Świat niesamowicie podkręca tempo życia. Wytrzymują je tylko najtwardsi. Bardziej wrażliwi, spokojni zostają w tyle. Dlatego też ogromnym kosztem życia duchowego chcą innym dotrzymać kroku. A to bardzo wyczerpuje. Stąd już niedaleko do wspomnianego poczucia lęku i wstydu wynikającego z przekonania: "że nie daję rady, że zostaję z tyłu."
4. Chrystus dzisiaj powiedział nam w Ewangelii: Nikt nie może dwom panom służyć (Mt 6, 24). Nic nie może być w sercu męża i ojca ponad troskę o dobro żony i dzieci. Podkreślę tu – o dobro duchowe przede wszystkim. Są bowiem rodziny, gdzie chleba nikomu nie brakuje, ale brakuje słowa, wysłuchania i serdecznej rozmowy. Można bowiem uciec przed powołaniem małżeńskim i ojcowskim w pracę i w zabieganie o dobra materialne. Pozornie wzniośle brzmi wtedy wytłumaczenie, że na rozmowę z najbliższymi nie ma czasu, bo tyle jest różnorakich zajęć. Jak złudne jest przyjęcie takiej postawy wiedzą ci, którzy pobudowali piękne domy, a teraz słychać w nich tylko płacz, krzyk i awantury, albo dyskutuje się o nich omawiając temat podziału majątku.
Skąd bierze się taka postawa duchowej dezercji wielu mężczyzn? Dlaczego niejeden mąż i ojciec od lat przebywa na wewnętrznej emigracji, separując się duchowo od żony i dzieci? Problem jest zapewne bardzo złożony. Ja wskażę tylko na jeden jego aspekt: wielu mężczyzn się boi. Boi i wstydzi. Obawiają się, że nie potrafią duchowo przewodzić swojej rodzinie, że wewnętrzna słabość całkowicie ich dyskwalifikuje. Boją się, że brak im wielkości i mocy ducha, którą potrafiliby zachwycić małżonkę i dzieci. W takiej sytuacji niejeden mężczyzna czuje, że pozostaje mu już tylko zarabiać na dom i trzymać w nim rygor zewnętrznej karności. Po czym poznać tę chorobę męskiej duszy? Po częstych wybuchach gniewu, smutku wypisanym na twarzy, po nasilających się pokusach ucieczki w pracę, w alkohol, w nowy związek.
Inny aspekt tego problemu jest taki, że świat niesamowicie podkręca tempo życia. Wytrzymują je tylko najtwardsi. Bardziej wrażliwi, spokojni zostają w tyle. Dlatego też ogromnym kosztem życia duchowego chcą innym dotrzymać kroku. A to bardzo wyczerpuje. Stąd już niedaleko do wspomnianego poczucia lęku i wstydu wynikającego z przekonania: "że nie daję rady, że zostaję z tyłu."
Drodzy bracia w Chrystusie! Jak to się dzieje, że wspomniany lęk i wstyd dosłownie paraliżuje niekiedy męskie serca? Przyczyną jest to, że wielu naszych braci zostało samych. W mentalności niejednego mężczyzny pojawiło się bowiem fałszywe przekonanie, że hańbą jest dla niego prosić o pomoc, że prawdziwie twardy i mocny człowiek daje sobie radę zawsze sam. A stąd już bardzo blisko do zagubienia i porażki. Przypominajmy z całą mocą i często słowa proroka Jeremiasza: Pan jest przy mnie, jako potężny mocarz, dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą (Jr 20, 11). To wiara daje niepojętą siłę. To ona pozwala rozprawić się z tym szatańskim, przygniatającym i paraliżującym lękiem i wstydem. Choćbyśmy wiele razy już w życiu podejmowali próby duchowego zrywu i choćby nic z nich nie wyszło, a na usta cisnęła się tylko skarga: całą noc łowiłem, całe lata, i nic nie ułowiłem, to na słowo Chrystusa zarzućmy sieć!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.