Piekary 2008: Homilia abpa Kazimierza Nycza

www.archidiecezja.katowice.pl/jk

publikacja 22.05.2009 21:00

Świat niesamowicie podkręca tempo życia. Wytrzymują je tylko najtwardsi. Bardziej wrażliwi, spokojni zostają w tyle. Dlatego też ogromnym kosztem życia duchowego chcą innym dotrzymać kroku. A to bardzo wyczerpuje. Stąd już niedaleko do wspomnianego poczucia lęku i wstydu wynikającego z przekonania: "że nie daję rady, że zostaję z tyłu."

Piekary 2008: Homilia abpa Kazimierza Nycza

1. Radują się oczy, raduje się serce, niepowtarzalne wzruszenie przenika nasze wnętrza, kiedy stajemy w wielkiej rzeszy młodzieńców i mężczyzn, otaczając ołtarz na dorocznej pielgrzymce do Piekar Śląskich. Stanowimy tu bowiem swego rodzaju niepowtarzalne zgromadzenie liturgiczne, jakiego próżno by szukać gdzie indziej w naszej ojczyźnie, a nawet chyba na całym kontynencie europejskim. Doświadczamy tej szczególnej mocy, której udziela nam Bóg przez ręce Madonny Piekarskiej, ale czujemy także niezwykłą siłę płynącą z naszego braterskiego zgromadzenia. Jak bardzo potrzebują tego nasze męskie serca świadczy fakt, że każdego roku tak licznie przybywacie, kochani bracia, do tego śląskiego Sanktuarium, do stóp Madonny Piekarskiej. Potrzebujemy mocy, mądrości, potrzebujemy wsparcia i szukamy tego wszystkiego u naszej Matki.

Przychodząc tu, mamy przed oczami scenę, która opisana jest na początku Dziejów Apostolskich, kiedy to Maryja przebywała w otoczeniu jedenastu Apostołów i wspierała ich swoją wiarą i modlitwą w trudnym momencie ich misji. Przybywamy do Piekar Śląskich, by doświadczyć tamtej atmosfery Wieczernika. Tam bowiem Matka Jezusa wiernie spełniała testament swojego Syna, przekazany Jej na Golgocie i otaczała matczyną troską uczniów, których przyjęła jako swoje dzieci. Wierzymy, że dziś także będzie wspierała nasze prośby, jakie zaniesiemy przed tron Boży w intencji naszych rodzin, naszej Ojczyzny i nas samych.

2. Światła dla rozwiązania problemów i trudności, jakie przynosimy tu dziś, szukamy oczywiście w słowie Bożym, koncentrując się na czytaniach mszalnych z dzisiejszej niedzieli. Znajdujemy w nich treści, które żywo poruszają nasze męskie serca. Słyszymy dziś w Ewangelii: Starajcie się naprzód o królestwo Boga. Czy możemy usłyszeć coś bardziej wzniosłego i porywającego? Czy serce człowieka, a zwłaszcza mężczyzny, nie bije mocniej, kiedy słyszy wezwanie do misji zdobycia Królestwa? Czy każdy z nas w dzieciństwie nie marzył o bohaterskich wyprawach? Czy nie tęsknił do podbojów pełnych przygód, do wielkości? Dziś może uśmiechamy się, wspominając nasze wizje sprzed lat. Może nawet ktoś czuje się zawstydzony, uważając, że nie dokonał w życiu niczego wielkiego, a może nawet jakoś je przegrał.

Przeróżne historie zapisaliście zapewne – drodzy Bracia – na kartach waszych minionych lat. Ale jestem pewny, że jakie by one nie były, to nikt z was nie utracił do końca tego pięknego pragnienia wielkości. Do niego odwołuje się Chrystus, kierując do nas wezwanie: Starajcie się naprzód o Królestwo Boże, a wszystko inne będzie wam przydane. Czy może być jakiekolwiek bardziej śmiałe przedsięwzięcie? Królować z samym Bogiem? Mieć pełny udział w Jego szczęściu?

Myślę, że jeśli czyjegoś serca nie porywa taka perspektywa, to jest to spowodowane brakiem nadziei. U podstaw takiego braku ufności leżeć może błędne przekonanie, że Bóg oczekuje od chrześcijan, by byli jedynie cisi, pokorni, by nadstawiali swoim oprawcom drugi policzek i zadawalali się tym, co małe i skromne. To jest oczywiście prawdą, ale trzeba mieć na uwadze pełniejszy ogląd tego zagadnienia. Kiedy dwaj apostołowie chcieli być wielcy w królestwie Jezusa, Zbawiciel nie potępił ich wtedy, ale powiedział do wszystkich Apostołów: Kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie sługą waszym. To jest droga do prawdziwej wielkości. I pragnienie jej nie jest niczym złym. Także wielkość mężczyzny w życiu, pracy zawodowej i w rodzinie, powinna być wielkością przez służbę.

Jednym z poważnych problemów dzisiejszej rodziny jest mała obecność ojców w wychowywaniu dzieci, głównie z powodu ich pracy. Ojciec, jeszcze bardziej niż matka, staje się gościem w domu. To wyobcowanie prowadzi do nieumiejętności spędzania czasu z rodziną. Konsekwencją jest marnowanie szansy przekazania swoim dzieciom modelu męskości, i to zarówno synom jak i córkom, choć inaczej w zależności od wieku dzieci. Nawet wychowanie religijne w relacji do Boga, który jest ojcem, jest utrudnione, jeśli dzieci nie mają w domu prawidłowego obrazu swojego ziemskiego ojca. Jakże mają się nauczyć wołać Ojcze nasz, jeśli doświadczają skrzywionego obrazu ojca ziemskiego.

3. Wejrzyjmy raz jeszcze w dzisiejsze teksty biblijne. Znajdziemy tam jeszcze bardziej precyzyjną odpowiedź na pytanie: na czym powinna polegać upragniona przez nasze męskie serca wielkość? Na początku dzisiejszego pierwszego czytania św. Paweł pisze: Bracia, niech ludzie uważają nas za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych. A od szafarzy już tutaj żąda się, aby każdy z nich był wierny (1 Kor. 4, 1-2).

Wierność. W tym słowie zawiera się tak wiele. Bo żeby być wiernym ojczyźnie, rodzinie, Kościołowi czy Bogu samemu, trzeba być człowiekiem silnym, wytrwałym, niezłomnym i prawym. Na tych pojęciach zbudowana jest cała duchowość mężczyzny, chrześcijanina. Kto stanie się obywatelem królestwa Boga? Odpowiedź daje sam Chrystus. Kiedy przepowiada uczniom, jak trudne doświadczenia spotkają ich na drodze chrześcijańskiego życia, to swoją wypowiedź kończy zdaniem: Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 10, 22). Kto wiernie wytrwa do końca.

Tak wzruszające są zawsze chwile wręczania wojskowych odznaczeń uczestnikom wojen, kampanii czy bitew. Zawsze podstawą do uznania czyjegoś bohaterstwa jest jego wierność. Ten podziw dotyczy nie tylko przypadków wojennego heroizmu. Nasza codzienność także przynosi okazję do wykazania się postawą wiernego trwania przy ludziach, wartościach czy podjętych zobowiązaniach, Świadectwo takie jest bardzo doceniane i podkreślane we wspólnocie Kościoła. Wyraża się to choćby w pielęgnowaniu jubileuszy małżeńskich. Kiedy przychodzi mi niekiedy w nich uczestniczyć, szczerze poruszony patrzę na tych, którzy dzielnie od 25, od 50 lat czy nawet niekiedy przez jeszcze dłuższy okres życia, dzień i noc, na dobre i na złe, są razem ze sobą. Trwają solidarnie w zmaganiu się o wierność przysiędze, która mówi, że współmałżonka nie opuszczę aż do śmierci.

Mężczyzna w rodzinie jest szafarzem domowego Kościoła. A od szafarzy nie oczekuje się niczego innego, lecz aby był wierny. To jest najprawdziwsza wielkość człowieka. Ona otwiera bramy królestwa Boga. Wszyscy pamiętamy słowa, jakie Chrystus zawarł w przypowieści o talentach. Wypowiada je tam ów człowiek, który rozdysponował pieniądze swoje sługi dobra materialne, by nimi uczciwie i efektywnie zarządzali. Po swoim powrocie do domu powiedział tym, którzy dobrze spełnili swój obowiązek: Dobrze sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana (Mt 25, 21). Wszyscy jesteśmy powołani, by być sługami wiernymi, bo to jest droga do prawdziwej wielkości.

Tę prawdę musimy sobie nieustannie przekazywać. Tę prawdę musimy głosić z mocą. Bowiem dziś świat proponuje ludziom dewizę: angażuj się w to, na co w danej chwili masz ochotę, co przyniesie ci doraźną korzyść. Wszystko inne się nie liczy. Obietnice, przysięgi, zobowiązania – któż by się tym tak naprawdę przejmował?! Wszystko można przecież rozwiązać czy unieważnić. Taka filozofia sprawia, że mamy w Polsce co roku kilkadziesiąt tysięcy rozwodów, tyle opuszczonych współmałżonków, dzieci, rodzin. Dlatego z tego miejsca apeluję, proszę, przypominam wam, ludziom świeckim, wam, kapłanom, nam, biskupom: wróćmy do pierwszej gorliwości, do pierwszego, młodzieńczego zapału w wierności podjętym zobowiązaniom. Czytałem kiedyś, że wojownicy plemienia Czejenów nosili na sobie długie pasy skóry, które od ich bioder opadały luźno na ziemię. Dlaczego mieli taki strój? Bo kiedy wrogowie napadali na wioskę to dzielni obrońcy przybijali długim nożem jeden taki pas do ziemi, by się nie cofnąć i aż do śmierci bronić dzieci i kobiet. Mężowie, brońcie do końca waszych rodzin, waszych dzieci, waszych małżeństw. Czyż i wy, bracia chrześcijanie, nie powinniście mocą krzyża przytwierdzić się do skały prawa Bożego i wytrwać do końca w służbie powierzonych nam ludzi?

4. Chrystus dzisiaj powiedział nam w Ewangelii: Nikt nie może dwom panom służyć (Mt 6, 24). Nic nie może być w sercu męża i ojca ponad troskę o dobro żony i dzieci. Podkreślę tu – o dobro duchowe przede wszystkim. Są bowiem rodziny, gdzie chleba nikomu nie brakuje, ale brakuje słowa, wysłuchania i serdecznej rozmowy. Można bowiem uciec przed powołaniem małżeńskim i ojcowskim w pracę i w zabieganie o dobra materialne. Pozornie wzniośle brzmi wtedy wytłumaczenie, że na rozmowę z najbliższymi nie ma czasu, bo tyle jest różnorakich zajęć. Jak złudne jest przyjęcie takiej postawy wiedzą ci, którzy pobudowali piękne domy, a teraz słychać w nich tylko płacz, krzyk i awantury, albo dyskutuje się o nich omawiając temat podziału majątku.

Skąd bierze się taka postawa duchowej dezercji wielu mężczyzn? Dlaczego niejeden mąż i ojciec od lat przebywa na wewnętrznej emigracji, separując się duchowo od żony i dzieci? Problem jest zapewne bardzo złożony. Ja wskażę tylko na jeden jego aspekt: wielu mężczyzn się boi. Boi i wstydzi. Obawiają się, że nie potrafią duchowo przewodzić swojej rodzinie, że wewnętrzna słabość całkowicie ich dyskwalifikuje. Boją się, że brak im wielkości i mocy ducha, którą potrafiliby zachwycić małżonkę i dzieci. W takiej sytuacji niejeden mężczyzna czuje, że pozostaje mu już tylko zarabiać na dom i trzymać w nim rygor zewnętrznej karności. Po czym poznać tę chorobę męskiej duszy? Po częstych wybuchach gniewu, smutku wypisanym na twarzy, po nasilających się pokusach ucieczki w pracę, w alkohol, w nowy związek.

Inny aspekt tego problemu jest taki, że świat niesamowicie podkręca tempo życia. Wytrzymują je tylko najtwardsi. Bardziej wrażliwi, spokojni zostają w tyle. Dlatego też ogromnym kosztem życia duchowego chcą innym dotrzymać kroku. A to bardzo wyczerpuje. Stąd już niedaleko do wspomnianego poczucia lęku i wstydu wynikającego z przekonania: "że nie daję rady, że zostaję z tyłu."

Drodzy bracia w Chrystusie! Jak to się dzieje, że wspomniany lęk i wstyd dosłownie paraliżuje niekiedy męskie serca? Przyczyną jest to, że wielu naszych braci zostało samych. W mentalności niejednego mężczyzny pojawiło się bowiem fałszywe przekonanie, że hańbą jest dla niego prosić o pomoc, że prawdziwie twardy i mocny człowiek daje sobie radę zawsze sam. A stąd już bardzo blisko do zagubienia i porażki. Przypominajmy z całą mocą i często słowa proroka Jeremiasza: Pan jest przy mnie, jako potężny mocarz, dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą (Jr 20, 11). To wiara daje niepojętą siłę. To ona pozwala rozprawić się z tym szatańskim, przygniatającym i paraliżującym lękiem i wstydem. Choćbyśmy wiele razy już w życiu podejmowali próby duchowego zrywu i choćby nic z nich nie wyszło, a na usta cisnęła się tylko skarga: całą noc łowiłem, całe lata, i nic nie ułowiłem, to na słowo Chrystusa zarzućmy sieć!

5. Drodzy bracia, wasza służba jest przede wszystkim dla rodziny. Nawet najważniejsze zaangażowanie w pracę zawodową, która jest powołaniem człowieka, musi ustąpić miejsca sprawom rodziny, chyba, że ktoś wybrał życie samotne dla poświęcenia się całkowicie swojemu powołaniu zawodowemu. Razem z waszymi żonami i matkami waszych dzieci pełnicie wielką odpowiedzialność za przyszłość naszej ojczyzny, a ta przyszłość idzie przez rodzinę. Bo tak jak człowiek jest drogą Kościoła i społeczeństwa, tak i rodzina jest drogą Polski i świata. Szczególną troską Kościoła jest rodzina. Wiele współczesnych problemów społecznych bierze swój początek z braków życia rodzinnego, z osłabienia wychowawczej roli rodziny. Niebezpieczna demografia, będąca wynikiem niskiej dzietności rodzin, stawia nas na jednym z ostatnich miejsc w Europie. To z kolei wywoła ogromnie niebezpieczne skutki społeczne w skali życia kraju za 10-20-50 lat, staniemy się społeczeństwem starzejącym, nie posiadającym prostej zastępowalności.

Troską całego społeczeństwa powinna być wszechstronna, systematyczna i systemowa pomoc rodzinie. Ani spraw demograficznych naszej Ojczyzny, ani problemów wychowania, ani opieki nad ludźmi chorymi i starymi nie rozwiążemy bez mocnych, nastawionych na życie dla innych rodzin.

Troszcząc się o człowieka i jego godność, troszcząc się o rodzinę, Kościół nie chce nikogo sądzić czy potępiać. Dostrzega wiele słusznych działań dla dobra rodziny i prosi o ich szybkie rozwijanie. Kościół widzi miliony polskich rodzin dbających o wychowanie nowego pokolenia Polaków, borykających się z problemami materialnymi. Widzi, jaką trudnością jest pogodzenie pracy zawodowej z wychowywaniem dzieci, zwłaszcza małych. Słyszy wołanie rodziców, zwłaszcza w miastach, o przedszkola otwarte do późnych godzin wieczornych, by w zapracowaniu oddać dziecko na cały dzień. Dlatego, będąc sumieniem krytycznym, Kościół będzie wołał o zaplanowaną na dziesiątki lat, skuteczną i sprawiedliwą politykę prorodzinną, a nie tylko pronatalną i socjalną, by rodzice, a zwłaszcza matki, mogły bardziej poświęcić się wychowaniu dzieci, zwłaszcza małych, bez obawy, że nie będą mogły wrócić do poprzedniej pracy. Ma w tej dziedzinie swoje zadania do spełnienia Państwo, mają samorządy, ma Kościół. Ale w tym Kościele ogromne zadanie spoczywa na rodzicach, na ojcach rodzin i matkach. Dziś więcej mówiliśmy o was, mężczyznach, nie tylko z racji tego miejsca. Także dlatego, że wasza odpowiedzialność za trwałość małżeństw, za obronę dzieci poczętych, za wychowanie, jest niezwykle ważna i niezbywalna, a często umyka ona i bywa przerzucana tylko na kobiety, z dość częstym rozgrzeszaniem mężczyzn i sprowadzaniem waszej roli do materialnego utrzymania rodziny.

6. Pamiętajmy dziś tu, w Piekarach, o testamencie Maryi, o Jej ostatnich słowach wypowiedzianych na kartach Ewangelii: Uczyńcie, cokolwiek powie wam mój Syn. Wróćmy nim umocnieni do naszych domów. Jeszcze raz zarzućmy sieci. Wróćmy do wierności naszym zobowiązaniom. Poczujmy się wielcy ich wypełnianiem. Niech serca nasze będą wolne od perfekcjonizmu, zniewolenia pracą, od przesadnej troski o jutro. Wasze żony, wasze córki i wasi synowie czekają na was. Na wasze serca, na waszą obecność w rodzinie. Z mocą wprowadźcie w wasze domy Chrystusową dobroć, stanowczość, a przede wszystkim świadectwo modlitwy i wiary. Bądźcie wierni mocą Chrystusa w małych sprawach, abyście wygrali waszą sprawę największą, o której powiedział do nas wszystkich Jezus: starajcie się naprzód o królestwo Boga, a wszystko inne będzie wam przydane. Amen.