Last minute

Historia wadowickiego nawrócenia niemieckiego zbrodniarza, który odpowiada za życie setek tysięcy osób, nie jest raczej powszechnie znana i przypominana. W pamięci historycznej komendant obozu KL Auschwitz-Birkenau zapisał się bowiem jako bezwzględny oprawca pozbawiony ludzkich uczuć i odruchów.

Reklama

Hoess był głęboko przejęty tymi ideami. Padły one na podatną glebę jego osobowości, od najmłodszych lat tresowanej w posłuszeństwie i fanatyzmie. Zmieniła się tylko treść jego poglądów, ale mechanizmy rządzące ich wewnętrzną dynamiką pozostały takie same. Piętno ojcowskiego wychowania było nieusuwalne. Hmm... muszę dodać w tym miejscu, że potrafię to zachowanie opisać, jednak nie potrafię go zrozumieć. Bo zrozumieć go do końca po prostu się nie da. Nawet Hoess - jeśli brać serio jego wspomnienia mówił o niezatartym śladzie jego chrześcijańskiej wrażliwości, który musiał być w nim cały czas obecny: "Czułem już dawno, czułem właściwie przez cały czas mojej działalności w obozach, że tkwi w tym wszystkim coś fałszywego, coś, z czym trudno się człowiekowi pogodzić, czułem, że fałszywe muszą być założenia mogące doprowadzić do zbrodni, z którymi człowiek nie może się pogodzić. Czułem to tylko, rozum mój bowiem nie zastanawiał się nad sprawami, które nauczono nas przyjmować bezkrytycznie" (Autobiografia).

O Hoessie sprzed 1940 roku wiadomo niewiele. W jego aktach osobowych SS znajdziemy wprawdzie rękopiśmienny życiorys z 1936 roku i parę świadectw osób, które z nim wówczas współpracowały oraz legitymację członkowską Związku Artamanów i książeczkę z urzędu stanu cywilnego potwierdzającego zawarcie małżeństwa (de facto znajduje się ona obecnie w Instytucie Yad Vashem). Więcej świadectw mamy z "drugiej strony" tj. z czasów komendantury w Oświęcimiu. By być dosłowną przypomnę, że więźniowie zazwyczaj nie mieli z nim kontaktu, stąd materiał źródłowy jest skromny, bogactwo świadectw dotyczy okresu po jego aresztowaniu,  które nastąpiło w 11 marca 1946 roku i złożonych obszernie <wyjątek wśród aresztowanych nazistów (sic!)> wyjaśnień oraz autobiografii, którą zdążył napisać tuz przed śmiercią a także długo nie publikowanych listów do rodziny (napisał je 5 dni przed śmiercią).

Gdy czytam Autobiografię Hoessa  uderzyła mnie szczerość jego wypowiedzi. Napisał ją na kilkanaście dni przed śmiercią. Miał świadomość wyroku skazującego, jednak jego wyjaśnienia zdecydowanie mniej - niż innych złapanych wówczas nazistów - zabarwione są samoobroną, próbą zepchnięcia winy na ideologię i Hitlera, ucieczki przed odpowiedzialnością za wykonane działania. Wiedział co robił. Zresztą widać to wyraźnie, gdy opisuje całkiem dokładnie, jak wyglądało życie obozowe, czy w miejscach gdy opowiada o swoich emocjach:

"Ogarniała mnie groza, gdy myślałem o rozstrzeliwaniach, masowych egzekucjach dzieci i kobiet. Miałem już dosyć egzekucji zakładników i grupowych rozstrzeliwań dokonywanych na rozkaz Reichsführera SS lub RSHA", czy chociażby w słowach: "Musiałem (choć nie chciałem) na wszystko patrzeć. Dniem i nocą musiałem się przypatrywać wyciąganiu i paleniu zwłok, musiałem godzinami oglądać wyrywanie zębów, obcinanie włosów i inne okropności. Przebywałem godzinami wśród odrażającego odoru rozchodzącego się podczas rozkopywania masowych grobów i spalania zwłok. Na skutek uwagi zwróconej mi przez lekarzy musiałem przez okienko komory gazowej przyglądać się śmierci. Musiałem czynić to wszystko, ponieważ byłem osobą, na którą wszyscy patrzyli, ponieważ musiałem wszystkim okazać, że nie tylko wydaję rozkazy i zarządzenia, lecz także jestem gotów wszędzie być przy ich wykonywaniu, jak tego wymagam od swoich podkomendnych", "Musiałem być zimny wobec wszelkich wydarzeń. Jednakże nawet mniejsze przeżycia, które niejednokrotnie nie dochodziły do świadomości innych, nie zacierały się szybko w mojej pamięci. A przecież w Oświęcimiu nie mogłem się naprawdę nigdy skarżyć na nudę. Jeżeli jakieś wydarzenie mnie szczególnie wzburzyło, nie mogłem udać się do domu, do mej rodziny. Dosiadałem konia i w szalonej jeździe starałem się pozbyć straszliwych obrazów albo też nocą chodziłem do stajni i tam, wśród moich ulubieńców znajdowałem uspokojenie. Często zdarzało się, że podczas pobytu w domu wracałem nagle myślami do jakiegoś szczegółu akcji eksterminacyjnej. Musiałem wówczas wychodzić z domu", "Od chwili rozpoczęcia akcji masowej zagłady nie zaznałem w Oświęcimiu nigdy szczęścia. Byłem z siebie niezadowolony". Takich wyznań jest sporo.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama