Babce Wisła nie zawsze kojarzyła się z sielanką. Przymykała oczy, wracały wspomnienia strzałów, walk, rannych.
Najpierw był las, potem wieś, na końcu miasto. Przez wieki żyliśmy poza obszarem zurbanizowanym, w zgodzie z naturą. Karmiąc się tym, co dała.
Te same okoliczności. Trauma i duma. Próbuję zrozumieć z perspektywy czasu, ale i obserwatora, choć znającego historię, patrzącego nań z boku.
Lech Janerka oczywiście w tytule. Przywoływany w pogodne dni, gdy po wieczornej Mszy św. odpoczywam, krążąc rowerem po okolicy.
Kościół od samego początku żyje w napięciu pomiędzy wczoraj i dziś, początkiem i końcem, już i jeszcze nie, tajemnicą ujawnioną i jeszcze zakrytą.
Czyli odrobina zamieszania wokół kalendarza liturgicznego.
Geniusz miejsca, ludzie, dzień wypełniony konkretnymi aktywnościami – wszystko, co potrzebne, by kształtować wiarę żywą i Kościół żywy.
Niezawodny Kopaliński tym razem nie pomógł. Trzytomowy Słownik Języka Polskiego także niewiele wyjaśnia.
Gdy człowiek, niekoniecznie ksiądz, stoi po drugiej stronie oceanu i woła o pomoc…
Do niedawna w brzydkiej szacie graficznej, rzadko aktualizowana i nieprzejrzysta. Od kilku dni zachęca do zaglądania i czerpania z olbrzymich zasobów Dykasterii.
Św. Balbina miała być córką świętego Kwiryna – trybuna wojskowego na dworze cesarza Hadriana.