Last minute

Historia wadowickiego nawrócenia niemieckiego zbrodniarza, który odpowiada za życie setek tysięcy osób, nie jest raczej powszechnie znana i przypominana. W pamięci historycznej komendant obozu KL Auschwitz-Birkenau zapisał się bowiem jako bezwzględny oprawca pozbawiony ludzkich uczuć i odruchów.

Oczywiście zawsze można kwestionować szczerość wypowiedzi Hoessa. Można je odczytywać jako mimowolną próbę tłumaczenia się, bo...  tak trudno jest pojąć ogrom zła jakie popełnił. Tego zła nie da się zrozumieć a tym bardziej usprawiedliwić w imię ideologii czy fałszywie pojętego posłuszeństwa przełożonym. I myślę, że podobnie jak ja, odczuwa to wielu. Znakomicie zorientowany Hoess zeznawał jednak chętnie, a trzeba przyznać pamięć miał dobrą, co widać z obfitości jego wypowiedzi czy dowodów wynikających z znalezionych dokumentów, jednak mimo wszystko można zauważyć, że całość, w jakiś sposób, trąci subiektywizmem i próbą uwiarygodnienia działań wynikających ze ślepej wiary z Hitlera. Bo mimo braku wyparcia odpowiedzialności za miliony ofiar i szczegółowych opisów działalności SS wciąż przyznawał się do narodowego socjalizmu. Widać to wyraźnie, nawet w kilka dni przed śmiercią, gdy osadzony w polskim więzieniu Hoess przedstawia się jako niezłomny i nieposzlakowany narodowy socjalista, który postępował bezinteresownie i w głębokim przekonaniu, że to co czynił, było konieczne dla dobra jego kraju i narodu.

Ale wróćmy jeszcze na moment do jego wcześniejszej historii. Wydaje mi się to ważne, ona bowiem zdecydowała o jego późniejszej osobowości i zachowaniu. Jak sam wspomina, podczas I wojny światowej nigdy nie słyszał wrogiego słowa pod adresem Kościoła -  precyzując należałoby dopowiedzieć - nie było jeszcze wrogiej Kościołowi ideologicznej propagandy. Jednak pewne szczegóły z jego życia potwierdzają fakt, że wyobcowanie z Kościoła w jego wnętrzu już trwało. Grozę budzi u niego obserwacja handlu ponoć świętymi przedmiotami w Palestynie. Wspomina: "ten trywialny handel rzekomymi świętościami, prowadzony przez przedstawicieli wszystkich osiadłych tam Kościołów, budził we mnie wstręt (...) Przez długi czas nie mogłem oswoić się z tymi sprawami i były one prawdopodobnie decydującym czynnikiem o moim późniejszym odejściu z Kościoła" (Autobiografia s.38).  W tym czasie nasiliły się też jego wątpliwości co do wstąpienia do seminarium, tym bardziej że jego rodzinny majątek rozgrabiła rodzina. To wówczas - jak sam stwierdził - zrzekł się hipotetycznej części swego majątku i  postanowił przebijać się przez życie siłą własnych łokci pójść naprzód.

Oficjalnie wystąpił z Kościoła w 1922 roku.  Nowe, rodzinne grono znalazł w szeregach wojskowych. "Zostałem znów żołnierzem. Znalazłem znowu dom i bezpieczne schronienie w koleżeńskiej przyjaźni. Charakterystyczne było to, iż ja - samotnik, który sam w sobie trawił wewnętrzne przeżycia i wzruszenia - czułem się pociągnięty koleżeńską przyjaźnią, w której w razie potrzeby i niebezpieczeństwa jeden na drugim mógł bezwzględnie polegać" (Autobiografia s.41). Jak widać został Hoess żołnierzem nie z chęci fanatycznego odwetu po przegranej wojnie, by bronić zaciekle honoru wojskowego, by zbudować podwaliny pod nowe, potężne Niemcy ale z potrzeby wspólnoty, bycia z kimś razem. Podczas swego osadzenia opowiadał psychiatrze który go badał, iż nie mógł w sobie wykrzesać zainteresowania do polityki, znajdował jednak w tym środowisku (wśród kolegów takich jak: Himmler, Eichmann, Borman i inni) wiarę, wizję świata i mocne polityczne przekonania, które po prostu sobie przyswoił. Po przygodzie z korpusem ochotniczym Rossenbacha, sądzie kapturowym i karą więzienia, którą zniósł źle a która stała się przyczyną wielu przemyśleń, w tym także tej dotyczącej siebie, zaczął wiele myśleć o tym, co dalej. Gdy przebywał w izolacji, dużo czytał. Prasę dostarczali mu przyjaciele. Dotyczyła ona głównie historii, nauki o rasach oraz ideologii narodowo-socjalistycznej (w tym m.in. Mein Kampf Hitlera). Hmm... i jak tu nie zacytować klasyka, który mówi: powiedz mi co czytasz, a powiem ci, kim jesteś; powiedz, kim są twoi przyjaciele, a powiem ci, kim jesteś...

Po amnestii, gdy Hoess opuścił więzienie, odciął wszelkie kontakty ze starymi  kolegami, choć nie ze wszystkimi. Chciał prowadzić nowe życie. Jednak od poznanej ideologii nie dało się już daleko uciec. I choć wstąpił do Artamanów (wspólnota rolnicza) z czystych pobudek - wszystko, co potem nastąpiło - skierowało go do tragicznego finału, bo ideologicznym spadkobiercą ruchu Artamanów stało się SS. Czynną służbę w szeregach SS Hoess, na prośbę Himmlera, rozpoczął w 1934 roku. Zresztą Himmler był dla Hoessa nie tylko najwyższym - po Hitlerze - przełożonym lecz i duchowym przywódcą, "człowiekiem który w moim wyobrażeniu stał tak wysoko, do którego miałem niezłomne zaufanie, którego rozkazy i wypowiedzi były dla mnie ewangelią" (Autobiografia s.169). Znając tę prawdę nie dziwi fakt, że na ścianie w gabinecie Hoessa nie wisiał portret Hitlera, a Himmlera.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6