Magdalena Kubińska ze Świebodzic jest jedną z sześciu dziewczyn, które SWM posyła z posługą do Etiopii i Mongolii.
Przed odlotem w czwartek 28 czerwca zapytaliśmy Magdę, skąd to zamiłowanie do misji.
– Wszystko zaczęło się dawno temu. Kiedy miałam 12 lat, do mojej rodzinnej parafii przybył ksiądz pracujący w Boliwii. Opowiadał o misjach i pokazywał przedmioty, które stamtąd przywiózł. Wtedy się „zachłysnęłam” misjami. Ziarenko, które we mnie wtedy zakiełkowało, wzrastało przez wiele lat. W liceum, kiedy byłam na swojej pierwszej pieszej pielgrzymce na Jasną Górę, spotkałam s. Krystynę, klaweriankę, która podczas jednej z konferencji mówiła o misjach. I to mnie tylko utwierdziło w moim postanowieniu.
W tym czasie dzięki siostrom udało mi się pojechać do Warszawy na Szkołę Animatorów Misyjnych, organizowaną przez Papieskie Dzieło Misyjne Dzieci. Tam zobaczyłam różnicę między wolontariuszem misyjnym a świeckim misjonarzem. Kiedy rozpoczęłam studia na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu, stwierdziłam, że coś trzeba z tym zrobić, bo minęło już bardzo dużo czasu, a głos wołający nie cichnie. I tak trafiłam do Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego – wspomina Magdalena.
Tam rozpoczęły się przygotowania. – Można powiedzieć, że one zaczęły się już wcześniej, w czasie duchowego przygotowania i rozeznania. Kiedy pełna zapału trafiłam do SWM, dowiedziałam się, że szybciej niż za dwa lata nie wyjadę, bo należy się odpowiednio przygotować. Cała formacja, uczęszczanie na cotygodniowe spotkania, wspólne Msze święte, wyjazdy rekolekcyjne i integracyjne sprawiają, że człowiek może jeszcze podjąć decyzję o rezygnacji. Ja zdecydowałam się wyjechać – dodaje.
Do Mongolii ze wsparciem
Okazało się, że razem z Agatą Kopańską zostały skierowane do Mongolii, gdzie będą pomagać przy nowo powstałej parafii salezjańskiej w Ułan Bator. Czego w związku z tym wyjazdem Magda obawia się najbardziej?
– Chyba lotu samolotem – uśmiecha się. – Być może różnica czasu i zmiana klimatu mogą dać nam w kość, ale z tym się liczymy. Poza tym, pierwsze dni na końcu świata mają chyba prawo być trudne – przyznaje z uśmiechem. W pracy na misjach będzie jej towarzyszyć nie tylko koleżanka, ale i święci, którzy są dla niej wzorem posługi na krańcach ziemi.
– Jedną z osób, które mocno cenię jest bł. Maria Teresa Ledóchowska. Wszystkie swoje talenty poświęciła na rzecz misji i walki z niewolnictwem. Potrafiła zrezygnować z wygód i dworskiego życia na rzecz pomocy innym. Pracując na misjach z dziećmi w duchu salezjańskim, wszystko zawierzamy św. Janowi Bosko, który miał prorocze sny o misjach i bez wahania posyłał braci na krańce świata, aby głosili Ewangelię – wyjaśnia wolontariuszka.
Magda, choć uczy się i mieszka na co dzień we Wrocławiu, wciąż czuje się świebodziczanką. – Tu się wychowałam, tu mam rodzinę i znajomych. Zawsze pozostanie sentyment. Jadę z ramienia Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego, więc nie jesteśmy przypisani w naszej pracy do żadnej diecezji. Jedziemy w imieniu tego samego Chrystusa, ale z uśmiechem ks. Bosko, jak to nam tłumaczył w czasie rozesłania ks. Jarosław Pizoń SDB – wyjaśnia Magda.
Połowa jest od nas
Poza Magdaleną i Agatą do pracy na misjach zostały w archikatedrze wrocławskiej posłane również cztery inne dziewczyny. Dwie z nich też pochodzą z diecezji świdnickiej, ale na stałe mieszkają już we Wrocławiu. To Agnieszka Chlipała z Dzierżoniowa i Karolina Molendzka z Kudowy-Zdroju. Obie wyleciały 6 lipca do Etiopii. Warto dodać, że w tym roku Salezjański Wolontariat Misyjny we Wrocławiu obchodzi 10-lecie istnienia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Watykan uznał cud potrzebny do kanonizacji Pier Giorgio Frassatiego.
Pielgrzymi będą mogli zbierać pieczątki do specjalnego paszportu w wydaniu papierowym oraz cyfrowym.
„Nie chcę powiedzieć, że przywykliśmy do katastrof, ale wiara nas nie opuszcza”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Papież postanowił rozszerzyć na Kościół powszechny kult 16 karmelitanek bosych z Compiègne.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).