PATRIOTYZM Ojczyzna zawsze w potrzebie

publikacja 11.11.2004 08:36

Ojczyzna jest w potrzebie... jak zawsze, a my - jak zwykle - spieramy się o to, co to znaczy „być patriotą”.

Piotr Legutko

Z patriotyzmem mamy ostatnio same kłopoty. Jedni używając tego słowa krzywią się, bo niemodne i zbędne w czasach wielkiej integracji. Inni przeciwnie, odmieniają je przez wszystkie przypadki, budząc stare demony obcego zagrożenia. Tymczasem ojczyzna jest w potrzebie... jak zawsze, a my - jak zwykle - spieramy się o to, co to znaczy „być patriotą”.

Dziwne to czasy. Z jednej strony uwielbiamy manifestować przywiązanie do narodowych symboli, modne stało się malowanie twarzy w biało-czerwone barwy i noszenie koszulek z orłem w koronie. A zatem Polak to dziś brzmi dumnie. Kłopot w tym, że równie powszechne jest narzekanie na „polskie piekiełko”. Już bezrefleksyjnie powtarza się tezę, że „w tym kraju” i „z tym społeczeństwem” nie da się nic zdziałać. Oczywiście wszystkiemu winni są „oni”. Tyle że dla jednych owi „oni” to Żydzi, masoni, liberałowie i kosmopolici, inni zaś są święcie przekonani, że „oni” to ksenofobiczni i zaściankowi narodowcy. Pewne jest tylko jedno: „my” - jak zawsze - jesteśmy w porządku.

Być sobą


Przywiązanie do symboli to rzecz ważna, bo określa naszą tożsamość. Nie zawsze w ostatnich dekadach polska młodzież chętnie ją demonstrowała. Za komuny oznaczało to jakąś formę poparcia dla reżimu, który narodową symbolikę zawłaszczył. W drugiej połowie lat 80. masowym zjawiskiem była nie tylko deklarowana chęć opuszczenia kraju, ale i traktowanie swojego rodowodu jako rzeczy wstydliwej. Tamta fala emigracji szybko się asymilowała. Dziś jest inaczej. Młodzi, dużo i łatwo podróżując po świecie, chyba najszybciej zrozumieli, że aby wyróżnić się w globalnej wiosce, trzeba przede wszystkim być sobą.

Stąd w ostatnich latach sukcesy ekranizacji wielkiej polskiej literatury czy popularność muzyki nawiązującej do ludowych korzeni (np. braci Golców). W poszukiwaniu tożsamości młodzież równie chętnie sięga do pop-kultury rodem z PRL. Jedni, niestety, znajdują tam seriale o pancernych czy komiksy z kapitanem Żbikiem, inni komedie Stanisława Barei. Kłopot w tym, że cała ta kultura masowa żywiona sentymentami ma wymiar groteski, nie budzi pozytywnych emocji, na których buduje się patriotyzm. Jedynym ich źródłem w ciągu ostatnich dwóch dekad były spotkania z Ojcem Świętym oraz... przeżycia sportowe. Pielgrzymki Papieża do ojczyzny „ładowały polskie akumulatory”, dając nie tylko szansę na niepowtarzalne doświadczenie bycia razem, ale przede wszystkim wypełniając patriotyzm nową treścią. To różni je od sportowych widowisk, które nie dość, że ograniczały się jedynie do emocji, to w dodatku - jakże często - negatywnych.

 

 

Więcej na następnej stronie

 

 

„Ja im pokażę...”


Kibicując narodowej drużynie łatwo popaść w szowinizm. Wtedy możemy wręcz mówić o karykaturze patriotyzmu. Analogie między wspieraniem z trybun „biało-czerwonych” a postawą patriotyczną nie ograniczają się tylko do emocji. Dla obu postaw najważniejsze jest osobiste zaangażowanie: uczestnictwo i wierność. Wiadomo, że doping najbardziej potrzebny jest nie przed telewizorem, a na stadionie, i to wtedy, gdy drużyna jest w opałach, zaś prawdziwych kibiców poznaje się po tym, że nie mówią po zwycięstwie „my wygraliśmy”, a po porażce „oni przegrali”. Trochę podobnie jest (powinno być) z naszym codziennym stosunkiem do ojczyzny.

W rzeczywistości bywa różnie. Na stadiony nie chodzimy (bo niebezpiecznie), kibicujemy najchętniej w domu, oczywiście skupiając się na narzekaniu na „tych nieudaczników”. Podobnie jest z patriotyzmem. Ma on przede wszystkim charakter roszczeniowy. Najwyższą formą zaangażowania w życie publiczne jest dziś... absencja, zaś dialog społeczny najchętniej odbywamy z telewizorem. Postawa: „ja im pokażę, nie pójdę na wybory!” ma licznych zwolenników. W efekcie dobór stanowiących prawo staje się coraz bardziej przypadkowy, jakość rządzenia spada, jest więc na co narzekać... i koło się zamyka.

 

Czarny obraz Polski


Symbolem takiego „patriotyzmu roszczeniowego” są biało-czerwone krawaty liderów „Samoobrony”. Ale mowy o zobowiązaniach, powinnościach wobec ojczyzny nie ma nie tylko w programie i frazeologii Andrzeja Leppera. Narodowy sztandar powszechnie wznoszony jest dziś jedynie w imię walki o partykularne interesy. Staje się powoli znakiem frustracji, niespełnienia, krzywdy. Budzi gniew, a nie pozytywne emocje. Dzieli, zamiast łączyć. Narzekamy (słusznie) na polityków, ale politycy nie mają dziś monopolu na partykularyzm. „O swoje” walczą całe środowiska i grupy zawodowe, często lepiej zorganizowane i skuteczniejsze niż partie polityczne. Walczą jedni przeciw drugim. Źródło społecznego zniechęcenia i sceptycyzmu nie leży tylko w sposobie sprawowania władzy, lecz w ogólnej atmosferze działalności publicznej, która dziś przesycona jest bardziej duchem walki niż solidarności.

 

 

 

Więcej na następnej stronie

 

 

Z tego ducha wyłania się czarny obraz Polski jako kraju łobuzów, cwaniaków, klik, złodziei, kraju niesprawiedliwości społecznej (potwierdziło to niedawne badanie CBOS). Takie opinie mają solidne oparcie w rzeczywistości. Ale przecież nie jest to cała prawda o Polsce! Co gorsza, takim poglądom towarzyszy przekonanie o jakimś „fatum”, które nie tyle wisi nad nami, co tkwi w nas samych. Jak napisał kiedyś Czesław Bielecki: „Piekielnego polskiego kotła żaden diabeł nie musi pilnować, gdyż Polacy sami siebie ściągają na dół”.

Tratuj się, kto może


Profesor Zdzisław Krasnodębski, socjolog, zauważył niedawno, że w oczernianiu samych siebie popadliśmy w pewien rodzaj obłędu, tym dziwniejszy, że zbiegł się on z usilnymi zabiegami w krajach zachodnich, by zmieniać niesprawiedliwe, antypolskie uproszczenia. Doszło do tego, że całkiem otwarcie powtarzana jest teza, jakoby tylko szybka integracja z Unią Europejską mogła Polskę uratować przed całkowitym chaosem, bo sami „z polskiego kotła” nie wyjdziemy. Najdobitniejszym przykładem takiej logiki jest słynny już list grupy lewicowych intelektualistów, na nowo definiujących polski patriotyzm jako lojalność wobec jednego państwa, któremu na imię „Europa”.

Czarny obraz i duch walki klas całkowicie dominują w mediach. W serwisach informacyjnych z kraju oglądamy głównie ludzi zdesperowanych, korupcję, przemoc i agresję. Podobnie jest w programach rozrywkowych. Polska z Kabaretu Olgi Lipińskiej to bezmyślny i bezwolny Ciemnogród, zaś telewizje komercyjne opanowała moda na rozrywkowe „seanse nienawiści”, których uczestnicy nawzajem się poniżają i obrażają. Podobno jesteśmy społeczeństwem zamkniętym i zakompleksionym, a programy typu „Oko za oko” czy „Idol” mają to zmienić. No więc uczymy się bezczelności i egoizmu na przyspieszonych telewizyjnych kursach. Być może są to postawy przydatne w „wyścigu szczurów”. Jeśli jednak Polska jest dziś rzeczywiście krajem krzywdy i narastających kontrastów społecznych, to patriotycznym wyzwaniom sprostać można tylko poprzez - będącą na antypodach takiego „wychowania” - postawę solidarności.

 

Co nam zostało z tych lat


Nie ma patriotyzmu bez poczucia wspólnoty. Nie ma prawdziwej wspólnoty bez solidarności. „Solidarność musi iść przed walką” - mówił w 1987 r. w Gdańsku Jan Paweł II, nawiązując do idei, która porwała miliony Polaków w 1980 r. i miała wymiar wielkiej społecznej kreacji. Wtedy nie liczyły się biografie, poziom wykształcenia, pieniądze. Jak domek z kart rozsypała się teoria i praktyka walki klas. Dokonał się cud integracji społeczeństwa dezintegrowanego przez 40 lat. Tę solidarność traktowano powszechnie jako pewien naturalny stan rzeczy. Nie była to przecież żadna koncepcja ustrojowa ani taktyka walki z komuną wymyślona na tajnych posiedzeniach. Raczej wynik naszych historycznych doświadczeń, kultury, tradycji. Jan Paweł II, najczęściej wskazywany jako ideolog tamtej solidarności, też jej przecież nie tworzył, a jedynie doskonale opisywał i uosabiał to, co nam w sercach grało.

 

 

 

Więcej na następnej stronie

 

 

To właśnie dzięki ogromnemu potencjałowi społecznej solidarności możliwa była tak szybka (choć dla wielu bolesna) transformacja gospodarki. Ofiary ponosiliśmy dla dobra wspólnego. Ile z tamtego potencjału pozostało dziś? Nic albo niewiele - powie zdegustowany, przeciętny obserwator polskiej rzeczywistości. Bardzo dużo - mówi Jan Nowak-Jeziorański, który jako juror konkursu „Pro Publico Bono” od kilku lat przygląda się obywatelskim inicjatywom zrodzonym z patriotycznego poczucia solidarności.

Cnota cicha


Modne jest dziś stwierdzenie, że współczesny patriotyzm, na miarę XXI wieku, polega na sumiennym płaceniu podatków i rzetelnym wypełnianiu obowiązków. I tyle. Powstał nawet termin „patriotyzm minimalnych środków”. Nie ma tu mowy o wspólnocie, religii, tradycji, kulturze ani o solidarności. Z takiego minimalizmu rodzi się obojętność na los innych i na los narodu. W takiej definicji nie ma w ogóle pojęcia narodu.

Tymczasem zasadniczą sprawą dla postawy patriotycznej jest odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za innych. Wbrew obiegowym opiniom, takich postaw jest w Polsce coraz więcej. Przejawiają się w działalności parafii, wspólnot, stowarzyszeń, samorządów lokalnych. Jan Nowak-Jeziorański mówi wręcz o „drugiej stronie polskiego księżyca”, której nie oglądamy w mediach, ale która jest. I zmienia Polskę. Dlaczego zatem o niej nie słychać?

Niedługo przed śmiercią Gustaw Herling-Grudziński napisał w miesięczniku „Więź”, że polski patriotyzm staje się dziś cnotą cichą, „która wyrosła na miejscu umarłego patriotyzmu dawnego, pełnego egzaltacji, często samodurnego szaleństwa, obojętnego na wszelką przyziemną rachubę”. Dzieje się coraz więcej dobra czynionego nie na pokaz, niejako mimochodem, z poczucia patriotycznego obowiązku wypełnianego na co dzień, bez biało-czerwonych krawatów. To dobro warto docenić i pokazywać, bo słowa tylko pouczają, a przykład porywa. Ojczyzna jest zawsze w potrzebie. Dziś potrzebuje naszej solidarności.

 

 

Więcej na następnej stronie

 

 

Myśląc: ojczyzna...


mówi ks. dr Grzegorz Ryś, Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie

Kiedyś patriotyzm był tak zwanym pojęciem pierwszym, którego nie trzeba było objaśniać. Jeszcze dziesięć czy piętnaście lat temu każdy je łatwo rozumiał. Dzisiaj to jest pojęcie, które musi się definiować. Gdy młodzi ludzie kiedyś prosili mnie o taką definicję, wyszedłem od tekstu Ojca Świętego „Myśląc: ojczyzna”. Tam jest kilka pięknych intuicji.

Papież zaczyna od języka, bo w języku wyraża się system wartości i sposób myślenia. Język jest zapisem pewnej tradycji. Z kolei tradycja domaga się pewnego wyboru, zastanowienia, co należy kontynuować, a co było błędem... W każdym razie na początku jest język.

Potem Papież mówi: „Kiedy myślę ojczyzna, słyszę jeszcze dźwięk kosy”. Tak dochodzi do kawałka pola, odziedziczonego po ojcu, które trzeba - mówiąc brzydko - obrabiać. Tu też jest głęboka myśl, bo w naszym języku słowo „ojczyzna” pochodzi od słowa „ojcowizna”. W Polsce przeżywamy teraz taki moment, że każdy chce być człowiekiem „bez ojca”. Panuje przekonanie, że wszystko ma się zacząć od nas. Najmodniejsze zdanie brzmi: „Wszystkie autorytety się skompromitowały”, a my jesteśmy ludźmi, którzy wybudują coś nowego. Kiedy człowiek straci poczucie, że jest czyimś synem lub córką, że to, co robi, ma także odniesienie do tego, co zrobili przed nim jego przodkowie, to pozostaje mu już tylko poczucie wstydu wobec grupy, w której żyje. To jest cofnięcie się w rozwoju, bo mentalność wstydu jest mentalnością dziecięcą. Należy raczej mówić i myśleć o powinności wobec tych, którzy byli przede mną - to jest myślenie dojrzałe.

 

 

Więcej na następnej stronie

 

 

To jest moja Polska!


mówi Krzysztof Zanussi, reżyser

Patriotyzm jest dzisiaj kwestią wyboru, postawą dobrowolną, kwestią gustu przede wszystkim. Nie jest bowiem wartością sam w sobie - wartością jest wierność, wartością są cnoty. O patriotyzmie przecież w Biblii nie ma ani słowa. Patriotyzm jest sposobem realizowania wartości, jest pewnym stylem. Jeżeli ja z tradycji polskiej wybieram pewne elementy, które uważam za szczególnie bliskie, i tylko te uważam za swoje, a inne są mi obce, to przecież lubię te obce, tylko te swoje lubię bardziej i wśród nich czuję się jak w domu. To jest taki mój „pozytywny patriotyzm”; tak chcę go nazwać, mając na myśli to, że nie jest on represyjny.

Nie chciałbym, żeby patriotyzm interpretowano w postaci takiej ponurej anegdoty - dwie dżdżownice wydostają się ze swojej norki na piękną, zalaną słońcem łąkę i malutka dżdżownica pyta mamę dżdżownicę, kiedy tamta goni ją z powrotem do nory: Mamo, ale dlaczego my musimy wracać? A mama dżdżownica mówi ponuro: Bo tam jest nasza ojczyzna... Ja nie mam poczucia, że ojczyzna jest ponurym obowiązkiem, tylko że ojczyzna jest pewną radością płynącą ze wspólnego gustu. Jeżeli lubię pewne postawy, jeżeli lubię pewien styl zachowań, jeżeli pewien styl rozwiązywania problemów jest mi bliski, to wtedy wołam: To jest polskie i to jest moja Polska! - ale ona oczywiście nie spotyka się z każdą Polską. Są przecież ludzie, którzy z tej Polski wybrali inne elementy i musimy ze sobą żyć razem.

 

 

Więcej na następnej stronie

 

 

Niezmienny patriotyzm


Bogdan Gancarz

Bardzo często stawia się ostatnio w różnych ankietach i sondażach pytanie: „Czym jest współczesny patriotyzm?”. Ilekroć je słyszę, przypomina mi się wywiad telewizyjny, jakiego udzielił jeden z krakowskich instruktorów harcerskich w gorącym pod każdym względem wrześniu 1981 roku. Dziennikarka zapytała go, co to znaczy być dzisiaj harcerzem, na co on, z pewnym zdziwieniem, że żąda się od niego wypowiedzi w tak oczywistej sprawie, odparł, iż znaczy to dokładnie tyle samo co w 1911 roku, kiedy Andrzej Małkowski zakładał pierwsze drużyny skautowe na ziemiach polskich; co w latach 1920 i 1939, kiedy harcerze bronili granic II Rzeczypospolitej; co w okresie okupacji, kiedy walczyły Szare Szeregi, i co w latach stalinowskich, kiedy trzeba było na różne sposoby przeciwstawiać się sowieckiemu systemowi zniewalania ludzi.

Jedyną busolą moralną pozostawały wciąż przedwojenna rota Przyrzeczenia i 10 punktów zgodnego z nią Prawa Harcerskiego, a zadaniem świadomych swej wychowawczej roli instruktorów było wypełnić je konkretnymi działaniami.

Tak samo można odpowiedzieć na pytanie o patriotyzm. Jego współczesne oblicze w swej istocie niczym nie różni się od tego, przed którym stawali rycerze króla Władysława Jagiełły, legioniści marszałka Józefa Piłsudskiego, robotnicy tworzący „Solidarność”. Nie ma wprawdzie jasno określonego kanonu wartości i norm patriotyzmu, na wzór chrześcijańskiego Dekalogu, czy Prawa Harcerskiego, ale każdy człowiek - a już zwłaszcza Polak - doskonale wie, jakie zachowania zasługują na miano patriotycznych, a jakie nie.

Temu, kto twierdzi, że miłość do własnej ojczyzny jest dziś czymś wstydliwym, niemodnym, zasługującym na wzgardliwe wzruszenie ramionami, należy się głębokie współczucie. Jest on bowiem człowiekiem, który zatracił zdolność rozumienia swego miejsca we wspólnocie, do jakiej - z racji urodzenia - należy. Nawet zdeklarowani zwolennicy przedkładania jedności Europy nad tożsamość narodową i państwową nie negują potrzeby budowania wspólnoty ojczyzn. Takie właśnie przesłanie płynie też do nas z Watykanu.

Być patriotą zawsze oznaczało zaś być człowiekiem kierującym się w życiu przede wszystkim wartościami moralnymi. Takie znaczenie miały grecka „arete” i rzymska „virtus”, traktowane przez filozofów jako najwyższa cnota indywidualna i zarazem obywatelska. Ateńczycy i Rzymianie hartowali swe osobowości, dążąc do niej konsekwentnie i bezkompromisowo. Ten, kto umiał zapanować nad sobą, był wzorem obywatela, gotowego bronić swej ojczyzny zbrojnie i przy zastosowaniu odwagi cywilnej, wymagającej niekiedy nawet większego poświęcenia i samozaparcia niż występowanie z bronią w ręku. Nawet znany z niechęci do instytucji demokratycznych Sokrates dzielnie stawał w wojennej potrzebie, bo gdyby tego nie czynił, nie mógłby później z podniesionym czołem nauczać fundamentalnych zasad moralnych młodych Ateńczyków.

 

 

Więcej na następnej stronie

 

 

Nie tylko w szkole


O wychowaniu patriotycznym mówi prof. Ryszard Terlecki z Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej

- Czy patriotyzmu można nauczyć w szkole?
- Patriotyzm jest przede wszystkim elementem wychowania, a w wychowaniu największą rolę odgrywa rodzina. Na drugim miejscu jest Kościół, a dopiero na trzecim szkoła. Inaczej ta kolejność wygląda, jeśli mówimy o edukowaniu młodych ludzi w kierunku patriotyzmu, o przekazywaniu wiedzy historycznej. Innymi słowy: patriotyzm emocjonalny powinien być przekazywany przede wszystkim w rodzinie, zaś poglądu na to, czym jest patriotyzm, powinna uczyć także szkoła.

- Jak wygląda dziś współpraca rodziny, Kościoła i szkoły w działaniach na rzecz wychowania patriotycznego?
- Wydaje mi się, że nie najlepiej. Za bardzo upowszechniło się przekonanie, że szkoła ma zastąpić wszelkie funkcje wychowawcze, także te dotyczące edukacji patriotycznej. Rodzina chętnie spycha ten obowiązek na nauczycieli, nawet Kościół, po powrocie katechizacji do szkół, w nich pokłada całą nadzieję. W ten sposób oczekiwania wobec szkoły niepomiernie rosną. Tymczasem nie bierzemy pod uwagę, że pod względem skuteczności przekazu pewnych treści szkoła przegrywa dziś z mediami. Już nie tylko z telewizją, także z Internetem.

- Ale media, zwłaszcza publiczne, też mają pewne obowiązki związane z edukacją patriotyczną. Jak się z nich wywiązują?
- Teoretycznie przekonywać jest łatwiej pokazując niż mówiąc. Żyjemy w czasach cywilizacji obrazkowej. Tak więc telewizja publiczna ma tu do odegrania ogromną rolę. Niestety, w praktyce okazuje się, że jest nastawiona negatywnie do wszelkich działań edukacyjnych, bo nie powiększają one liczby widzów. Na skutek komercjalizacji, pogoni za reklamami, programy, które mogłyby kształtować nowoczesny, na miarę XXI wieku, patriotyzm, są rzadkością, i to nadawaną w porach, w których nikt nie ogląda telewizji.

- Czy istnieje sprzeczność między atrakcyjnością przekazu a patriotycznym przesłaniem?
- Na pewno nie ma takiej sprzeczności. Jak pogodzić widowiskowość z patriotyczną treścią pokazuje kino amerykańskie. Nie mówię, że trzeba od razu je naśladować, ale Amerykanie wskazują na pewne szanse tkwiące w kulturze masowej i perspektywę ich wykorzystania. Młody Amerykanin, który poogląda kilka w gruncie rzeczy sensacyjnych filmów, zaczyna być dumny z tego, że jest Amerykaninem. Jest to trochę szkoła patriotyzmu przez bajkę, ale jakże skuteczna. W końcu patriotyzm to także kwestia uczuć, pozytywnych emocji.

- U nas nie brakuje ostatnio ekranizacji wielkiej narodowej literatury, czy spełniają one podobne funkcje?
- Nie do końca, bo w Polsce ekranizacje lektur poddawano jeszcze obróbce ideologicznej pod kątem politycznej poprawności. W efekcie nie dawały one takiego napięcia emocjonalnego, tej atmosfery, którą widzimy w kinie amerykańskim. Nie chodzi o nacjonalistyczną propagandę, ale o prawdę o ludzkich uczuciach.

- Jak pogodzić modny ostatnio, zwłaszcza w mediach, historyczny rewizjonizm z historyczną edukacją patriotyczną? Czy nie są to działania wzajemnie sprzeczne?
- Ani szkoła, ani media nie mogą sobie pozwolić na fałszowanie czy kolorowanie obrazu przeszłości, tak aby można być z niego bardziej dumnym. Z kolei dla mediów najważniejsza jest sensacja, kontrowersyjność, co powoduje przejaskrawianie w drugą stronę, na rzecz wstydliwych fragmentów przeszłości. A szkoła nie może konkurować z mediami w czymś, co przypomina propagandę, szkoła musi być rzetelna.

- Czy polska szkoła uczy dziś jednej historii Polski?
- W Polsce, podobnie jak w Niemczech, a w odróżnieniu od krajów o ustabilizowanej demokracji, jak Wielka Brytania, historia jest wciąż elementem politycznej walki. To też widać w szkołach, w konstrukcjach programów i kompozycji podręczników, które starają się lawirować między oczekiwaniami różnych opcji politycznych. Przez to szkolna historia staje się jałowa, bezbarwna, wyprana z gorączki patriotyzmu.

 

 

Więcej na następnej stronie

 

 

 

 

Postawa patriotyczna zmienia swój charakter


mówi prof. Andrzej Zoll, rzecznik praw obywatelskich

Postawa patriotyczna zmienia swój charakter w zależności od czasów, w których przyszło nam żyć. Dziś już nie przejawia się w działaniach na rzecz odzyskania czy umacniania niepodległości. Tę już odzyskaliśmy. Polski patriotyzm na początku XXI wieku to aktywność w działaniach na rzecz umocnienia kondycji narodu przez budowę społeczeństwa obywatelskiego.

Patriota to obywatel świadomy swych praw, ale i obowiązków. Dla mnie punktem odniesienia jest tu dobro wspólne. I nie chodzi tylko o dobro wspólne rozumiane w kategoriach całego kraju, ale - a może przede wszystkim - o dobro lokalnej społeczności, najmniejszej wsi, miasteczka czy osiedla. Jeśli one będą silne aktywnością obywateli, silna będzie cała Polska.

 

 

Listopadowe refleksje


Włodzimierz Paźniewski

11 listopada 1918 r., Polska, po 123 latach niewoli, odzyskała niepodległość. W dziejach naszego kraju, pełnych zdrad, klęsk i porażek, nie ma piękniejszej daty. "Listopad dla Polaków niebezpieczna pora" - pisano kiedyś.

Okazało się, że nie tym razem.

Wszystko zaczęło się dzień wcześniej, w niedzielę 10 listopada, gdy na warszawski dworzec, we wczesnych godzinach porannych, wjechał pociąg, którym przybył do stolicy uwolniony przez Niemców z twierdzy w Magdeburgu, Józef Piłsudski. Kronikarze zanotowali, że dzień był zimny, dżdżysty.
Na peronie oczekiwała niewielka grupka ludzi. Był przedstawiciel Rady Regencyjnej, od której w najbliższych dniach przyszły marszałek miał przejąć pełnię władzy cywilnej i wojskowej. Przemówień nie było. Tylko Adam Koc, szef POW w stolicy, późniejszy dyrektor Banku Polskiego, wyrecytował jedno zdanie:

- Obywatelu Komendancie, w imieniu Polskiej Organizacji Wojskowej, witam Obywatela Komendanta w stolicy.

- Dziękuję Wam - bąknął Piłsudski i było widać, że się spieszy, by jak najszybciej dotrzeć do centrum miasta.

W samochodzie przedstawiono mu jaka panuje sytuacja.

Na terenie okupacji niemieckiej i austriackiej trwało rozbrajanie żołnierzy. Zadanie to wykonywała POW, podziemna armia polska, działająca we wszystkich trzech zaborach. Zorganizowanie jej jeszcze na początku wojny, to był pomysł Piłsudskiego. Jej siatki sięgały Moskwy, Kijowa i Kaukazu. Rozkaz rozpoczęcia akcji wydał komendant POW, płk Edward Rydz-Śmigły. Moment wybrał bezbłędnie. Nie za wcześnie i nie za późno, gdy rozkład armii okupacyjnych był aż nadto widoczny.

Tymczasem w poszczególnych ośrodkach powstawały zalążki władzy państwowej. W Krakowie działała Polska Komisja Likwidacyjna z Wincentym Witosem na czele. W nocy z 6 na 7 listopada powołano w Lublinie pierwszy rząd. Jego premierem został Ignacy Daszyński. Ale z chwilą objęcia przez Piłsudskiego funkcji naczelnika państwa i wodza naczelnego armii polskiej, wszystkie ośrodki władzy w terenie podporządkowały się Warszawie. Nie było kłótni, sporów, a tym samym marnowania energii. Polacy zdali egzamin już w tych pierwszych dniach, bo potrafili utworzyć jeden ośrodek władzy, zostawiwszy na boku partyjne rywalizacje i osobiste ambicje poszczególnych polityków. Stał się jeden z listopadowych cudów.

Było ich zresztą znacznie więcej. Rozbrajanie wojsk okupacyjnych odbywało się bez strat w ludziach. POW nie używała przemocy. Wymagało to od jej żołnierzy ogromnej dyscypliny, a przecież była to zbieranina ludzi pochodzących z różnych środowisk. Działał autorytet dowódców. Rozumiano również sens przyjętej taktyki.

Nigdy wcześniej i, niestety, nigdy potem, nie miała Polska tylu wybitnych ludzi, działających na scenie publicznej: polityków, wojskowych, organizatorów życia publicznego. Nie sztuką było ogłoszenie niepodległości w listopadzie 1918 roku, lecz jej utrzymanie i obrona. Nie zawsze pamiętamy, że do roku 1921 Polska stoczyła 8 większych i mniejszych wojen ze swoimi sąsiadami. Najpoważniejszym konfliktem była wojna polsko-bolszewicka. I ze wszystkich tych zmagań Rzeczpospolita wyszła obronną ręką.

Czasami myślę, jak inaczej i o wiele lepiej wyglądałaby dzisiejsza Polska, gdyby w roku 1989 i później, sprawami kraju kierowali ludzie o poziomie intelektualnym i etycznym tamtego pokolenia z listopada 1918 roku. I robi się trochę smutno.

 

 

Więcej na następnej stronie

 

 

Karol Wojtyła

„Myśląc Ojczyzna...” (fragmenty)


Ojczyzna - kiedy myślę - wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam,
mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica, która ze mnie przebiega ku innym,
aby wszystkich ogarniać w przeszłość dawniejszą niż każdy z nas:
z niej się wyłaniam... gdy myślę Ojczyzna - by zamknąć ją w sobie jak skarb.
Pytam wciąż, jak go pomnożyć, jak poszerzyć tę przestrzeń, którą wypełnia. (...)

SŁYSZĘ JESZCZE DŹWIĘK KOSY...

Ojczyzna - kiedy myślę - słyszę jeszcze dźwięk kosy, gdy uderza o ścianę pszenicy,
łącząc się w jeden profil z jasnością nieboskłonu.
Lecz oto nadciągają kosiarki, zapuszczając do wnętrza tej ściany
I dźwięków monotonię i ruchów gwałtowne pętle, i tną... (...)

REFREN

Kiedy myślę: Ojczyzna, szukam drogi, która zbocza przecina jakby prąd wysokiego napięcia, biegnąc górą - tak ona biegnie stromo w każdym z nas i nie pozwala ustać. Droga biegnie po tych samych zboczach, powraca na miejsca te same, staje się wielkim milczeniem, które nawiedza co wieczór zmęczone płuca mej ziemi. (...)

MYŚLĄC OJCZYZNA, POWRACAM W STRONĘ DRZEWA...

1. Drzewo wiadomości dobrego i złego wyrastało nad brzegami rzek naszej ziemi, wyrastało wraz z nami przez wieki, wrastało w Kościół korzeniami sumień.
Nieśliśmy owoce, które ciążą i które wzbogacają. Czuliśmy, jak głęboko rozszczepia się pień, choć korzenie wrastają w jeden grunt...
Historia warstwą wydarzeń powleka zmagania sumień. W warstwie tej drgają zwycięstwa i upadki. Historia ich nie pokrywa, lecz uwydatnia...
Czyż może historia popłynąć przeciw prądowi sumień? (...)
3 Obyśmy nie stracili sprzed oczu tej przejrzystości, z jaką przychodzą ku nam wydarzenia zabłąkane w niewymiernej wieży, w której człowiek jednakże wie, dokąd idzie. Miłość sama równoważy los.
Obyśmy nie rozszerzali wymiarów cienia.
Promień światła niechaj pada w serca i prześwietla mroki pokoleń. Strumień mocy niech przenika słabości.
Nie możemy godzić się na słabość.

Kraków 1974 r.

 

 

Więcej na następnej stronie

 

 

Katechizm o ojczyźnie


2199 Czwarte przykazanie jest wyraźnie skierowane do dzieci, określając ich relację do ojca i matki, która jest najbardziej powszechna. Dotyczy również związków pokrewieństwa z innymi członkami rodziny. Domaga się okazywania czci, miłości i wdzięczności dziadkom i przodkom. Obejmuje wreszcie obowiązki uczniów względem nauczycieli, pracowników względem pracodawców, podwładnych względem przełożonych, obywateli względem ojczyzny oraz tych, którzy nią rządzą lub kierują.
Przykazanie to wskazuje i obejmuje obowiązki rodziców, opiekunów, nauczycieli, przełożonych, urzędników państwowych, rządzących, wszystkich tych, którzy sprawują władzę nad drugim człowiekiem lub nad wspólnotą osób.

2212 Czwarte przykazanie naświetla także inne związki w społeczeństwie. W naszych braciach i siostrach widzimy dzieci naszych rodziców; w naszych kuzynach - potomków naszych przodków; w naszych współobywatelach synów naszej ojczyzny; w ochrzczonych - dzieci naszej matki, Kościoła; w każdej osobie ludzkiej - syna lub córkę Tego, który chce być nazywany "naszym Ojcem". Dlatego więc nasze związki z bliźnim mają charakter osobowy. Bliźni jest nie tylko "jednostką" zbiorowości ludzkiej, ale jest "kimś", kto z racji swojego wiadomego pochodzenia zasługuje na szczególną uwagę i szacunek.

2213 Wspólnoty ludzkie są złożone z osób. Dobre rządzenie nimi nie sprowadza się ani do zagwarantowania praw i wypełniania obowiązków, ani do dotrzymywania umów. Sprawiedliwe stosunki między pracodawcami a pracownikami, rządzącymi a obywatelami zakładają naturalną życzliwość, właściwą godności osób ludzkich, troszczących się o sprawiedliwość i braterstwo.

V. Władze w społeczności cywilnej

2234 Czwarte przykazanie Boże nakazuje nam także czcić tych wszystkich, którzy dla naszego dobra otrzymali od Boga władzę w społeczeństwie. Ukazuje ono obowiązki tych, którzy sprawują władzę, jak i tych, dla których dobra jest ona sprawowana.

Obowiązki władz cywilnych

2235 Ci, którzy sprawują władzę, powinni traktować ją jako służbę. "Kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą" (Mt 20, 26). Sprawowanie władzy jest moralnie określone jej Boskim pochodzeniem, jej rozumną naturą i specyficznym przedmiotem. Nikt nie może żądać lub ustanawiać tego, co jest sprzeczne z godnością osób i z prawem naturalnym.

2236 Sprawowanie władzy zmierza do ukazania właściwej hierarchii wartości, by ułatwić wszystkim korzystanie z wolności i odpowiedzialności. Przełożeni powinni mądrze służyć sprawiedliwości rozdzielczej, uwzględniając potrzeby i wkład każdego oraz mając na celu zgodę i pokój. Powinni czuwać nad tym, by normy i zarządzenia przez nich wydawane nie stanowiły pokusy, przeciwstawiając interes osobisty interesowi wspólnoty 22 .

2237 Władze polityczne są zobowiązane do poszanowania podstawowych praw osoby ludzkiej. Powinny w sposób ludzki służyć sprawiedliwości, szanując prawa każdego, zwłaszcza rodzin i osób potrzebujących.
Prawa polityczne związane z życiem obywateli mogą i powinny być przyznawane zgodnie z wymaganiami dobra wspólnego. Władze publiczne nie mogą ich zawiesić bez uzasadnionej i odpowiedniej przyczyny. Korzystanie z praw politycznych ma na celu dobro wspólne narodu i wspólnoty ludzkiej.

 

 

Więcej na następnej stronie

 

 

Obowiązki obywateli

2238 Ci, którzy są podporządkowani władzy, powinni uważać swoich przełożonych za przedstawicieli Boga, który ich ustanowił sługami swoich darów 23 . "Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana... Jak ludzie wolni [postępujcie], nie jak ci, dla których wolność jest usprawiedliwieniem zła, ale jak niewolnicy Boga" (1 P 2, 13. 16). Lojalna współpraca obywateli obejmuje prawo, niekiedy obowiązek udzielenia słusznego napomnienia, jeśli coś wydałoby się im szkodliwe dla godności osób i dla dobra wspólnoty.

2239 Obywatele mają obowiązek przyczyniać się wraz z władzami cywilnymi do dobra społeczeństwa w duchu prawdy, sprawiedliwości, solidarności i wolności. Miłość ojczyzny i służba dla niej wynikają z obowiązku wdzięczności i porządku miłości. Podporządkowanie prawowitej władzy i służba na rzecz dobra wspólnego wymagają od obywateli wypełniania ich zadań w życiu wspólnoty politycznej.

2240 Uległość wobec władzy i współodpowiedzialność za dobro wspólne wymagają z moralnego punktu widzenia płacenia podatków, korzystania z prawa wyborczego, obrony kraju:

Oddajcie każdemu to, co się mu należy: komu podatek - podatek, komu cło - cło, komu uległość - uległość, komu cześć - cześć (Rz 13, 7).

Chrześcijanie... mieszkają we własnej ojczyźnie, ale jako pielgrzymi. Podejmują wszystkie obowiązki jako obywatele, ale i podchodzą do wszystkiego jak cudzoziemcy... Słuchają ustalonych praw, a własnym życiem przekraczają prawa... Bóg wyznaczył im tak zaszczytne miejsce, że nie wolno go opuścić 24 .

Apostoł wzywa nas do modlitw i do dziękczynienia za królów i za wszystkich, którzy sprawują władzę, "abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością" (1 Tm 2, 2).

2241 Narody bogate są obowiązane przyjmować, o ile to możliwe, obcokrajowców poszukujących bezpieczeństwa i środków do życia, których nie mogą znaleźć w kraju rodzinnym. Władze publiczne powinny czuwać nad poszanowaniem prawa naturalnego, powierzającego przybysza opiece tych, którzy go przyjmują.

Władze polityczne z uwagi na dobro wspólne, za które ponoszą odpowiedzialność, mogą poddać prawo do emigracji różnym warunkom prawnym, zwłaszcza poszanowaniu obowiązków migrantów względem kraju przyjmującego. Imigrant obowiązany jest z wdzięcznością szanować dziedzictwo materialne i duchowe kraju przyjmującego, być posłusznym jego prawom i wnosić swój wkład w jego wydatki.

2242 Obywatel jest zobowiązany w sumieniu do nieprzestrzegania zarządzeń władz cywilnych, gdy przepisy te są sprzeczne z wymaganiami ładu moralnego, z podstawowymi prawami osób i ze wskazaniami Ewangelii. Odmowa posłuszeństwa władzom cywilnym, gdy ich wymagania są sprzeczne z wymaganiami prawego sumienia, znajduje swoje uzasadnienie w rozróżnieniu między 450 służbą Bogu a służbą wspólnocie politycznej. "Oddajcie... Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga" (Mt 22, 21). "Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi" (Dz 5, 29).

Tam... gdzie władza państwowa, przekraczając swoje uprawnienia, uciska obywateli, niech ci nie odmawiają jej świadczeń, których obiektywnie domaga się dobro wspólne. Niech zaś wolno im będzie bronić praw swoich i współobywateli przed nadużyciami władzy w granicach nakreślonych przez prawo naturalne i ewangeliczne 25 .

2243 Zbrojny opór przeciw uciskowi stosowanemu przez władzę polityczną jest uzasadniony jedynie wtedy, gdy występują równocześnie następujące warunki: 1 - w przypadku pewnych, poważnych i długotrwałych naruszeń podstawowych praw; 2 - po wyczerpaniu wszystkich innych środków; 3 - jeśli nie spowoduje to większego zamętu; 4 - jeśli istnieje uzasadniona nadzieja powodzenia; 5 - jeśli nie można rozumnie przewidzieć lepszych rozwiązań.