- powiedziała o swoim życiu Matka Teresa w jednym z wywiadów kilka miesięcy przed śmiercią. Wyznała, że to codzienne, proste wypełnianie życzenia, które jako młoda dziewczyna otrzymała od swojej mamy.
W ogniu krytyki
Święci robią czasem rzeczy, które zwykłym śmiertelnikom nie mieszczą się w głowie. Matka Teresa awanturująca się w londyńskim sklepie to godna kontynuatorka św. Ignacego z Antiochii, gotowego drażnić lwy, jeśli te nie chciałyby go na arenie pożreć, czy św. Franciszka, który na oczach tłumu zdjął ubranie i zwrócił je swojemu skarżącemu się na niego biskupowi ojcu. Ale takie zachowanie nie mieści się „porządnym ludziom w głowie”.
Według krytyków, a są nimi głównie filmowiec o lewicowych poglądach, zwolennik aborcji, była zakonnica – misjonarka miłości i lekarz mający obsesję na punkcie rzekomych oszustw misjonarki z Kalkuty, Matka Teresa nie mogła być świętą, gdyż była fanatyczną przeciwniczką tego, co „postępowy świat” uważa za miarę postępowości: prawa do aborcji. Na dowód fanatyzmu Błogosławionej* autor artykułu przytacza historię gwałconych w 1971 r. w Bangladeszu przez pakistańskich żołnierzy kobiet, do których apelowała, aby nie usuwały ciąż. Tak jakby zabicie nienarodzonych dzieci mogło tym kobietom w czymkolwiek pomóc. Nie zauważa przy tym, że Matka Teresa zawsze wielką wagę przywiązywała do obrony praw najmłodszych.
Jak pisze w swojej książce „Błogosławiona* Matka Teresa. Życie w miłości” Elaine Murray Stone, bogatym Amerykanom potrafiła powiedzieć: „Jak to, ważniejsze są dla was samochody, telewizory, najnowsza moda? Dlaczego gotowi jesteście niszczyć ludzkie życie stworzone przez Boga na Jego obraz dlatego tylko, by bardziej rozkoszować się dobrami świata i uwolnić się od odpowiedzialności, jaką niesie ze sobą życie w rodzinie?”. Nie były to tylko puste słowa. Matka Teresa w Kalkucie organizowała masowo porzucanym dzieciom opiekę. A gdy w Bejrucie jej sierociniec znalazł się podczas walk pod ostrzałem, nie oglądając się na bezradność miejscowych władz, na własnych rękach, bez cienia strachu, wynosiła je do karetek, które wywoziły je w bezpieczniejsze miejsce. Czy ktoś taki nie ma prawa apelować o uszanowanie życia nienarodzonych?
Niezrozumienie istoty świętości wyraża się także w innym obrazku, przytaczanym przez krytyków Matki Teresy. Cierpiącemu staremu człowiekowi Matka Teresa miała powiedzieć: „Cierpisz, a to oznacza, że Jezus cię całuje”, na co starzec miał odwarknąć: „Powiedz swojemu Jezusowi, żeby przestał mnie całować”. Postawa Błogosławionej* byłaby niezrozumiała, gdyby była lekarzem w świetnie wyposażonym szpitalu. Jeśli jednak miejscem zdarzenia był przytułek, dobre słowo mogło być jedynym środkiem, którym siostry dysponowały. Tego nie zrozumie człowiek przyzwyczajony do stosunkowo wysokiego standardu opieki medycznej, spychający na innych opiekę nad bliskim chorym. Intencja Matki Teresy jest jasna tylko dla tych, którzy przeżyli bezradność wobec czyjegoś cierpienia. Dlatego trudno się dziwić, że jej krytyków nie przekonuje nawet opinia prowadzących proces beatyfikacyjny. Ona nie może być świętą, a Watykan ma w jej beatyfikacji jakiś tajemny interes – sugeruje jeden z bohaterów artykułu Fabjańskiego.
Skarby Matki Teresy
Stawiane Matce Teresie zarzuty, że w jej przytułku chorym cieknie ślina z ust, że ktoś skopuje z siebie kołdrę, że karze się odejść tym, którzy mają się już nieco lepiej, by zrobić miejsce dla nowych, że w jej domu starców pensjonariusze mają puste oczy i nie chcą rozmawiać z dziennikarzami, nie są warte szerszego komentarza. Człowiek, który jeszcze nie zauważył, że niektóre choroby związane są z przykrymi zapachami, że chory nie zawsze panuje nad odruchami i że istnieje coś takiego, jak starcze otępienie, zapewne żyje w świecie, w którym chorobę i starość chowa się wstydliwie za bramami wyspecjalizowanych ośrodków, a liczą się młodość, sukces i pieniądze.
Te ostatnie mają dla krytyków Matki Teresy szczególne znaczenie. Bo przecież wokół pieniędzy kręci się świat. Uważają więc, że zebrane datki Misjonarki Miłości przeznaczają nie na biednych, ale na cele „polityczne i religijne, takie jak szkolenie misjonarzy i księży”. Oburzają się, że dane o finansach zgromadzenia nie są upubliczniane. Oskarżają, że handlowała dziećmi, oddając je do adopcji w krajach zachodnich (nie zauważając przy tym, że w Indiach trudno było znaleźć dla tych dzieci rodziców). Domagają się, by Matka Teresa oddała pieniądze otrzymane od darczyńcy, który okazał się finansowym oszustem. Tak jakby gromadziła te środki w jakimś skarbcu i nie przekazywała ich na potrzeby biednych. Gdyby żyła, mogłaby zrobić tylko to, co niegdyś podobno zrobił św. Wawrzyniec: na żądanie wydania skarbów Kościoła pokazał biednych, ułomnych i chromych. Ale już nie żyje. Zmarła – wbrew temu, co napisano w „Przekroju” – w swoim domu, wśród sióstr, a nie podłączona do najdroższej medycznej aparatury.
Spróbuj żyć jak ona
Ojciec Marian Żelazek, wiele lat pracujący w Indiach wśród trędowatych, wspominał w jednym z wywiadów swoje spotkanie z Matką Teresą. Stacja kolejowa, upał z czterdzieści parę stopni. Zobaczył grupę sióstr. Postanowił kupić im coca-colę. Odmówiły. Bo na dworcu było wielu biednych, którzy by jej nie dostali. A Matka Teresa nie chciała, by traktowano je lepiej niż biednych. Ona i jej siostry – jak napisała w swej książce „Teresa z Kalkuty. Ołówek w ręku Boga” Franca Zambonini – nie ograniczają się jedynie do wspomagania ubogich, ale żyją jak ubodzy i cierpią razem z ubogimi.
– To nie pomoc charytatywna, od której są inne instytucje. Matka Teresa i jej siostry na całym świecie żyją z najbiedniejszymi, co nie zawsze rozumieją pracujący z nimi wolontariusze – wspominają Anna i Łukasz Szumowscy, lekarze z Warszawy, którzy w ostatnich dniach życia Matki Teresy pracowali w umieralni, w pierwszym założonym przez nią domu. Bo aby zrozumieć ubogich, trzeba samemu poznać ubóstwo. I pozostać pokorną służebnicą Boga – jak mawiała Matka Teresa. Ołówkiem, który Bóg może wziąć do ręki, by pisać nim, aż trzeba będzie wziąć następny. To dla dzisiejszej mentalności chyba najbardziej rewolucyjne, a przez to najmniej rozumiane ze wskazań Matki Teresy.
*artykuł z Gościa Niedzielnego 30/2006
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.