Miłość jest lepsza od trawy, amfy, piguł, grzybów, haszu czy LSD – wiem to, bo sprawdziłem.
Opowiem historię – swoją historię, od dziecka do teraz. Mam 19 lat, na koncie dwa domy dziecka, dwa ośrodki szkolno-wychowawcze i pogotowie opiekuńcze. Na imię dostałem Piotr. Nie byłem jednak pierwszy i nie byłem skałą. Byłem szósty z kolei, ostatni i szybko okazało się, że daleko mi do skały. To znaczy bywałem skałą, ale dzięki adrenalinie albo chemii.
Kanapki były – chyba
– Jesteśmy z jednego ojca i jednej matki. Cała szóstka. To ważne. To nie takie oczywiste przecież. Wychowałem się na wałbrzyskich podwórkach. Moim własnym i sąsiednich. Przez pierwsze osiem lat życia dom był dla mnie jak noclegownia i jak jadłodajnia, może być Caritas. Co jadłem? A czy to ważne? Czemu to kogoś ma interesować? Normalnie, kanapki. Tak sądzę – zaczyna swoją opowieść.
Ma 15 lat, kiedy trafia do poprawczaka w Świdnicy. Tutaj zostaje ochrzczony, tutaj przyjmuje Pierwszą Komunię św., tutaj chodzi na Mszę św. Nie za często, ale owszem. – Co znowu? Jak to pierwsze wspomnienia z dzieciństwa? Nie pamiętam. Nie chcę pamiętać, dlatego też nie chcę opowiadać. Kończymy, proszę nie nagrywać! Wystarczy. Wracam na grupę – unosi się. – Chcę opowiedzieć o tym, co ja uznam za ważne. Jestem spokojny. Dobrze, proszę pytać, ale nie naciskać.
Dobrze, ale obco
– Świetnie pamiętam dzień, kiedy mama odwiozła mnie do bidula. Miałem osiem lat. Zazwyczaj nie chodziłem do szkoły, ale wychodziłem z domu o właściwej godzinie. Niby do szkoły. Tego jednak dnia mama była trzeźwa. Zdziwiłem się bardzo. Rzadko się to zdarzało. Ojciec? Siedział w więzieniu. No więc tego dnia mogłem zostać w domu. Nie pytałem dlaczego. Cieszyłem się. Zostałem, nawet kolega do mnie przyszedł. Oglądaliśmy telewizję, rozmawialiśmy, jak to dzieciaki. I wtedy mama zarządziła, że mam się wykąpać, spakować i przygotować do drogi. Nie wiedziałem, dokąd się wybieramy, powiedziała, że dowiem się później. Ale ja się zorientowałem. Głupi nie byłem. Pobiegłem jeszcze do brata, żeby się z nim pożegnać. Był u kolegi.
Potem pojechaliśmy do „Cathariny” w Nowym Siodle, niedaleko Mieroszowa. Co czułem? Nie pamiętam. Tęskniłem. Jak to za czym? Za domem. Uciekałem z bidula. Wracałem do siebie. Nie, niczego mi tam nie brakowało. Tam było dobrze: jedzenie, spanie, ciepło. Bardzo dobrze było. Ale obco. Nie byłem u siebie.
Nie zawsze częstują
Po dwóch latach sąd uznaje, że Piotrek może wrócić do domu. Wraca więc.
– W domu naprawdę wiele się nie zmieniło. Ja mam już 10 lat, mam swoje potrzeby, swoje towarzystwo. Coraz częściej nie wracam na noc do domu. Do szkoły oczywiście nie chodzę. Koledzy zastępują mi wszystkich: ojca, matkę, szkołę, Boga. To oni, z rok wcześniej, podczas jakiejś przepustki z bidula, dają mi spróbować trawki. Tak, to pamiętam. Fizycznie czułem się dobrze, ale nic mi się nie chciało. Siadło mi na głowę. Oni byli zdziwieni. Czekaliśmy cierpliwie, aż mi przejdzie.
Przeszło, ale ochota została. To było coś dla takiego malucha: palić trawkę jak dorosły! Szlugi były już wcześniej, było piwo, teraz doszła trawa. Byłem kimś w swoich oczach i w oczach kolegów. Nie myślałem o tym, co dalej. Żyłem chwilą, a ta, gdy zamroczona, zalana czy zaćpana, jest o wiele ciekawsze. Nie boli tak, jak boli na trzeźwo.
Wtedy też zaczynają się kradzieże. Nie zawsze cię częstują, czasami musisz i ty postawić. Za co? Od mamusi z portfela nie wezmę, bo sama na swoje używki nie ma. Tak, kradzieże to było rozwiązanie.
Brakowało 30 minut
W domu jest tylko przez rok. Trafia do pogotowia opiekuńczego. Na kolejny rok swojego życia. A potem znowu do bidula, tym razem na wałbrzyskim Gaju. – Nie mieli ze mną łatwo. Kiedyś na ucieczce wszedłem w melanż. Nie wie ksiądz co to jest? No to wyjaśnię: to jest impreza. Trzy dni imprezowaliśmy. I wtedy moje życie mogło się skończyć. Nic nie pamiętam, tylko to, że o czwartej nad ranem policja znalazła mnie, dzieciaka, w rzece. Kompletnie zamroczonego.
Wielkanoc w szpitalu spędziłem. Powiedzieli wtedy, że gdybym jeszcze tak ze 30 minut poleżał w tej wodzie, wyziębiłbym się na amen. Lipa by była. Bo to był początek kwietnia. Noce jeszcze zimne.
Wyszedłem ze szpitala, ale już nie wróciłem do bidula. Dostałem ośrodek szkolno-wychowawczy. Buzowało we mnie wszystko. Odbijało mi. Nerwy miałem na wszystko, a nic do stracenia. Agresywny byłem bardzo. Pobicia, wymuszenia, napaść na kierowniczkę nawet była. Przenieśli mnie do Brzegu Dolnego. Tam trzy miesiące bez przepustki. Sprawę miałem za fałszywe pieniądze, bo miałem dostęp do lewych „stówek”. Uciekłem stamtąd, wakacje były, dobry czas: długie dni, ciepło, przenocować możesz wszędzie.
Jednak żeby żyć, trzeba kraść i bić, więc kradzieże, włamania, pobicia, coraz cięższe narkotyki. I ciągle mało. Gonisz za czymś, szukasz czegoś. Już niby masz: adreanlina, uznanie, zabawa – ale za chwilę okazuje się, że to nie o to chodzi. Brakuje miłości.
Serdeczna Matka
Pół roku poza domem dziecka. Sąd zaocznie kieruje Piotrka do schroniska dla nieletnich. – Napisali w wezwaniu, że na trzy miesiące. Pomyślałem, że pójdę, stawię się, odsiedzę swoje i po trzech miesiącach dadzą mi spokój. Tak zrobiłem. Dzisiaj dziwię się, że miałem tyle rozumu, że jeszcze te resztki zostały. Przyjechali po mnie, zabrałem rzeczy z domu dziecka i trafiłem do Świdnicy… Miałem 15 lat – milknie.
Patrzy na „gościowy” kalendarz. Na pierwszej stronie, na okładce, cudnej urody Matka Boska. Główka lekko przechylona, z łagodnym spojrzeniem, czułym uśmiechem, otwarta – z sercem na wierzchu. Można dotknąć. Zaprasza nawet do tego. Piotrek patrzy. Pociąga go to serce. Maryja – Matka z sercem dla każdego.
– Patrzę na to, co za mną i rozumiem, że było ze mną bardzo źle. Dzisiaj nie chcę już ćpać, kraść, bić. Kocha mnie moja dziewczyna, z nią chcę założyć rodzinę. Chcę normalnie żyć. Miłość jest lepsza od trawy, amfy, piguł, grzybów, haszu czy LSD – wiem to, bo sprawdziłem – mówi i znowu cisza. Patrzy na serdeczną Matkę.
– Za pół roku wychodzę – odzywa się w końcu. – Da mi ksiądz ten kalendarz? Rok 2016 – ważny dla mnie, jak żaden inny – tłumaczy się ze wzrokiem wlepionym w Matkę. Kochającą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Życzenia bożonarodzeniowe przewodniczącego polskiego episkopatu.
Jałmużnik Papieski pojechał z pomocą na Ukrainę dziewiąty raz od wybuchu wojny.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.