie będzie jakaś przerwa. I oznacza to szansę na budowanie dialogu bardziej dalekosiężnego, nie doraźnego, przekładającego się na liczbę głosów wyborczych. Jest to potrzebne samemu Kościołowi, aby chciał się takiej funkcji podjąć. A drugie środowisko, w którym zawsze pokładam nadzieję, to środowisko uniwersyteckie. W miejscach, gdzie Kościół przestaje być przestrzenią dialogu, uniwersytet nią pozostaje. A najpiękniej byłoby, gdyby się te dwa środowiska chciały się ze sobą zejść. Przecież Kościół i środowisko uniwersyteckie mogą być jakimś DNA, w sensie podtrzymania wartości jakimi żyje społeczeństwo, które zamieszkuje Polskę.
- Ale czy nie odnosi Ksiądz Kardynał wrażenia, że środowiska uniwersyteckie niekiedy wycofują się czy wręcz dezerterują, zamiast zabrać głos w debacie publicznej odnośnie do różnych kwestii medycznych, etycznych, psychologicznych?
- Nie mam wrażenia dezercji świata akademickiego. Faktem jest, że nauki, które nazywamy humanistycznymi, nie są dzisiaj zbytnio promowane. Nie oznacza to jednak, że tam się nie odbywa istotna refleksja. Natomiast o wiele więcej nagłaśniane są wyniki nauk szczegółowych, a to się wiąże z tym, jaka jest dzisiaj w ogóle kondycja człowieka. O tym często pisze Papież: o kulturze nastawionej na doraźny, natychmiastowy efekt. Nauki humanistyczne takiego efektu nikomu nie gwarantują, natomiast wymagają czasu dla implementacji wypracowanych przez siebie wniosków. Ale to nie oznacza, że w tym świecie się nic nie dzieje i że mamy do czynienia z jakąś dezercją. Jest to raczej kłopot nie po stronie podaży, co po stronie popytu.
- Pytanie kolejne o Synod o synodalności, bo jest on chyba wielką nadzieją dla Kościoła, a może szczególnie dla Kościoła w Polsce, gdyż ten nasz Kościół znajduje się na dość niebezpiecznym wirażu swej historii. Ksiądz Kardynał uczestniczył w październikowym spotkaniu synodu w Rzymie, a później otrzymaliśmy bardzo dobry dokument mówiący o tym, co należy zrobić. Jakie więc kroki teraz Kościół w Polsce powinien podjąć, co powinno się zmienić, na co powinno się położyć największy nacisk? Synod teraz zbiega z Rokiem Jubileuszowym.
- Synod ma służyć budowaniu kościelnej wspólnoty. Więc kiedy mówimy o Roku Jubileuszowym w kluczu pojednania i budowania relacji, to synod temu absolutnie sprzyja i to w wymiarze długofalowym. Oznacza to budowanie kultury życia wspólnego w Kościele, a to jest niesłychanie potrzebne. Ale żeby ta kultura wspólnego życia mogła w Kościele się rozwijać, trzeba ją oprzeć o konkrety. Trzeba przyjrzeć się tym wszystkim miejscom współpracy, które przewiduje choćby prawo kanoniczne: na ile one rzeczywiście istnieją i konkretnie działają. A chodzi mi o rady parafialne, duszpasterskie czy ekonomiczne. Na ile są one rzeczywiście reprezentacją ludzi świeckich i czy mają faktycznie coś do powiedzenia? Czy są one miejscem, gdzie dokonywana jest przez wiernych ewaluacja tego co robią duszpasterze?
Podobnie winno być na poziomie diecezji, bowiem biskup ma tych rad jeszcze więcej; radę duszpasterską, kapłańską czy ekonomiczną. Jest też mowa o tym, żeby synod w diecezji stał się wydarzeniem cyklicznym i odbywał się nie tylko okazjonalnie, raz na 30 lat jak to bywa. Powinien być organizowany w cyklu dwu-trzyletnim. Dokument synodalny zachęca też do popracowania nad relacjami między diecezjami w ramach każdej metropolii. To są konkretne rzeczy. Trzeba je po pierwsze przeczytać, przeanalizować i próbować coś z nimi robić.
- I jeszcze pytanie o tzw. efekt Rysia, jak to nazwały media. Badania Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego pokazały, że w archidiecezji łódzkiej praktyki religijne w ostatnich latach nieco wzrosły. Co by poradził Ksiądz Kardynał innym biskupom i diecezjom?
- Niech Pan Bóg się zlituje nad mediami za to, co wypisują przy tej okazji.
- Ale to fakt, że udało się coś dzięki olbrzymiego nacisku na pracę ewangelizacyjną jaką Ksiądz Kardynał prowadzi w Łodzi. Więc prosimy o dwa słowa na ten temat.
- Po prostu trzeba być z ludźmi. Ewangelizacją jest najpierw byciem z ludźmi możliwie konkretnie i stawianiem z odwagą pytań, które mają charakter osobisty. Ewangelizacja oznacza głoszenie Słowa Bożego, ale przede wszystkim wychodzenie do ludzi i angażowanie ich, żeby wychodzili do świata. Nie ma np. lepszych ewangelizatorów dla młodych, jak sami młodzi.
Nie chcę wcale pokazywać łódzkiego Kościoła jako wzorzec metra z podparyskiego Sèvres. To nie o to chodzi. Pan Bóg jest łaskaw, że działa także i tu, w Łodzi oraz że ludzie czują się przez to zachęceni do Kościoła. Myślę, że nie robimy niczego nadzwyczajnego, robimy to, do czego Kościół jest wezwany. Czytamy Słowo, słuchamy papieża, otwieramy się na Słowo Boga i to co Kościół pokazuje nam z inspiracji Ducha Świętego, który jest aktywny w Kościele. A jeśli są owoce, chwała Bogu.
- W Polsce ciągle jesteśmy w tej fazie wyborczej. Czy wynik wyborów z 15 października to jest dla wspólnoty wierzących sygnał pozytywny czy negatywny. A może pozostaje to kompletnie bez znaczenia?
- Trudno jest oddzielać wspólnotę wiernych od wspólnoty głosujących? Jeśli mówimy o tym, że żyjemy w społeczeństwie, które w 85%, (nawet w najmłodszych tych grupach wiekowych) przyznaje się do wiary, to znaczy, że ta wspólnota w ten sposób zagłosowała. W ten sposób wypowiedziała swoją odpowiedzialność za kraj, za ojczyznę, za życie publiczne. A Kościół? Powinien być gotów do dialogu z wybraną władzą dla dobra wspólnego.
W Senacie odbyła się niedawno debata poświęcona wolności sumienia i religii w demokratycznym państwie prawa. Ogniskową w tej debacie były zapisy konkordatowe. Kościół nie podpisywał Konkordatu po to, żeby bronić swoich partykularnych praw i interesów, tylko żeby ustalić z państwem zasady działania dla dobra wspólnego społeczeństwa i każdego człowieka. Wobec tego celem Kościoła nie jest ochrona swoich przywilejów, tylko współdziałanie dla dobra wspólnego i dobra człowieka. I sądzę, że jest to możliwe w każdym politycznym układzie.
- Aczkolwiek widzimy olbrzymie trudności, jak Ksiądz Kardynał dokładnie wie, w tym współdziałaniu z władzami dla dobra wspólnego, jeśli chodzi np. o szkołę, kwestię obrony życia czy inne?
- Jak najbardziej. Tylko to nie oznacza, że mamy się wycofać. Dokąd to tylko możliwe, powinniśmy iść z ręką wyciągniętą do rozmowy.
- Dziękujemy za rozmowę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).