Pozdrowienia dla Mistrza

Trzy tygodnie przed naszym spotkaniem fundamentaliści wyrzucili z czwartego piętra znajomego Mariam, polecając mu, by pozdrowił Mistrza, z którym za chwilę się spotka.

Reklama

Pokłóciłam się na dobre z mamą i wyprowadziłam do mieszkania, które zostawił mój ojciec, przeprowadzając się do Kairu, gdy objął ważne stanowisko państwowe. Mogłam więc praktykować również w domu. Zaczęłam udzielać się w kościele. Miałam wykłady wyjaśniające, czym różnią się Koran i Biblia, a gdy ktoś mnie pytał, skąd to wiem, mówiłam, że nauczyłam się na koptyjskim uniwersytecie. Pracowałam ze starszymi i chorymi, uczyłam w szkółce niedzielnej. Po trzech latach popełniłam błąd. Pracowałam wtedy w firmie razem z moją daleką kuzynką, ona pewnego dnia zwróciła mi uwagę, że nie powinnam wysyłać pewnego e-maila, bo firma straci kilka tysięcy dolarów. Ale ja już go wysłałam. Byłam zdenerwowana, wypsnęło mi się to, co w takich sytuacjach mówią u nas chrześcijanie: „Na znak krzyża świętego”. Popatrzyła na mnie, ale nic nie powiedziała. Zresztą chyba wszyscy wokół wiedzieli już, co się święci. Wcześniej klęłam jak szewc, teraz przestałam przeklinać, wykręcałam się od zamążpójścia, teraz gdy kuzynka doniosła wszystkim, że mówię jak chrześcijanka, układanka się domknęła. Moja mama wpadła w szał, kazała swoim służącym mnie śledzić. Weszli do mojego mieszkania pod pretekstem sprzątania, wynieśli moją Biblię, książki, krzyże. A mama przekazała to tajnej policji. Tej, która torturuje, porywa, prześladuje.

Jak mogła to zrobić? Wiedziała, że mam twardy charakter, że nie jest łatwo mnie przestraszyć. Pomyślała więc pewnie, że gdy zafunduje mi taki szok, na pewno się złamię i przybiegnę do niej po pomoc. Miała wiele możliwości, nasza rodzina była mocno osadzona w strukturach władzy, byli w niej urzędnicy prezydenta, generałowie policji, szefowie różnych służb.

Jasne że się bałam. Ale strach to jeszcze nie powód, żeby zmieniać zdanie. Policja założyła mi w mieszkaniu i na telefonach podsłuch. Prawdopodobnie miałam tam również kamery. Jak się o tym wszystkim dowiedziałam? Pewnego dnia zadzwoniła do mnie do pracy, nie na komórkę, przerażona Justina i poleciła mi natychmiast przyjść w miejsce, gdzie widziałyśmy się ostatnio. Żadnych imion, adresów, pełna konspiracja. Nasze mamy były przyjaciółkami, i Justina usłyszała, jak jej mama mówiła mojej, że nie powinna napuszczać na mnie tajnej policji, bo ci ludzie zrobią mi krzywdę. Justina poradziła mi, żebym nie wracała do domu, tylko od razu jechała do Kairu, do ojca, on ma immunitet, żadna służba nie może wejść do jego domu. W tym momencie zadzwonił ojciec, zapytał gdzie jestem. Mówię mu, że przyjadę do niego, on mi na to, że to świetny pomysł, bo moja matka robi wielką aferę, dzwoni do niego, krzyczy, jak mnie wychował i lamentuje, że teraz na pewno policja się o tym dowie. Oboje znaliśmy mojąmatkę i wiedzieliśmy, że to oznacza, że sama już na policję doniosła.

Natychmiast wsiadłam w autobus i pojechałam do Kairu. Mieszkałam u ojca przez tydzień, ale nic się nie działo, postanowiłam więc wrócić do Aleksandrii, zostawiłam w pracy mnóstwo otwartych spraw. Ojciec sugerował, żebym złożyła wypowiedzenie i natychmiast wracała do niego. Jeśli w tym czasie nic się nie stanie, będziemy wiedzieć, że nic mi nie grozi ze strony matki, a ja ułożę sobie życie w Kairze.

Gdy tylko dotarłam do Aleksandrii, zadzwonił na moją komórkę oficer tajnej policji. „Proszę do nas przyjść”. „Dlaczego?” „Bo prowadzimy dochodzenie i przesłuchujemy wszystkich o twoim nazwisku”. „Ale skoro zdobyliście mój numer, to poradzicie sobie z pewnością ze zdobyciem wszystkich innych informacji”. „Lepiej przyjdź”. Pytam, czy to groźba. On mi na to, że mogę to sobie odbierać jak chcę. Powiedziałam, żeby zadzwonił do moich wujków, bo sama do niego na pewno nie przyjdę. „Ale po co robić z tego wielką sprawę, po co mają się dowiedzieć, co ty wyprawiasz”. „Ale ja nie mam nic do ukrycia”. „Nie zmuszaj mnie, żebym po ciebie przyszedł”. „To jest groźba?” „Tak”. Więc ja mu na to: „W porządku, jeśli twoją pracą jest grożenie ludziom, to wykonuj ją rzetelnie i do końca, niech twój Bóg cię w tym prowadzi, a ja pójdę swoją drogą i może mój Bóg nie pozwoli ci mnie złapać”.

Wybiegłam z firmy, przed wejściem zobaczyłam tajniaka. Na szczęście tajniacy w Egipcie zawsze ubierają się tak samo, na brązowo, więc widać ich z daleka. Zobaczył mnie, ale stał jak słup, nie dostał jeszcze informacji, że ma mnie zgarnąć. Biegłam. Zmieniałam taksówki. Wyciągnęłam z telefonu kartę i baterię, żeby nie mogli mnie namierzyć. Wpadłam do kościoła, żeby ostrzec księdza, powiedzieć mu, żeby wyparł się nas, żeby chronił siebie i parafię. Odpowiedział mi: „Dziecko, o nas się nie bój, uciekaj, niech Bóg będzie z tobą”. Po tej wizycie uruchomiłam telefon, okazało się, że mój ojciec rozpaczliwie próbował dodzwonić się do mnie, kazał mi natychmiast przyjeżdżać do Kairu, bo policja jest zdeterminowana, żeby mnie złapać. Nie wiem jakim cudem udało mi się dostać do Kairu.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama