Wina to jest to, co łatwiej nam dostrzec w drugim człowieku niż w sobie. Wina to jest to, co najpierw i przede wszystkim odkrywamy w drugim. Wina to jest to, co nasze spojrzenie wydobywa z twarzy drugiego już przy pierwszym spotkaniu.
I to nie jest, proszę państwa, tylko sprawa naszych czasów. Kiedy Adam i Ewa popełnili pierworodny grzech – na początku dziejów ludzkości – sytuacja była taka: Bóg pyta Adama, co się stało. Dlaczego się ukrył? Adam odpowiada bardzo charakterystycznie: „Ewa, którą Ty mi dałeś, zerwała owoc i ja jadłem”. Zauważamy tutaj subtelne tropienie winy. Ewa zerwała – ale czy Ewa jest winna? Przecież Ty mi dałeś Ewę. Wina jest tam, po tamtej stronie. Bóg zwraca się do Ewy i ta z kolei mówi: „Wąż mnie zwiódł...”.
My, moi drodzy, wchodzimy w pewien świat, poznajemy ten świat, angażujemy się w ten świat. I tak jak ten świat jest wcześniejszy niż my, tak wcześniejsza niż my jest także wina. Drugi człowiek jest wcześniej niż ja, dlatego najpierw będę widział belkę w jego oku, a potem dopiero będę się domyślał, że w moim oku także jest jakieś źdźbło. Logika winy jest taka, że najpierw widzimy ją przed sobą i dopiero potem zaczyna się proces odwrotny, bardzo długi, bardzo skomplikowany, proces, przed którym broni się człowiek – mianowicie proces szukania winy w sobie. Bo kiedy człowiek widzi zło w drugim to normalny odruch polega na tym, ażeby szukać na tym drugim winnym człowieku odwetu. Skoro drugi jest winny, to ja ma prawo do odwetu. Apostołowie pewnego razu chcą spalić miasto, dlatego że nie przyjęło Jezusa Chrystusa. Miasto jest winne. Nasz odwet jest czysty – to jest tylko kara za to, że nie przyjęli Mistrza. Faryzeusz, który przyszedł do świątyni, modli się: „Nie jestem jako oni”. Reaguje pogardą, ale nie jest to pogarda wymyślona, fikcyjna. Jest to pogarda religijnie umotywowana. „Nie jestem jako oni” To jest reakcja na zło, które jest w „nich”. I stąd odwet, i stąd próba pogardy.
I dopiero tutaj zaczyna się tropienie naszej winy. Ale to jest rzeczywiście tropienie. I trudne tropienie – bo człowiek nie zdaje sobie sprawy, że w tej pogardzie i w tym odwecie kryje się istota jego grzechu. Cały czas jest przekonany, że to wszystko jest usprawiedliwione, że on reaguje tak, jak powinien reagować. Co tutaj jest tylko dziwne i co daje do myślenia? Daje do myślenia rosnąca samotność człowieka. Samotność rośnie. Rośnie samotność wśród ludzi. Samotność z góry zaplanowana, samotność usprawiedliwiona, uzasadniona tysiącem argumentów. Samotność, która jest odwetem, która jest pogardą dla grzesznego świata. I kiedy człowiek, moi drodzy, uświadomi sobie, tę samotność, wtedy dopiero jest na tropie szukania winy w sobie.
Bo wina, którą człowiek ma, czyni człowieka samotnym. Nic tak nie czyni człowieka samotnym jak wina. Kiedy człowiek choruje na grypę, na ślepą kiszkę czy na cokolwiek, są ci lekarze, ci pielęgniarze, można mieć jeszcze jakąś nadzieję. Ale kiedy się choruje na pogardę, kiedy się choruje na potrzebę nieustannego odwetu, wtedy jest się potwornie samotnym. Wtedy będzie się mówić tak jak mówi Sartre: że „piekło to inni”. Jest się wśród ludzi, a jest się sam[otnym], jak wyspa otoczona zewsząd zimnymi, bezdusznymi wodami.
I to jest, moi drodzy, wina. To jest „choroba na siebie”. I czasem towarzyszy temu zjawisku psychopatia. Dlatego że człowiek jest jednością, a zwłaszcza jest jednością tam w środku, gdzie dzieją się te trudne, te bardzo intymne ludzkie sprawy; sprawy, proszę państwa, tym trudniejsze, że w dzisiejszym języku nauki po prostu brakuje słów na ich opisanie. I człowiek jest skazany na to, żeby samemu sobie te światy, te zakamarki rozświetlać.
Czytaj dalej: Kto z was jest bez grzechu? (2), Niewinny (3)
Wydawnictwo "Znak" - "Nadzieja czeka na Słowo, Rekolekcje" Tekst pochodzi z książki "Nadzieja czeka na Słowo. Rekolekcje" ks. Józefa Tischnera wydanej nakładem wydawnictwa Znak. Rekolekcje "Odkupiciel Człowieka" wygłoszone zostały w kościele Św. Krzyża w Warszawie w 1979 r.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).