Listy z Kenii

Pustynia Korr to obszar znajdujący się na północy Kenii - poniżej jeziora Turkana, mniej więcej pomiędzy dwoma miastami: Isiolo i Marsabit.

Reklama

Małgosia Deja MWDB


Nairobi 07.09.2004


Kochani.

Tak więc 19 sierpnia dotarłam do Kenii. Przez najbliższy rok będę pracować jako wolontariuszka w Bosco Boys, szkole z internatem prowadzonej przez salezjanów w jednym z najsłynniejszych przedmieść Nairobi – Karen. Adam Dzidak, z którym tu przyjechałam, trafił do oddalonego o kilka kilometrów Bosco Town.Bosco Boys istnieje, juz kilkanaście lat i stale się rozwija. Obecnie uczy się tu ponad stu chłopców, z których większość mieszka na terenie ośrodka. Są to byli „chłopcy ulicy” – dzieciaki, które doświadczyły w swoim życiu już prawie wszystkiego. Alkohol, narkotyki, śmierć rodziców i rodzeństwa, wyrzucenie z domu, niewyobrażalna dla Europejczyka bieda to dla wielu z nich zupełnie zwykle wspomnienia. W Bosco Boys mają szansę nie tylko uczyć się i zapomnieć o głodzie, ale też przygotować się do samodzielnego, dorosłego życia.Na razie mamy tu wakacje, mam, więc czas, by powoli wszystko poznawać i wdrażać się do moich obowiązków. Przede wszystkim będę uczyć języka angielskiego w tutejszej szkole. Wstępnie przydzielono mi klasę czwarta i piątą – wyjdzie z tego jakieś pół polskiego etatu nauczycielskiego (angielski to jeden z najważniejszych przedmiotów i w tych klasach jest uczony w wymiarze około pięciu godzin lekcyjnych). Poza tym będę prowadzić popołudniowe zajęcia w pobliskim slumsie Kuwinda. Zostałam obdarzona też odpowiedzialnością za projekt „Adopcja na odległość”, a z miłości do książek chciałabym też ożywić nieco tutejszą bibliotekę (bo serce mi się kraje gdy widzę regały pełne książek, zamknięte na cztery spusty i pokrywające się kurzem).

O pracy w szkole nie mogę na razie wiele napisać (zaczynam ją dopiero w poniedziałek), natomiast o Kuwindzie – owszem.

Kuwinda to slums oddalony o 15 minut drogi od Bosco Boys, zamieszkany przez kilka tysięcy ludzi. Jest wiec mały, ale dość reprezentatywny. Domy zbudowane są tam z tego, co uda się znaleźć (po naszemu: „załatwić”) budowniczym, czyli w większości z blachy i tektury. Uliczki są wąskie, a ponieważ życie toczy się w dużej mierze na zewnątrz, gdy się nimi idzie, nietrudno wpaść na któregoś z mieszkańców, na garnek pełen frytek, naprawiany właśnie rower albo na maszynę do szycia z zakładu krawieckiego. Przy głównej drodze do Kuwindy znajduje się spore śmietnisko, na którym zgodnie pasą się kozy, szukają ziarna kury i bawią się dzieci.

A jednak Kuwinde bardzo, łatwo polubić – tak jak ksiądz Henryk, salezjanin z Polski, administrator Bosco Boys i mój nowy szef.

Dzięki jego staraniom został zbudowany w slumsie kościół i szkoła, jedyne ostoje kultury, na jakie się tutaj dotąd natknęłam. O ile kościół przypomina te spotykane w Polsce, o tyle szkoła mogłaby zaskoczyć wiele osób. Składają się na nią dwie małe klasy i „zaplecze” o powierzchni około jednego metra kwadratowego. W klasach stoją jakieś krzesła i ławki, wisi tablica, ale i tak ma się wrażenie, że jest to typowa szkoła w głębokim afrykańskim buszu. W ostatnim tygodniu miałam przyjemność prowadzić tam zajęcia dla dzieciaków z tutejszego kółka misyjnego. Przychodzi okolo 15 – 20 osób, głównie chłopców, w wieku 7 – 14 lat. Grupa jest wiec dosyć zróżnicowana, ale kłopot sprawia mi przede wszystkim język. Zajęcia prowadzę po angielsku, którego żadne nie używa w domu, a część prawie w ogóle nie zna. Często potrzebuje wiec tłumacza (mam tu na szczęście Philipa, który przez kolegów nazywany jest „Dictionary”- słownik), ale i tak jeśli pojawia się jakaś kłótnia miedzy dziećmi, mogę tylko cierpliwie czekać, aż same miedzy sobą rozwiążą problem. Praca z nimi daje jednak ogromna satysfakcje. Pod pewnymi względami stanowią one marzenie europejskiego nauczyciela: respekt dla dorosłych jest tu czymś oczywistym.

Z drugiej strony część z nich jest strasznie bierna: jeśli ktoś czegoś nie rozumie, rzadko daje mi o tym znać. Zdarza się, że wyczuwam jakiś problem – ale jeśli pytam, w czym rzecz, nie mogę się doczekać odpowiedzi. Pojawiają się też trudności wynikające z mojej nieznajomości tutejszych warunków. Ostatnio wyskoczyłam na przykład z zabawa w pantomimę, padło słowo ‘theatre’ (teatr) – i tak nasze spotkanie przerodziło się w lekcje angielskiego, bo okazało się, że nikt w klasie nie wiedział, co ono oznacza.

Jak słusznie stwierdził pewien człowiek, robię w Kuwindzie za kaowca.

Dokończenie na następnej stronie...

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7