Nauczyłam się przyjmować to, co przynosi czas, i nie walczyć na siłę o to, co wydaje mi się, że będzie dla mnie dobre. Pragnienia są po to, żeby je spełniać, ale potrzebna jest pokora, która daje umiejętność harmonijnego życia. Zawsze uważałam, że spełnienie pragnień za wszelką cenę nigdy nie jest dobre.
Czytając rozmowy z panią, zatrzymywałem się na momentach, w których mówi pani na przykład: „No i trafiłam do szpitala, i zostałam tam rok”. Rok w szpitalu to jest coś koszmarnego. Czy trzeba wyrobić w sobie jakiś rodzaj specjalnej cierpliwości, jakiegoś – nie umiem powiedzieć zgrabniej – wewnętrznego buddyzmu, który pozwala nam się z tym mierzyć? Czy żyje się z tym, czy cały czas się z tym walczy?
Niewątpliwie miałam szczęście – pierwszy raz trafi łam do szpitala, gdy zachorowałam na polio, mając sześć miesięcy. Wychowałam się w sanatoriach i szpitalach. Dla mnie jest to środowisko naturalne, spędziłam tam więcej czasu niż w domu. Wiedziałam, że szpitale i operacje są konieczne, bo dzięki nim będę chodziła i będę sprawniejsza, a to oznacza lepsze życie. Dzięki temu, że spędziłam rok w szpitalu we Francji, gdzie znakomicie usztywniono mi kręgosłup, wyszłam bez szwanku po tym, jak nasz samochód, ostrzelany na górze Igman w drodze z Sarajewa, wpadł do przepaści. Pan Bóg zatrzymał go na głazie, który „czekał” piętnaście metrów niżej. Skończyło się na siniakach. Dla mnie szpital to nie strach, to nadzieja, że będzie lepiej albo że nie będzie gorzej. Nawet moi przyjaciele się śmieją, że dla mnie operacja to jak dla nich pójście do kosmetyczki.
A ból?
Ból to coś bardzo trudnego. Gdy jako dziecko przechodziłam pierwsze operacje, nie stosowano jeszcze takich środków przeciwbólowych. A nie wolno było płakać (pielęgniarki kazały być dzielnym, a koleżanki się śmiały, że beksa), więc czasem gryzło się poduszkę. Ale później, od siedemdziesiątego pierwszego roku, dawano mi już silne środki przeciwbólowe i tego bólu prawie wcale już nie było. Poza tym ból to jest coś, co trzeba opanować i co przechodzi. Różne miałam w życiu etapy, ale to jest tak, że im większa nadzieja, tym ból staje się jakby mniejszy i łatwiej też jest o nim zapomnieć.
Skutki tej choroby to nie jest coś, co osiąga constans i dalej już nie idzie. Sama pani wspominała, że coraz trudniej jest pewne rzeczy zrobić.
W polio wszystkie stawy zużywają się szybciej, mięśnie są słabsze, więc z wiekiem jest coraz trudniej. Na to trzeba się przygotować, chociaż pewnie do końca nikt tego nie potrafi . W kwietniu lecę do Sudanu i muszę przyznać, że myślę, iż to może być mój ostatni taki wyjazd. Jest mi coraz trudniej się poruszać, chociaż wciąż wierzę w to, że może stanie się cud i jeszcze jakoś stanę na nogi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.