Historia wadowickiego nawrócenia niemieckiego zbrodniarza, który odpowiada za życie setek tysięcy osób, nie jest raczej powszechnie znana i przypominana. W pamięci historycznej komendant obozu KL Auschwitz-Birkenau zapisał się bowiem jako bezwzględny oprawca pozbawiony ludzkich uczuć i odruchów.
Bezsprzecznie - wabikiem do wyjazdu na rekolekcje Służby Zdrowia do Częstochowy - była obietnica pobytu w Oświęcimiu i w Czernej. Obydwu tych miejsc - gdy idzie o doświadczenia osobiste - jeszcze nie poznałam.
Kilka kilometrów przed Oświęcimiem przewodzący grupie ksiądz zapytał uczestników tego wyjazdu na ile pamiętają to, co wcześniej - ponoć kilkakrotnie - opowiadał podczas kazań w szpitalnej kaplicy, czyli o zbieżności dat, postaci i odmiennym finale wydarzeń "bohaterów" tego obozu. Przyznam szczerze, że nigdy takiego kazania nie słyszałam, a myślę, że utkwiło by mi mocno w pamięci, bowiem takie porównania zawsze rozpalają moją wyobraźnię...
Owy ksiądz opowiadał, że komendant obozu zagłady w Oświęcimiu jak i Maksymilian Maria Kolbe (osoba która wszystkim kojarzy się z Oświęcimiem), mieli wiele podobieństw: byli rówieśnikami (gdy idzie o ilość lat w czasie śmierci, czyli 47), obaj chcieli zostać kapłanami, przy czym jeden "zrealizował" swoje powołanie, drugi wybrał przeciwnie i że obaj spojrzeli sobie podczas pobytu w obozie w twarz. Kolbe zginął jako bohater i został świętym, drugi został jednym z największych zbrodniarzy hitlerowskich w dziejach świata, choć przed śmiercią się nawrócił. Wyjątkowo mocno utkwiło mi oświadczenie, że podczas odsiadywania kary więzienia w wadowickim więzieniu, mimo iż skazany nazista poprosił o sakrament, nie znalazł się nikt, kto by go wyspowiadał (co nie tylko zaskoczyło mnie najmocniej ale wręcz zaszokowało). Dlatego po powrocie do domu postanowiłam, że poznam więcej szczegółów...
Sam obóz mimo ogromu tragicznej historii nie wywarł na mnie już tak szokującego wrażenia, jak obóz hitlerowski w Sztutthofie, który zwiedzałam jako dziecko podczas pobytu na kolonii w Gdańsku. Być może wiek/dojrzałość czy inna zdolność oceny a także posiadana wiedza itd. miały na to wpływ, nie umiem wytłumaczyć. Tym razem obrazem determinującym mą pamięć była postać głównego dowódcy nazistowskiego obozu zagłady w Oświęcimiu. Jego nawrócenie mnie zaskoczyło, nigdy bowiem nie znałam tej historii.
Nigdzie wyżej nie wymieniłam jego nazwiska, a uczyniłam to całkowicie celowo. Po kilku klepnięciach w net zauważyłam bowiem, że Rudolf H. - komendant obozu, to nie ten sam Rudolf H. o którym myślałam (i uważam, że wiele osób, nie znając dokładniej historii II wojny światowej, popełnia ten sam błąd). Jest bowiem dwóch Rudolfów H. - i choć ich nazwiska czyta się tak samo, to są to inne postacie, inne osoby, inne historie, łączy ich tylko ta sama nazistowska działalność. Jeden to Rudolf Walter Richard Heß (wymowa Hess, 3 osoba w państwie po Hitlerze), drugi to Rudolf Franz Ferdinand Höß (pisownia alternatywna: Hoess lub Höss, wymowa Hes) komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau w latach 1940–1943.
Kolbego już znałam, Hoessa wręcz przeciwnie, dlatego zaczęłam szperać w necie, przeglądać informacje z nim związane i śledzić historię jego życia. Jest niestety tragiczna, niezrozumiała dla mnie, choć dająca wiele do myślenia. To, co po nim dziś pozostało to świadectwa ludzi, którzy mieli z nim kontakt. Nigdy nie dowiemy się tak naprawdę – choć owe świadectwa dostarczają nam pod tym względem pewnych wskazówek – jak funkcjonowało jego sumienie i jak wyglądała tajemnica jego życia. Ono na zawsze pozostanie tajemnicą, znaną tylko Bogu. Możemy jedynie przyglądać się temu napięciu, jakie jawi się między człowiekiem a jego obrazem, tym, co po sobie pozostawił. Uważam, że warto też poznać jego biografię, by spróbować wyciągnąć z niej wnioski dla siebie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).