O wizji historii Europy, różnych projektach i przyszłości kontynentu mówi w rozmowie z KAI dominikanin o. Maciej Zięba. Jako receptę na kryzys zakonnik proponuje koalicję antropologiczną, którą mogliby zaakceptować wierzący i niewierzący.
Zatem nie możemy poddawać się i zniechęcać się tym, że nie udało się wprowadzić do preambuły Traktatu Lizbońskiego odniesienia do korzeni chrześcijańskich, a inni z głosem chrześcijan nie liczą się. Choć faktem jest, że tak się zdarza. Za przykład można postawić węgierski rząd Viktora Orbána, który coś stara się zrobić, wprowadza do Konstytucji Węgier odniesienie do Boga i chrześcijaństwa. Chce realizować cywilizację życia. Jednak niekoniecznie jest za to chwalony w Europie. Ostatnio węgierski rząd dostał reprymendę od wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej Viviane Reding za marnotrawienie pieniędzy na promocję adopcji, bo w Unii nie można promować projektów antyaborcyjnych. Kłody pod nogi czasami są rzucane.
- To jasne, w książce też o tym wspominam. Na przykład jak ideologicznie zniszczono Rocco Buttiglione, wmawiając mu słowa, których nie powiedział, a przyczyną była wrogość do niego jako gorliwego katolika, który z tego powodu nie może pełnić ważnej funkcji w Unii Europejskiej. Tylko, że prawda o prześladowaniach jest głęboko wpisana w Ewangelię. Jeśli słuchamy co mówi Pan Jezus, to mówi On o krzyżu, a nie o luksusowych limuzynach, powszechnym uznaniu i wysokich zarobkach. Nasi bracia i siostry je znosili, i dzisiaj znoszą w różnych częściach świata, a są to dużo bardziej dramatyczne prześladowania niż nasze. U nas stosuje się co najwyżej wyszydzenie, utrudnienie kariery, czy przylepianie ośmieszających etykiet. To jest wpisane w życie chrześcijańskie, ale Ewangelia nie pozwala nam się zatrzymywać. Właśnie dlatego, że mamy głębokie przekonanie, iż prawda Ewangelii jest i uniwersalna i transcendentna mamy coś ważnego do powiedzenia współczesnemu światu. Tylko trzeba to robić używając języka dialogu, otwarcia, słuchania, języka rozumienia, współczucia, a nie agresji podejrzliwości, wyższości czy dzielenia.
Ojciec formułuje uniwersalne kryteria jakimi dziś winna posługiwać się religia obecna w świecie. Jakie one są?
- Sformułowałem je, by pomóc i nam wewnątrz świata religijnego, a także tym, którzy wciąż wyznają postoświeceniowe stereotypy, że religia jako taka jest wroga demokracji, prawom człowieka i ogólnie wolnemu, otwartemu społeczeństwu. Starałem się zatem pokazać, że każde wolne społeczeństwo bazuje na pewnej ilości przedzałożeń, których nie da się ściśle racjonalnie i naukowo dowieść. Na przykład demokracja zakłada, że wszyscy ludzie są równi. Nie ma jednak żadnej metody pomiaru, który naukowo dowiódłby, że ludzie są równi. To jest pewien akt wiary, bo przecież wszyscy ludzie są różni - różnią się wiekiem, płcią, kolorem skóry, kolorem włosów, wykształceniem, poczuciem humoru, poglądami, wyznawaną religią. Takich aktów wiary jest więcej w życiu społecznym i bez nich nie jest możliwe istnienie wolnego społeczeństwa. Natomiast religia może być albo źródłem budowania porozumienia, tolerancji, poszanowania praw człowieka, może inspirować do budowania dobra wspólnego i solidarności międzyludzkiej, ale wiemy także, iż może być źródłem fanatyzmu, podziału, niszczenia i terroryzmu. Bywało tak w historii i bywa po dzień dzisiejszy.
Zachodnie elity dostrzegają tę czarną stronę religii, a pozytywną stronę wymazały z pamięci i wszystkie religie wrzuciły do jednego worka. Moja teza brzmi: stwórzmy racjonalne, empirycznie weryfikowalne kryteria, które rozróżnią takie formy religii, które budują i wspomagają wolne społeczeństwo, prawa człowieka, dobro wspólne, tolerancję i solidarność, od takich postaci religii, które są źródłem nietolerancji, podziałów i agresji.
Proponuję więc cztery takie kryteria:
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.