Ojczyzna jest w potrzebie... jak zawsze, a my - jak zwykle - spieramy się o to, co to znaczy „być patriotą”.
Z tego ducha wyłania się czarny obraz Polski jako kraju łobuzów, cwaniaków, klik, złodziei, kraju niesprawiedliwości społecznej (potwierdziło to niedawne badanie CBOS). Takie opinie mają solidne oparcie w rzeczywistości. Ale przecież nie jest to cała prawda o Polsce! Co gorsza, takim poglądom towarzyszy przekonanie o jakimś „fatum”, które nie tyle wisi nad nami, co tkwi w nas samych. Jak napisał kiedyś Czesław Bielecki: „Piekielnego polskiego kotła żaden diabeł nie musi pilnować, gdyż Polacy sami siebie ściągają na dół”.
Profesor Zdzisław Krasnodębski, socjolog, zauważył niedawno, że w oczernianiu samych siebie popadliśmy w pewien rodzaj obłędu, tym dziwniejszy, że zbiegł się on z usilnymi zabiegami w krajach zachodnich, by zmieniać niesprawiedliwe, antypolskie uproszczenia. Doszło do tego, że całkiem otwarcie powtarzana jest teza, jakoby tylko szybka integracja z Unią Europejską mogła Polskę uratować przed całkowitym chaosem, bo sami „z polskiego kotła” nie wyjdziemy. Najdobitniejszym przykładem takiej logiki jest słynny już list grupy lewicowych intelektualistów, na nowo definiujących polski patriotyzm jako lojalność wobec jednego państwa, któremu na imię „Europa”.
Czarny obraz i duch walki klas całkowicie dominują w mediach. W serwisach informacyjnych z kraju oglądamy głównie ludzi zdesperowanych, korupcję, przemoc i agresję. Podobnie jest w programach rozrywkowych. Polska z Kabaretu Olgi Lipińskiej to bezmyślny i bezwolny Ciemnogród, zaś telewizje komercyjne opanowała moda na rozrywkowe „seanse nienawiści”, których uczestnicy nawzajem się poniżają i obrażają. Podobno jesteśmy społeczeństwem zamkniętym i zakompleksionym, a programy typu „Oko za oko” czy „Idol” mają to zmienić. No więc uczymy się bezczelności i egoizmu na przyspieszonych telewizyjnych kursach. Być może są to postawy przydatne w „wyścigu szczurów”. Jeśli jednak Polska jest dziś rzeczywiście krajem krzywdy i narastających kontrastów społecznych, to patriotycznym wyzwaniom sprostać można tylko poprzez - będącą na antypodach takiego „wychowania” - postawę solidarności.
Nie ma patriotyzmu bez poczucia wspólnoty. Nie ma prawdziwej wspólnoty bez solidarności. „Solidarność musi iść przed walką” - mówił w 1987 r. w Gdańsku Jan Paweł II, nawiązując do idei, która porwała miliony Polaków w 1980 r. i miała wymiar wielkiej społecznej kreacji. Wtedy nie liczyły się biografie, poziom wykształcenia, pieniądze. Jak domek z kart rozsypała się teoria i praktyka walki klas. Dokonał się cud integracji społeczeństwa dezintegrowanego przez 40 lat. Tę solidarność traktowano powszechnie jako pewien naturalny stan rzeczy. Nie była to przecież żadna koncepcja ustrojowa ani taktyka walki z komuną wymyślona na tajnych posiedzeniach. Raczej wynik naszych historycznych doświadczeń, kultury, tradycji. Jan Paweł II, najczęściej wskazywany jako ideolog tamtej solidarności, też jej przecież nie tworzył, a jedynie doskonale opisywał i uosabiał to, co nam w sercach grało.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).