Nauczyłam się przyjmować to, co przynosi czas, i nie walczyć na siłę o to, co wydaje mi się, że będzie dla mnie dobre. Pragnienia są po to, żeby je spełniać, ale potrzebna jest pokora, która daje umiejętność harmonijnego życia. Zawsze uważałam, że spełnienie pragnień za wszelką cenę nigdy nie jest dobre.
Pani zgadza się na to, by służyć, na to, że pani życie będzie nastawione na innych, będzie dawaniem. A co z panią?
Mam swoje jedyne, niepowtarzalne życie. Jestem szczęśliwa. Czasem ludzie mówią: „Pani jest taka wspaniała, pani tak się poświęca”. A ja naprawdę się nie poświęcam. To, że czasem wydarzają się w moim życiu rzeczy, które są trudne, to nie znaczy, że nie mogę być szczęśliwa. Człowiek swoje szczęście tak naprawdę buduje sam. Kiedy byłam jeszcze z mężem, wydawało mi się, że moje szczęście zależy od niego, ale nawet w najlepszych małżeństwach nie można uważać, że szczęście zależy od drugiego człowieka. Ten człowiek może dawać nam część szczęścia, ale są przecież ludzie, którzy są poukładani w związkach, ale nieszczęśliwi z jakiegoś innego powodu. Więc wierzę w to, że swoje szczęście tak naprawdę tworzymy my sami. Mamy moc czynienia swojego życia szczęśliwym i pełnym, ale możemy je również uczynić trudnym do zniesienia. Co lepsze? W tym tworzeniu ważna jest też wiara, i to nie tylko wiara w Boga. Także w to, że każdy z nas jest wyjątkowym człowiekiem i że życie każdego z nas jest wyjątkowe. W to koniecznie trzeba uwierzyć.
Świetnie, ale co robić, gdy ktoś, kto mówił nam, że jesteśmy wyjątkowi, nagle przychodzi i mówi: wiesz, jest ktoś bardziej wyjątkowy od ciebie.
Oczywiście, że zwłaszcza na początku jest to straszny cios, trudny do udźwignięcia tak od razu. Ja w dodatku dowiedziałam się o tym wszystkim nagle i oczywiście wypłakałam swoje, byłam nieszczęśliwa, mówiłam sobie: „Tak, znalazł sobie nowy egzemplarz, młodszy, zdrowy”. Ale takie słowa mówi się wtedy, gdy człowieka boli, gdy ten ból rodzi gniew. Później zrozumiałam, że to stało się nie dlatego, że jestem gorsza. To wszystko zwykle jest znacznie bardziej poplątane. Zrozumiałam, że ktoś mi bliski okazał się słaby i w tej słabości nie znalazł siły na heroizm bycia wiernym. Mam bliską przyjaciółkę, która trochę wcześniej przechodziła przez podobną sytuację. To niezwykła osoba o wielkiej duchowości, szłam trochę jej śladami, ona bardzo mi pomogła przejść przez te trudne chwile. Pomogli mi też ludzie wokół, moja fundacja, czułam się potrzebna. Wiedziałam, że nie mogę pogrążyć się w bólu, bo przecież są ludzie, którzy czekają, którzy potrzebują mojej pracy, mojej siły. Miałam też takie poczucie, że jest w życiu – nie waham się tego powiedzieć – coś ważniejszego. Jeżeli mój mąż nie chciał ze mną zostać, jeżeli nic – żadne perswazje, rozmowy – nie pomogło, to nie można siłą zatrzymywać człowieka. To jego wybór. Ja nie mam wyjścia – muszę to zaakceptować i odkryć, że nie znaczy to, iż moje życie się skończyło. Bunt w takiej sytuacji oznacza klęskę i jest oznaką słabości. Moje nowe życie zaczęło się dla mnie na inny sposób. Lepszy? Gdzie jest ten dar? Nie wiem, ale kiedyś się dowiem.
Tragedia zaczyna się, kiedy człowiek nie ma wokół siebie nikogo, sam dla siebie jest jedynym punktem odniesienia.
Tak. Tak uważam. Gdy coś takiego się przytrafi , nie można zostać z zapłakanymi oczyma, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Kiedy się podniesie głowę i widzi się, że nie jest się samemu – jakoś w końcu trzeba zebrać siły i iść dalej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.