- powiedziała o swoim życiu Matka Teresa w jednym z wywiadów kilka miesięcy przed śmiercią. Wyznała, że to codzienne, proste wypełnianie życzenia, które jako młoda dziewczyna otrzymała od swojej mamy.
ks. Tomasz Jaklewicz
Była światłem dla innych, ale sama żyła w ciemnościach. – W moim sercu nie ma wiary, nie ma miłości, nie ma zaufania, jest tylko ból tęsknoty, ból bycia niechcianą – pisała. Ta noc trwała 50 lat.
Tylko nieliczni wiedzieli o walce wewnętrznej, którą toczyła. Opublikowana w tym roku w USA książka „Come be My light” (Pójdź, bądź Moim światłem) ukazuje zaskakujące szczegóły duchowych zmagań Matki Teresy z Kalkuty. Książka utkana jest z fragmentów najbardziej osobistych listów, które Matka Teresa pisała do swoich duchowych doradców. Większość z nich nie była dotąd publikowana. Zapiski albańskiej zakonnicy w białym sari, połączone z komentarzem jej duchowego powiernika, układają się w niezwykłą kronikę duszy. Największym sekretem Matki Teresy było bolesne doświadczenie opuszczenia przez Boga. Wielcy mistycy pisali o „ciemnej nocy duszy”. W jej przypadku trwała ona wyjątkowo długo – od chwili, kiedy weszła po raz pierwszy do slumsów Kalkuty, aż do śmieci.
Za towarzyszkę mam ciemność
Pierwsza wzmianka o „ciemnościach” pojawia się w liście z 1937 r. Matka Teresa ma wtedy 27 lat, jest od 9 lat u sióstr loretanek, pracuje w szkole dla dziewcząt w Kalkucie. Tuż przed ślubami wieczystymi pisze do spowiednika: „Niech ojciec nie myśli, że moje duchowe życie jest usłane różami – nie wiem, czy kiedykolwiek znalazłam choć jedną. Wręcz przeciwnie, o wiele częściej mam za towarzyszkę »ciemność«. I kiedy noc staje się tak gęsta, że wydaje mi się, że skończę w piekle, wtedy po prostu ofiaruję siebie Jezusowi”. Mimo tych trudności, młoda zakonnica podkreśla, że jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek. W kwietniu 1942 r. składa prywatny ślub, że da Bogu wszystko, o co tylko poprosi. „Nie odmówię Mu niczego” – przyrzeka. Chce „dać Mu coś bardzo pięknego”, „bez zastrzeżeń”.
Bóg poprosił o coś piękniejszego. 10 września 1946 r. w pociągu z Kalkuty do Darjeeling Matka Teresa przeżywa „powołanie w powołaniu”. „To było wezwanie, żeby porzucić loretanki, gdzie byłam bardzo szczęśliwa, i iść na ulicę, by służyć najbiedniejszym z biednych”. Kilkakrotnie słyszy wyraźny głos Jezusa: „Chodź, chodź, zabierz Mnie do mrocznych dziur, w których mieszkają ubodzy. Chodź, bądź Moim światłem”. Przynagla ją złożony ślub: „nie odmówię Mu niczego”. Dwa lata później biskup Kalkuty zatwierdza Zgromadzenie Misjonarek Miłosierdzia.
„Naszym celem jest zaspokoić pragnienie Jezusa na krzyżu” – tłumaczy Matka Teresa. „»Pragnę« – te słowa powiedział Jezus, kiedy był pozbawiony jakiejkolwiek pociechy, umierał w absolutnym ubóstwie, opuszczeniu, wzgardzie i złamany na duszy i ciele. Mówił o pragnieniu – nie wody, ale miłości, ofiary”. Ona sama doświadczyła wkrótce bolesnego udziału w „pragnieniu” Ukrzyżowanego.
Nie mam wiary
Jest 1959 r., mija 10 lat działania Sióstr Miłosierdzia. Matka Teresa w liście do spowiednika, o. Picachy, odsłania boleść swojej duszy: „Ciemność jest tak ciemna – a ja jestem samotna, niechciana, opuszczona. Samotność serca, które pragnie miłości, jest nie do wytrzymania. Gdzie jest moja wiara? Nawet głęboko we mnie nie ma nic prócz pustki i ciemności. Mój Boże, jak bolesny jest ten nieznany ból. Boli nieustannie. Nie mam wiary. Nie potrafię wykrztusić słów i myśli, które kłębią mi się w głowie i zadają ból niewypowiedzianej agonii. Tak wiele pytań bez odpowiedzi żyje we mnie. Boję się je odsłonić, boję się bluźnierstwa. Jeśli jest Bóg, niech mi przebaczy. (…) Kiedy próbuję wznieść moje myśli do nieba, pojawia się taka więzienna pustka, te myśli wracają jak ostre noże i ranią głęboko moją duszę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.