– Tam spotykam miłość każdego dnia, taką zwyczajną, od ludzi, i w niej widzę miłość Pana Boga do mnie – mówi Anna Bieniek.
Przyjechała po dwóch latach do Polski, do rodzinnego Kętrzyna. Przez ten czas pracowała w Tanzanii, na misji położonej pomiędzy wioskami, 300 km na południe od Jeziora Wiktorii. – Dawno nie mówiłam po polsku, ale mowy ojczystej nigdy się nie zapomina – uśmiecha się Anna Bieniek. – Na co dzień pracuję z młodzieżą. Uczę katechezy, rozmawiam z nimi o tym, czego im potrzeba. Pierwsze misje w Tanzanii założono w XIX wieku. – Nasza misja została utworzona pod koniec XX wieku. To młoda parafia, a chrześcijaństwo dopiero zaczyna kwitnąć w sercach moich podopiecznych – wyjaśnia.
Tak, chcę być
Jako młoda dziewczyna trafiła do wspólnoty prowadzonej przez ks. Adriana Bienasza. – Od tego momentu zawsze należałam do jakiejś grupy modlitewnej. Później do scholi akademickiej. Na drodze mojego wzrastania duchowego spotkałam grupę ewangelizatorów, ludzi, którzy zajmowali się z pragnienia serca głoszeniem Ewangelii. Włączyłam się w ich posługę. Pojechałam na spotkanie ewangelizacyjne do Mińska, na Białoruś – wspomina. Wtedy pomyślała, że taka służba, bycie misjonarzem, to niezwykła misja, a myśl o tym sprawiała jej duchową radość. – Jeszcze wtedy myślałam, że Afryka to miejsce zbyt ciepłe dla mnie. Ale tak, chcę być misjonarką. Byłam wtedy na pierwszym roku studiów – opowiada. W codziennej modlitwie dojrzewała w niej myśl, że chce być misjonarzem.
Droga powołania
Po skończonych studiach pojechała na rekolekcje uzdrowienia wspomnień, z intencją, by oddać Bogu swoje relacje z drugim człowiekiem. – Właśnie tam, w Dobrym Mieście, doznałam łaski przebaczenia człowiekowi, który mnie kiedyś zranił. Przebaczyłam i sobie. Wówczas również doznałam łaski wolności w przebaczeniu, a to dało mi wolność, w której byłam w stanie przyjąć Bożą miłość. I pamiętam to bardzo dobrze…
Ostatni dzień rekolekcji. Msza św. i słowa Ewangelii, kiedy wyraźnie poczułam, że Bóg wzywa mnie do konkretnej decyzji. On zaprosił mnie do odpowiedzi na powołanie, na drogę, którą dla mnie przygotował – wspomina Anna. Wyjechała do Piwnicznej-Zdroju. Jest tam dom misjonarzy ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich. W czasie warsztatów był obecny misjonarz z Tanzanii. Zapytał ją, czy nie zechciałaby wyjechać do tego kraju. – Z radością powiedziałam „tak”, bo już wiedziałam, że to jest konkretne pytanie Boga. Pół roku później wyjechałam do Tanzanii – opowiada.
Kiedy przygotowywała się do wyjazdu, wiele osób mówiło jej, że fajnie jest mieć piękne marzenia, ale życie jest życiem, trzeba stąpać realnie po ziemi, może lepiej trzeba pomyśleć o założeniu rodziny, o zdobyciu pracy. – A ja marzyłam o misjach w Afryce. Wcześniej bałam się mówić głośno o swoich pragnieniach. Właśnie w Dobrym Mieście Bóg dał mi dar odwagi, moje serce zostało uwolnione od obaw. Po prostu pozwoliłam Bogu zadziałać we mnie, On mnie uzdrowił, dał siłę, żeby usłyszeć Jego głos, uwolnić się od lęku. Bóg mnie wyzwolił i w wolności mogłam w końcu pójść najlepszą drogą, drogą mojego powołania, mogłam spełnić swoje marzenie – mówi Anna.
Oddane serca
Po przygotowaniach wyjechała do Tanzanii jako świecki misjonarz. – Tam, już w pierwszych dniach, odkryłam dar wspólnoty. Społeczność, która tam mieszka, przyjęła mnie z niezwykłą radością i otwartością. Przyjechała obca osoba, biała, wyglądająca inaczej, nieznająca miejscowego języka. To nie miało znaczenia. Uczyli mnie takiego zwyczajnego bycia wśród ludności Sukuma. Nigdy nie spotkałam się z przykrym słowem, ze zniecierpliwieniem. Zawsze dużo mi tłumaczyli, pomagali w nauce ich języka. Bardzo sobie cenię wspólnotę misjonarzy, którzy tam mieszkają. Doświadczyłam wiele miłości, która pozwoliła mi się rozwijać. Pojechałam tam głosić Jezusa, ale tak naprawdę ja się więcej uczę od nich niż oni ode mnie. I to jest piękne.
Jestem katoliczką od urodzenia, a tam religia i Kościół są młode. Ale ludzie Sukuma mają piękny naturalny zmysł życia Ewangelią. Oni nie znają prawa kanonicznego, nie znają tradycji, bo ich tradycja to religie pogańskie, a są niezwykle otwarci na Ducha Świętego, mają serca oddane Kościołowi, Panu Bogu w Kościele. Wiele się od nich uczę – mówi. Anna przyjechała do rodziny na wakacje. W sierpniu wraca do Tanzanii. Spotyka się z pytaniami, dlaczego wraca, co w tym kraju jest takiego, że chce się tam być.
– Tam spotykam miłość każdego dnia, taką zwyczajną, od ludzi, i w niej widzę miłość Pana Boga do mnie i do wszystkich stworzeń. Również do przyrody. Tanzania jest przepiękna. Mogę tego doświadczać codziennie, choćby we wschodach i zachodach słońca... Proszę o modlitwę za mnie, za parafian i misjonarzy. Z waszej modlitwy czerpiemy siłę. Wystarczy krótkie westchnienie do Boga, dziesiątek Różańca. To wielki dar, który możecie nam dać – prosi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.