Zgoda

Publikujemy treść miniwykładu ks. prof. Andrzeja Szostka wygłoszonego podczas spotkania świątecznego dziennikarzy i ludzi mediów w Domu Arcybiskupów Warszawskich

Czy i co może na to poradzić Kościół?

Kościół nie utożsamia się z żadną partią polityczną, co wyraźnie powiedział Sobór Watykański II i co przypomniał niedawno Przewodniczący Episkopatu Polski, Arcybiskup Stanisław Gądecki. Warto przywołać w tym miejscu fragment „Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym”. Ojcowie Soborowi, w p. 76 tej Konstytucji, podkreślają, iż „Kościół, który z racji swego zadania i kompetencji w żaden sposób nie wiąże się z żadnym systemem politycznym, jest zarazem znakiem i zabezpieczeniem transcendentnego charakteru osoby ludzkiej”. W imię tego transcendentnego charakteru osoby ludzkiej, która pielgrzymuje przez Ziemię zmierzając do niebieskiej Ojczyzny, Kościół podejmuje z władzami politycznymi „zdrową współpracę” i ma wynikające ze swej misji prawo, by dokonywać „oceny moralnej nawet w kwestiach dotyczących spraw politycznych, kiedy domagają się tego podstawowe prawa osoby lub zbawienie dusz”.  Można więc w skrócie powiedzieć, ze Kościół zajmuje postawę życzliwie krytyczną wobec politycznych programów. Życzliwość wynika stąd, że droga do niebieskiej Ojczyzny wiedzie przez politycznie zorganizowane społeczności, które należy wspierać, jeśli rzeczywiście pomagają człowiekowi realizować jego transcendentne powołanie. Krytyczna refleksja dotyczy tych działań polityków, które blokują lub utrudniają realizację tego powołania każdego człowieka do życia wiecznego w Bogu.

Jeśli trafna jest moja opinia na temat „pata politycznego”, na który dziś Polska cierpi, to oczywiście zadaniem Kościoła jest  próba przezwyciężenia tego pata. Może pierwszym krokiem jest wołanie o pokorne uświadomienie sobie własnych słabości i grzechów wszystkich, którzy są uwikłani w konflikt społeczno-polityczny? Wszyscy potrzebujemy nawrócenia, także nawrócenia polegającego na tym, by uwierzyć w dobro zasiane w sercach i umysłach politycznych oponentów; Bóg chce zbawić wszystkich, we wszystkich swe dobro zasiał. Za tym idzie odwaga krytycznego reagowania na takie polityczne opcje, które są obce Ewangelii Chrystusowej. Przykłady? Papież Franciszek wzywa do zaopiekowania się tymi, którzy zostali dramatycznie pozbawieni domu i środków do życia na Bliskim Wschodzie. Kościół w Polsce wyraził gotowość przyjścia z pomocą imigrantom, ale władze polityczne uznały postulat bezpieczeństwa za ważniejszy, niż nakaz miłosierdzia. Czy nie jest to dostateczny powód, by Kościół dopomniał się o rewizję polityki państwowej, jawnie ignorującej troskę o najbardziej potrzebujących, o których tak natarczywie dopomina się papież Franciszek? Drugi przykład: sprawa ekshumacji zwłok tych, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej. Czy dla zweryfikowania hipotezy o zamachu nie wystarczą dotąd dokonane ekshumacje oraz zgoda wielu rodzin tych, którzy zginęli na dokonanie dalszych ekshumacji? Dlaczego zmuszać do tego także tych, którzy takiej ekshumacji się sprzeciwiają? Biskupi prawosławni wydali w tej sprawie jednoznaczne oświadczenie; nie mogą tego uczynić także biskupi katoliccy? Znów: przykładów można przytoczyć więcej. Martwi mnie milczenie Kościoła (w tym przypadku: głównie Episkopatu) tam, gdzie jego głos powinien wyraźnie i stanowczo zabrzmieć. Obecnie rządząca partia wielokrotnie wyraża solidarność z doktryną społeczno-moralną Kościoła katolickiego. Można się z tego cieszyć ale to nie zwalnia Kościoła z misji sprawowania życzliwie krytycznej refleksji nad tym, co się w Polsce dzieje, nad tym, jak rozumieją i realizują swą misję politycy. W kontekście podjętego przez nas tematu: wyraźny głos Kościoła nawołujący do dialogu i szukania dróg prowadzących do zgody uważam za bardzo pilną misję Kościoła w Polsce dziś.

A media?

„Media” to znaczy „środki”, powołane są więc do tego, by pośredniczyć w dialogu społecznym. W społeczeństwach demokratycznych tratowane są jednak jako „czwarta władza”, obok władzy ustawodawczej, sądowniczej i wykonawczej, ponieważ od kształtowanych przez nie opinii społecznych zależy w znacznej mierze polityczna przyszłość Polski. Politycy to na ogół dobrze pojmują; nie dziwi mnie, że o ile rządząca partia pozostaje notorycznie głucha na protesty opozycji, o tyle z projektu ograniczenia obecności dziennikarzy w trakcie obrad Sejmu, po gwałtownych protestach tychże, dość szybko się wycofała. W kontekście dzisiejszego kryzysu dialogu społecznego mam wobec dziennikarzy dwa postulaty.

Pierwszym jest postulat rzetelnego informowania społeczeństwa o tym, co się w Polsce i na świecie dzieje; informowania nie nazbyt wybiórczego i nie opakowanego w zbyt nachalną ideologię. Ja wiem, że ideał przekazywania obiektywnych informacji jest właśnie ideałem, do którego trzeba dążyć, ale który w praktyce trudno osiągnąć. Dziennikarze muszą z mnogości zdarzeń wybierać te, które uważają za najważniejsze, mają też prawo do wyrażania własnych poglądów, na ogół nieuchronnie, bodaj implicite, politycznie zaangażowanych. Tym niemniej podstawowym celem, do którego dziennikarz powinien dążyć, jest rzetelne przekazywanie informacji. Przypomnę dwa pierwsze paragrafy Projektu Kodeksu Zawodowego Dziennikarzy Rzeczypospolitej z czerwca 1993 roku: „§ 1. Poszanowanie dla prawdy i dla prawa każdego obywatela, by być prawdziwie, dokładnie i bezstronnie informowanym o wszystkim, co się dzieje w kraju i na świecie stanowi podstawowy obowiązek każdego dziennikarza. Nie daje się pogodzić z tą zasadą przyjmowanie jakichkolwiek korzyści materialnych w zamian za rezygnację z prawdy i niezależności. § 2. Rzetelność zawodowa wymaga wyraźnego oddzielania informacji od komentarzy (opinii)”. Podobne sformułowania znajdują się na początku każdego kodeksu rzetelności dziennikarzy, ale przytaczam powyższy tekst, ponieważ pochodzi on z okresu tuż po przełomie 1989 roku i wyraźnie słychać w nim echo złych doświadczeń z czasów PRL. Tymczasem dziś obserwuję w mediach publicznych nawrót do stylu PRL-owskiego „Dziennika Wieczornego”, który aż za dobrze pamiętam (mam już 71 lat!) i po prostu nie mogę słuchać, jak powraca pomieszanie wybiórczych informacji z ideologicznym, jednostronnym ich komentarzem. Powtarzam: wiem, że ideał trudny jest do osiągnięcia, ale upolitycznienie informacji osiąga dziś często skalę, której nie potrafię strawić. Odwołuję się do poczucia rzetelności dziennikarzy, do tego, by we własnym sercu i umyśle starali się o to, by „dokładnie i bezstronnie informować o wszystkim, co się dzieje w kraju i na świecie”.

Po drugie: znane jest adagium głoszące, że „zła wiadomość to dobra wiadomość”; dobra, bo dobrze się sprzedająca. Ludzie lubią sensacje, lubią, gdy im informacje medialne podnoszą adrenalinę. Tylko czy trzeba tłumaczyć, jak uleganie tej pokusie utrudnia dojście do zgody? Jak w gruncie rzeczy potęguje ono spory i wzajemne animozje? Dziś naprawdę czas na głęboki rachunek sumienia, także dziennikarzy. Przytoczę jeszcze dwa paragrafy cytowanego wyżej tekstu: „§ 8. Dziennikarz przestrzegający Kodeksu Zawodowego rezygnuje z rozpowszechniania scen brutalnych, scen gwałtu i przemocy, szczególnie wtedy, gdy mają one służyć dla celów sensacyjnych i brukowych. § 9. Dziennikarz czyni wszystko, co możliwe, by nie dopuszczać w środkach przekazu do rozpowszechniania haseł dyskryminujących kogokolwiek z przyczyn rasowych, z powodów poglądów politycznych, z powodu odmienności wyznania, pochodzenia lub odmiennych orientacji seksualnych”. Projekt ten (jak i szereg innych dokumentów o podobnym charakterze) mówi sporo o tym, czego dziennikarz czynić nie powinien, ale za tymi normami negatywnymi łatwo wyczytać pozytywną intencję, by przekazywanie informacji raczej pomagało ludziom się jednać, niż ich różnić. Ten ogólny i zawsze aktualny postulat nabiera dziś szczególnej wagi.

Wiem, że to, co tu powiedziałem może na pierwszy rzut wywołać spory, zamiast skłaniać do zgody. Ale przecież nie chodzi nam o zgodę powierzchowną i pozorną, ale o taką, która za punkt wyjścia bierze obecny stan społeczeństwa w Polsce. Jest to stan kryzysu, chyba dość głębokiego. Dlatego wymaga pogłębionej refleksji, a od wierzących chrześcijan także – może nawet najpierw – żarliwej modlitwy, bo my sami jesteśmy za głupi i za słabi, by dobrze zrozumieć sens tego, co się wokół nas dzieje i by mieć odwagę oraz siłę do budowania wspólnego dobra. Zacząć trzeba chyba od własnego nawrócenia: od uznania swej słabości oraz od wysiłku uczciwego i życzliwego dostrzeżenia dobra, które Bóg zasiał nie tylko w moim umyśle i sercu, ale także w umysłach i sercach tych, których nazbyt pochopnie skłonni jesteśmy nazywać przeciwnikami.

Czcigodny Księże Kardynale, Szanowni Państwo! Pozostajemy wciąż w aurze Bożego Narodzenia. Niech Słowo Wcielone, które zgromadziło wokół siebie tak różne istoty, jak Aniołów i bydlęta, Maryję z Józefem, prostych Pasterzy i Mędrców, gromadzi także nas i łączy w duchu prawdy i miłości, bo Pan Jezus jest wcieloną Prawdą i Miłością. Radujmy się mimo wszystko; Bóg jest silniejszy od naszych słabości i lubi czynić rzeczy po ludzku niemożliwe. W Nim, Przyjacielu człowieka, nasza nadzieja.

ks. prof. Andrzej Szostek MIC

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8