Trzy tygodnie przed naszym spotkaniem fundamentaliści wyrzucili z czwartego piętra znajomego Mariam, polecając mu, by pozdrowił Mistrza, z którym za chwilę się spotka.
Miałam też wtedy prywatnego nauczyciela, chrześcijanina, który douczał mnie w domu. Bałam się go, bo był bardzo surowy, często na mnie krzyczał. Akurat tego dnia miał ze mną lekcje, zapytał, dlaczego płaczę. Byłam pewna, że wszyscy dorośli już zawsze będą na mnie źli, gdy będę im mówiła prawdę, ale on nalegał, więc w końcu mu powiedziałam. Ku mojemu zaskoczeniu powiedział: „Nie martw się tym, trzymaj się, jeśli to jest to, co naprawdę chcesz robić, ucz się tych piosenek i nie przejmuj się innymi”. Dopytywał, czego się nauczyłam. Jedna z tych piosenek była po francusku, więc w ramach lekcji przełożyliśmy ją na arabski. Do dziś nie mogę wyjść ze zdumienia. Mama była w sąsiednim pokoju. Gdyby doniosła na policję, że jakiś chrześcijanin naucza muzułmanina, zabiliby go na miejscu. Nie przesadzam. Nie znajdziesz tego w kodeksach, ale tak to wygląda w praktyce. Jeden z moich przyjaciół został zabity. Doniesiono na niego, tajna policja wzięła go w obroty. Później poinformowali, że zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. W tej służbie jest specjalny wydział do spraw religijnych. Kiedy zostałam chrześcijanką i pierwszy raz się do mnie przyczepili, oficer, który mnie przesłuchiwał, powiedział wprost: „Nie muszę robić jakiegoś wielkiego śledztwa ani czekać na specjalne rozkazy. Mogę cię zabić tu, na środku ulicy i nic mi się nie stanie”. Wtedy jednak nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Krótko po tym wydarzeniu z nauczycielem miałam sen. Byłam na statku, był koszmarny sztorm, sceny jak z Titanica, ludzie wypadali za burtę, krzyczeli. Dziób się wynurzał, rufa tonęła, bałam się, bo moja kajuta była właśnie na rufi e. Jedyne, o czym myślałam, to że muszę wrócić do kajuty po czyjś portret. Gdy dotarłam na miejsce, okazało się, że to obraz Jezusa Miłosiernego, ikona, którą później bardzo polubiłam. Mam wrażenie, że On na tym obrazie bardzo przypomina Maryję, ma wiele jej cech, rzadko uświadamiamy sobie, że to przecież jest jej Syn.
Próbowałam zabrać ten obraz, ale był wielki, nie dałam rady go utrzymać, wpadł do wody. Mam astmę, więc nie mogę nurkować, ale pomyślałam, że trudno, najwyżej zginę z tym obrazem, ale na pewno nie zostanę bez niego. Wypłynęłam na powierzchnię na ostatnim oddechu. Pobiegłam z obrazem na górny pokład i okazało się, że statek przestał tonąć, świeci słońce, wszystko jest w porządku. Byłam sama. Nie martwiłam się jednak, chodziło mi tylko o ten obraz, gdy był przy mnie, dawał mi pokój. Opowiedziałam ten sen mamie. Odczytała to jako znak, że zdam egzamin. Opowiedziałam też tę historię jednej z chrześcijańskich mam. Ona z kolei powiedziała mi, że podobną historię opisano w Ewangelii: Jezus spał w łodzi, wokół szalała burza, a gdy uczniowie Go obudzili, wszystko się uciszyło. Pomyślałam: co za zbieg okoliczności – śnię o historii, która już została opisana w książce, występuje w niej ktoś, kto już wcześniej dawał mi jakieś sygnały.
Kiedy poszłam na uniwersytet, zapytałam o to kolegę, który później stał się dla mnie kimś więcej niż bratem. Przez pierwsze dwa lata studiów po prostu się kumplowaliśmy, później zaczęliśmy gadać o religii. Na trzecim roku zdecydowałyśmy z koleżankami, że czas zrobić z Girgisa muzułmanina. Taki fajny facet, ma tylko jedną wadę – jest chrześcijaninem, szkoda by było, żeby przegrał swoją wieczność.
Czy to znaczy, że jako muzułmanka jednak byłam religijna? Moja religijność ograniczała się wówczas do przekonania, że Bóg jest na mnie bardzo zły. Czułam, że kłopot jest ze mną, nie z islamem. Moja najbliższa przyjaciółka, Justina, która później ochrzciła się razem ze mną, modliła się pięć razy dziennie, czytała Koran, była wzorową muzułmanką, choć tak jak ja nie nosiła hidżabu. To Justina, wtedy jeszcze Fatima, zaczęła rozmawiać z Girgisem. Swoją żelazną argumentacją wpędził ją w zakłopotanie, przyszła później do mnie i mówi: „A może chrześcijaństwo ma rację?”. Nie wierzyłam własnym uszom. Pierwsza rzecz, którą wtedy poczułam, to że serce skacze mi z radości, czułam, że to się wreszcie zaczyna dziać! Ale umysł mówił: Jak ona może być taka głupia? Przecież to bez sensu! Stwierdziłam, że pójdę i rozłożę go na łopatki.
Byliśmy z Girgisem w jednej grupie, tak się złożyło, że tego dnia wszyscy wykręcili się od zajęć, zostaliśmy sami. Czułam, że Bóg chce przeze mnie coś mu powiedzieć, ale nie mogłam nic z siebie wydusić. W końcu wydukałam: „Wiesz, po co Bóg nas stworzył?”. Girgis uśmiechnął się i mówi: „Ja wiem, dlaczego Bóg mnie stworzył, ale ty nie masz zielonego pojęcia, po co stworzył ciebie”. Wkurzyłam się na niego, ale on spokojnie kontynuował: „Wyobraź sobie, że mężczyzna i kobieta kochają się, chcą powołać na świat dziecko, dać mu imię, podzielić się wszystkim, co mają, sprawić, żeby żyło. To tylko odbicie tej miłości, jaką Bóg ma dla mnie, z jaką mnie stworzył. A dlaczego stworzył ciebie?”. Miałam w głowie werset Koranu: „Stworzyliśmy człowieka, żeby nam służył i żeby się do nas modlił”. Zanim zdążyłam to powiedzieć, Girgis wypalił: „Tak, wiem, Bóg stworzył cię, żebyś mu służyła. Więc ciebie stworzył jako służącą, a mnie jako syna. Bóg ma dość aniołów, żeby mu służyły, nie jest tak wyniosły i pyszny, żeby potrzebował jeszcze nas, abyśmy Mu oddawali cześć”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).