Pustynia Korr to obszar znajdujący się na północy Kenii - poniżej jeziora Turkana, mniej więcej pomiędzy dwoma miastami: Isiolo i Marsabit.
Adam Dziadak MWDB
Praised be Jesus Christ.
Pozdrawiam Was z Bosco Boys Town w Nairobi.
Znalazłem chwilkę czasu, aby podzielić się z Wami bardziej osobistymi refleksjami. Mam tu, bowiem wspaniałą możliwość korzystania z komputera każdego dnia i choć dostęp jest przez modem to kilka minut dziennie zawsze mogę poświęcić na wysłanie jakiegoś maila (obecnie gł. w sprawach natury praktycznej niż opisowej). Napisałem już, co prawda jeden list do znajomych, których znalazłem w książce adresowej, ale chciałbym również specjalnie dla wszystkich ludzi związanych z wolontariatem misyjnym przekazać kilka wiadomości z pierwszych tygodni pracy na "czarnym lądzie". Piszę ogólnego, maila, gdyż nie znam wszystkich adresów, ale wiem że w SOM -ie są osoby, które go już właściwie rozdystrybuują.
Pierwsze dni są jak nieustająca lekcja nowej rzeczywistości. Zostałem tu bardzo dobrze przyjęty.
W ogóle zarówno pracujący tu Salezjanie, jak i miejscowi uczniowie są dla mnie bardzo sympatyczni i służą pomocą, jeśli tylko jej potrzebuję. Bardziej odczułem jednak szok językowy, niż kulturowy. Człowiek się uczy już ok. 10 lat, a rzucony na głęboką wodę zapomina języka w gębie. Podejrzewam, że pewna blokada w mówieniu wynika z mojej nieśmiałości, a co za tym idzie trudności w nawiązaniu pierwszego kontaktu. Trudno też czasem przebić się przez obco brzmiący akcent. Próbuję się przełamać, ale czasem jest ciężko. Przychodzą chwile zwątpienia, ale myślę, że są one naturalnym i niezbędnym elementem posługi każdego wolontariusza. Ja staram się wszystkie moje niedoskonałości i drobne cierpienia duszy ofiarować Bogu. Często modlę się do Ducha Świętego, aby pomógł mi przezwyciężyć wszelkie słabości, abym moją prace mógł wykonywać jak najowocniej.
Z chłopakami ze szkoły zawsze znajduję czas żeby pogadać. W rozmowie z nimi nie wstydzę się potknięć gramatycznych. Częścią mojej obecności tutaj jest, bowiem asystencja. Dlatego towarzyszę im, gdy sprzątają, grają w piłkę, modlą się, czy oglądają wieczorne wiadomości. Czasami w myśl zasady salezjańskiego systemu prewencyjnego, ale częściej po prostu staram się być wśród nich i lepiej ich poznać. Jest to chwilami męczące, gdy człowiek chciałby się zdrzemnąć , znaleźć czas dla siebie, ale wiem, że nie tędy droga. Dzielę, więc czas między przygotowywaniem się do lekcji i szlifowaniem języka w rozmowach z chłopakami. Śpię po 6 godzin dziennie, ale więcej nie potrzeba. W Polsce sypiałem dłużej, ale tutaj nie chcę tracić czasu. Zawsze mogę poświęcić te dodatkowe godziny, aby np. napisać taki dłuższy list jak ten.
W poniedziałek zacząłem prowadzić mój pierwszy kurs. Uczę Excela dwójkę studentów. Nie jest to zbyt trudne, gdyż mam dosyć dobrze opracowane lekcje z ćwiczeniami. Choć bywa, że brakuje słów, aby w jasny sposób coś wytłumaczyć, to widzę, że nie mają oni problemów z przyswajaniem tej wiedzy.
Ogólnie moja praca polega na prowadzeniu kursów komputerowych dla ludzi spoza szkoły. Są one płatne i obejmują obsługę takich pakietów, jak Windows, Ms Office z nieużywanym u nas praktycznie Publisherem, Photoshop i Keyboarding, czyli nauka szybkiego pisania na klawiaturze. Lekcje do tych pakietów są lepiej lub gorzej przygotowane, ale nie wszystkie, więc trzeba też zaplanować niektóre sylabusy. Zakres materiału jest dosyć szeroki i jeden pakiet obejmuje ok. 20 godzin lekcyjnych. Dodatkowo do moich obowiązków należy również doprowadzenie do stanu używalności komputerów, które w znakomitej większości mają większe lub mniejsze usterki. Mamy, bowiem dwie sale: w jednej jest ok. 18 komputerów, które DBBT dostało kiedyś jako wsparcie i 11 w drugiej. Ta jedenastka jest nowsza i byłaby w porządku, gdyby ktoś nie zainfekował wirusem całej sieci. Teraz z tymi starszymi są problemy związane głownie z hardwardem, a z tymi nowszymi z softwarem. Niektórych rzeczy uczę się praktycznie na bieżąco - dzisiaj np. wymieniłem stacje dysków i z dwóch starych sprzętów złożyłem swojego pierwszego PCeta, a najlepsze jest to, że działa. Dużo czasu zajmuje mi sprawdzanie tych wszystkich komputerów i czasami nie wiem, za co się zabrać, czy bardziej za przygotowywanie się do przyszłych lekcji, czy za reperowanie maszynerii. Muszę jednak to jakoś pogodzić. Chciałbym jak najszybciej uruchomić jak najwięcej komputerów, aby rozpocząć kursy wieczorowe z chłopakami. Poprzedni wolontariusz uczył ich, bowiem podstaw obsługi programów, gdy mieli czas wolny od innych zajęć. Pytają się, kiedy zacznę lekcje z nimi i trudno im wytłumaczyć, że to nie takie proste naprawić cały ten inwentarz. Czasami jestem na siebie zły, że być może czegoś nie wiem, ale staram się na bieżąco kontaktować z "krajowymi ekspertami" (pozdro i wielkie dzięki dla Marka). Ale jak to mówią w kiswahili "pole pole' – powoli, powoli z Bożą pomocą mam nadzieję dać sobie radę. Niestety w tych sprawach nie mam praktycznie żadnego wsparcia na miejscu. Dziewczyny - jedna nauczycielka i jedna miejscowa wolontariuszka, które razem ze mną uczą praktycznie nie maja wystarczającej wiedzy, aby cokolwiek naprawić. Pomogły mi jednak bardzo w przygotowaniach do lekcji. Człowiek, który miał reperować sprzęt ograniczył się do zostawienia karteczek z nazwą wadliwej lub brakującej części i to czasem niedokładnie.
Dużą pomocą okazało się również spotkanie z Izabelą - wolontariuszką z krakowskiego Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego, która pracuje w Nzajkoni, kawałek drogi od Nairobi. W ogóle to żałuję, ze będąc w Polsce nic nie wiedziałem o kimś, kto robił praktycznie to, co ja miałem robić w DBBT. Brak szerszej wymiany informacji pomiędzy krakowskim i warszawskim wolontariatem uważam za dużą słabość, która powinna być w przyszłości wyeliminowana. Iza opowiedziała mi sporo o swej pracy tutaj i poradziła w wielu sprawach. Charakter jej pracy różni się jednak trochę od mojego, gdyż uczy ona w szkole bez internatu i popołudnia mogła przeznaczać na solidne przygotowywania się do lekcji. Ja mam praktycznie cały dzień zagospodarowany według schematu, który mi jak najbardziej odpowiada, choć czasem sprawia, że brakuje czasu. W następnym liście opiszę Wam dokładniej mój plan dnia.
Wiem, że rozpisałem się na tematy o charakterze techniczno-praktycznym. Wybaczcie. To jednak obecnie najbardziej zaprząta mój umysł. Nie zapominam jednak o modlitwie, bez niej nie dałbym sobie rady. Wspominam również o Was, gdy odmawiam różaniec, czy to po polsku, czy po angielsku, czy w kiswahili. W tym ostatnim języku znam, co prawda tylko "Zdrowaś Mario", ale i tak nauka modlitwy z oczywistych względów przychodzi najszybciej i myślę, że już wkrótce będę w stanie zapamiętać słowa "Ojcze Nasz".
Najbardziej nostalgiczny nastrój dopadł mnie w Resurection Garden, gdzie w niedzielę zabrał mnie i kilku chłopaków ks. Jan. Miejsce to skojarzyło mi się z Licheniem i okolicą tamtejszej Golgoty, z tym, że mniej jest tu tej sztuczności, która może trochę razić. Jest to pięknie położony park, ze ścieżkami, krocząc, którymi mija się płaskorzeźby przedstawiające stacje drogi krzyżowej i inne wydarzenia biblijne. Są tu również wygrawerowane słowa modlitwy "Ojcze nasz" w prawie wszystkich językach narodowych i narzeczach lokalnych plemion kenijskich, których jest od 40 do 52 (różnie chłopaki podają). Spacerując i modląc się moje myśli krążyły wokół naszych spotkań na Korowodu 20, gdzie też spotykaliśmy się, by w skromnym gronie pomodlić się za misje i naszych wolontariuszy. Naprawdę to były piękne chwile.
Nie sposób wszystkiego opisać w jednym liście. Postaram się jednak jeszcze coś w najbliższej przyszłości przesłać. Poprzez pisanie mogę, bowiem uporządkować moje myśli i mam nadzieję, że będzie to jakaś forma pomocy dla tych, którzy się wybierają na misje, by swoim życiem głosić Dobra Nowinę. Ducha nie gaście. Pozdrawiam
Adam Dziadak MWDB
___________
"Weź udział w trudach i przeciwnościach, jako dobry żołnierz Jezusa Chrystusa"
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).