Pustynia Korr to obszar znajdujący się na północy Kenii - poniżej jeziora Turkana, mniej więcej pomiędzy dwoma miastami: Isiolo i Marsabit.
...dokończenie z poprzedniej strony.
Większość mojego czasu poświęcam na pogłębianie wiedzy z zakresu pakietów Office w języku angielskim. Codziennie też po zajęciach wszyscy idą na boisko, gdzie przez godzinę grają w siatkówkę, piłkę nożną i koszykówkę. Ja też grałem, ale podczas jednego z meczów naciągnąłem sobie chyba ścięgno w prawej stopie i już prawie od dwóch tygodni czuję lekki ból przy gwałtownym ruchu. Teraz, więc chodzę żeby pogadać z chłopakami. Z gier wracam po 18.15.
Słońce praktycznie niezmiennie wschodzi tu w okolicach 6.00 (rano oczywiście) i zachodzi ok.19.00. Tak więc w ciągu tygodnia praktycznie nie wychodzę nigdzie poza mury szkoły. Chyba, że trafi się jakiś wyjazd czy to do ambasady czy do Bosco Boys Kuwinda, ale to bardzo rzadko.
Nairobii to dziwne miasto. Nawet jadąc samochodem po zmroku możesz być napadnięty przez złodziei z bronią palna i białą. Najbardziej niebezpiecznie jest w okolicach lasu. Ks. Henryk opowiadał, że ostatnimi dniami kilka razy jacyś ludzie próbowali włamać się do szkoły Bosco Boys w Kuwindzie. Gdy zostali nakryci zaczęli strzelać. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Gosia Deja mówiła, że była wtedy poza szkołą i nic nie słyszała. Jak ich ostatnio odwiedziliśmy z ks. Janem to już mieli jakiś sześciu ochroniarzy uzbrojonych w kałachy. Ogólnie nasza szkoła mieści się w bezpiecznej okolicy, choć i tak dozorca spuszcza na noc 8 psów, które raczej nie są dobrze ułożone sądząc z odgłosów dochodzących zza okna w nocy. Kuwinda znajduje się w okolicy lasu I stąd te problemy. Przez pierwsze 2 tygodnie naszego pobytu w Kenii przebywała tu również szóstka wolontariuszy z Włoch i dwóch z Francji. Na jednym ze spacerów jeden z tych Francuzów został napadnięty przez jakichś nożowników i musiał wracać w samych gatkach do domu. Zabrali mu aparat, zegarek, ubranie (z wyjątkiem wspomnianej bielizny osobistej), łańcuszek i nawet kapelusik. Dlatego też w ciągu tygodnia nigdzie się nie ruszam. Przez to czuję się tu trochę jak w Europie, spokój, bezpieczeństwo, porządek i nawet klimat podobny. Chociaż słyszałem, że teraz w Polsce zaczynają się już niskie temperatury, tutaj jest umiarkowanie ciepło. Od początku padało może ze dwa razy i to lekko. Ziemia jest totalnie jak na Marsie ( tzn. taka czerwona, bo chyba na Marsie nie ma ziemi - ale ja nie byłem mocny z fizyki). Aż dziwne, że tu jeszcze cokolwiek rośnie. Poranki są chłodne, ale to ok.18 stopni, więc można nawet z klapka uderzać. Potem w ciągu dnia przypieka słonko, ale ja głównie jestem wtedy w klasie. Wieczory są już łagodne, bez silnego słońca. Zresztą ogólnie temperatury nie są zabójcze. Gościliśmy tu kilku ludzi z Kakumy - największego obozu dla uchodźców w Kenii i mówili oni, że jeżeli chce się poznać naprawdę trudne warunki w Afryce, to trzeba przyjechać do nich. Jest to region pustynny z wszędobylskim pyłem i dokuczającym upałem. A w Nairobii polska pogoda czerwcowa. Chociaż mówią, że to najzimniejszy region w kraju. Spotkałem nawet człowieka z Tanzanii, który mówił, że w Nairobii za zimno dla niego. Ale czego tu wymagać, skoro nikt z nich nie widział nawet śniegu, a o nartach można z nimi rozmawiać jak z ze ślepym o kolorach. Gdyby nie widzieli w telewizji nie wytłumaczyłbym, co i jak.
Tak, więc wracając do tematu, który mi się jakoś dzisiaj kupy nie trzyma, wychodzę tylko w niedzielę. Jak już pisałem w pierwszym liście byłem w parku safarii w okolicach Nairobii ( strasznie zdzierają z Muzungu - czyli białych - ok 25 USD za bilet). Zrobiłem tę rundkę spacerową w okolicach szkoły (niektórzy mają tu naprawdę wypasione wille, inni jakieś stragany w stylu - znajdź deskę i przybij). Byłem też z częścią chłopaków w okolicznych Ngong Hills (niewielki przedsmak przed Mount Kenia).
Początkowo księża nie byli zachwyceni tym pomysłem, bo w tamtych okolicach znaleźli ostatnio jakiegoś zakłutego nożem nieszczęśnika, ale chłopaki powiedzieli, że luz, no i w końcu udało się uzyskać "błogosławieństwo" moich opiekunów. Ładny widok, chociaż górki nie za wysokie.
Ostatnią niedzielę spędziłem w obstawie Petera i Gabriela (nie mylić z Peterem Gabrielem muzykiem) w City Center. Gabriel nie pozwolił mi nosić plecaka z aparatem, lecz sam całą drogę trzymał go na brzuchu, asekurując dodatkowo skrzyżowanymi rękoma. Powiedział, że kieszonkowcy w Nairobi nalezą do ścisłej światowej czołówki. I choć często dochodzi nawet do linczu złapanego złodzieja, jest to dosyć częsty proceder. A jeśli chodzi o samosąd, to gdybyście kiedykolwiek przejeżdżając przez Kenie spowodowali jakiś wypadek z ofiarami w nieciekawym, że tak powiem stanie, nie zatrzymujcie się żeby sprawdzić, co i jak, tylko zgłoście się od razu na policje. Tutaj ludzie poddają się emocjom i karę wymierzają natychmiastowo, czesto najcięższego kalibru. Jeśli zaś chodzi o towarzyszy moich eskapad, to zawsze rzucam hasło, do jakiś chłopaków, których już lepiej znam, że gdzieś się wybieram i jeśli nie maja w planach niczego innego - a oprócz spaceru, odwiedzin znajomych, czy posiadówki na murku nie maja jakiś szczególnych pomysłów na niedziele - ruszamy w teren.
Ja zapewniam transport, napoje z Coca-cola Company i towarzystwo na europejskim poziomie.
Stolica Kenii zgodnie z przewidywaniami nie zachwyciła, ale samo centrum nie było najgorsze. Przypominało mi trochę australijskie miasta, oczywiście w odpowiedniej skali jeśli chodzi o czystość i ład architektoniczny. Kilka umiarkowanie wysokich "drapaczy chmur", dosyć ładny park w centrum, parlament z pięknym ogrodem, który można podziwiać tylko zza płotu, pole golfowe i bardzo ładny kościół, nomen omen salezjański, to najmocniejsze punkty miasta. Szkoda tylko, że tak brudno na ulicach. No i ta atmosfera egzotyki.
W tym liście już nie dam rady napisać o tutejszych ludziach, ich problemach, radościach i podejściu do życia, ale jak znajdę czas w niedalekiej przyszłości napisze coś więcej w tym temacie, Może też dodam coś o swoich odczuciach na tej "czerwonej planecie". Na razie to tyle ode mnie. Dzięki za pamięć i maile. Cieszę się, że w większości u Was nie najgorzej ( z wyjątkiem sytuacji na rynku pracy, przegranej naszej jedenastki z Angolami, lekkiego spalenia ciasta przez Arka M.).
Pozdrawiam wszystkich i pamiętam w modlitwie, której tutaj nie brakuje, czy to w kiswahili czy w mowie Brytów, czy też w polskiem narzeczu. Duża buźka.
ADAM DZIADAK MWDB
na czarnym lądzie
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.