Jeśli myśli się o niej jak o uczuciu nic dziwnego, że szybko zamienia się w nienawiść.
Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 2196
Trzy pierwsze przykazania to tzw. „pierwsza tablica” dekalogu. Tradycyjnie mówi się, że odnoszą się one do Boga, choć, jak wyjaśniałem, nie do końca jest to prawda. Każdy grzech, choć w różnym stopniu ma trzy, albo i cztery wymiary zła: uderza w Boga, uderza w bliźniego, w samego grzeszącego, a ostatecznie także w cały świat, cały stworzony przez Boga Kosmos, który przez zło popełnione przez człowieka staje się gorszy. Zwłaszcza zaś trzecie przykazanie to wyraźnie nakaz służący człowiekowi, a Bóg po prostu wyjątkowo mocno w nakaz jego zachowywania się angażuje. Ale taki uproszczony podział dla jakiegoś uporządkowania spraw przyjęto i nie ma się co nań obrażać :)
Dziś czas na przejście do „drugiej tablicy”. Tej, której przykazania – z zastrzeżeniem o którym wyżej – odnoszą się do naszych relacji z bliźnimi.
W Katechizmie Kościoła Katolickiego na samym początku tego działu przypomniano: „Na pytanie, jakie jest pierwsze przykazanie, Jezus odpowiada: «Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych» (Mk 12, 29-31)”. Bliźniego jak siebie samego. Mocne. Siebie każdy traktuje raczej dobrze. A jeśli już nawet ktoś samego siebie nie lubi, to raczej nie jest na siebie i swoje sprawy obojętny. No, ale gdyby ktoś, kto siebie traktuje źle, chciał też tak traktować innych, to możne zauważyć: trzeba miłować, kochać bliźniego jak siebie samego.
Co to miłość? Zdecydowanie nie to, to nazywa się zakochaniem. Zakochany często wcale nie kocha „przedmiotu” swojego zakochania, ale siebie samego; kocha to uczucie bycia zakochanym, kocha to, co mu owa zakochana osoba daje: poczucie szczęścia, unoszenia się parę centymetrów nad ziemią, silniej bijące serce czy motyle w brzuchu. Stąd porzucani przez ukochanych tak szybko przechodzą od tej rzekomej miłości do nienawiści. Stąd zakochani, gdy ten stan (nieuchronnie) się kończy, odczuwają zawód, że nie jest tak pięknie jak dawniej. I nieraz szukają „miłości” na nowo. Bo zakochanie, zauroczenie kimś, to nie miłość. To szansa, by pokochać, by kochać prawdziwie. Takie biologiczno-psychicznie pchnięcie w kierunku miłości, ale nie prawdziwa miłość.
Bo czym jest miłość? To nie uczucie, ale akt woli. „Chcę”. Chcę dobra i szczęścia drugiego. Gdy chcę dla niego dobrze – ale naprawdę chcę, a nie tylko tak mówię –wtedy mogę powiedzieć, że go kocham. Warto zwrócić uwagę, że gdy tak rozumie się miłość staje się ona bardziej „uniwersalna”. Nie opisuje jedynie związku partnerów, ale także relacje między rodzicami a dziećmi i ogólniej, szersze relacje rodzinne (między dziadkami a wnukami, między rodzeństwem, między dalszymi krewnymi) czy przyjacielskie. No i staje się jasnym, jak można kochać każdego człowieka, nawet obcych i nieprzyjaciół. „Chcę dla ciebie dobrze”, „chcę dla ciebie jak najlepiej” – to znaczy kochać. Zwłaszcza gdy „jak najlepiej” dotyczy wieczności, dotyczy pragnienia zbawienia.
Jeśli miłość to „chcę dla ciebie dobrze” jasnym też staje się, że miłość nie wyklucza domagania się sprawiedliwości, ukarania winnych. Nie chodzi przecież (albo nie tylko) o poczucie satysfakcji, że udał się odwet, ale o nadzieję, że kara posłuży poprawie, że dobro ostatecznie w człowieku zatriumfuje. I jasnym staje się, dlaczego miłość domaga się czasem działań bolesnych.
Gdy chodzi na przykład o skłonienie alkoholika by się leczył, jedna z zasad głosi, że trzeba go pozbawić „komfortu picia”. W praktyce znaczy to czasem zostawienie go leżącego na ulicy, by rano obudził się nie umyty, w czystym łóżku, ale na ulicy, ubrudzony własnymi wymiocinami i z mokrymi spodniami. To nie wyraz braku miłości. To właśnie wyraz miłości, która zdaje sobie sprawę, że bez tego chory nie znajdzie w sobie motywacji, by podjąć leczenie. A bez motywacji z alkoholizmu nie wyjdzie.
Podobnie może być i w innych sytuacjach: rozbrykanych dzieci, zwłaszcza już podrastających, które myślą, że wszystko im wolno, bo rodzice w razie czego wybawią ich z kłopotu. Albo tzw. „toksycznych rodziców” organizujących swoim dorosłym już i nieraz mającym własne rodziny dzieciom cały czas i całe życie. Miłość nie zawsze oznacza głaskanie po główce. Miłość to nieraz postawienie trudnych wymagań. Dla dobra bliźniego. Nie takiego doraźnego, na tę chwilę. Dla dobrze rozumianego dobra bliźniego. Ostatecznie także dla dobra z perspektywy możliwości zbawienia.
Kochać bliźniego jak siebie samego... W Ewangelii Jana Jezus powiedział to nawet trochę inaczej: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 13, 34). A wiadomo, co Jezus zrobił dla swoich uczniów, prawda? Oddał za nich swoje życie. Dał się zabić, by dać człowiekowi zbawienie. To niedościgły wzór miłości. To jest prawdziwa miłość: jeśli trzeba, dać się dla drugiego nawet zabić. Oddający życie za drugiego kocha najbardziej. „Nikt nie ma większej miłości, niż gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).
Ale to życie można oddać nie tylko raz, w jednej chwili, ale przez długie lata, kropla krwi po kropli. Tak oddają swoje życie sobie nawzajem małżonkowie, tak oddają życie rezygnujący dla swoich dzieci z wielu spraw rodzice, tak oddają dzieci opiekujące się swoimi niedołężnymi już rodzicami czy dziadkami, pielęgniarka opiekująca się pacjentami, nauczyciel ciągle próbujący w swoich uczniach budzić ciekawość świata, kierowca autobusu, sprzedawca cierpliwie wykonujący swoją pracę.... Kropla po kropli.
To jest miłość bliźniego. Wszystkie przykazania „drugiej tablicy” dekalogu są uszczegółowieniem tego przykazania miłości bliźniego. „Kto... miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne - streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego! Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa” (Rz 13, 8-10) – przypomnieli nauczanie św. Pawła autorzy Katechizmu (KKK 2196). I my je sobie przypominamy wchodząc na trudne czasem w rozeznaniu się terytorium przykazań dotyczących bliźniego.
O pierwszym z nich parę słów już w następnym odcinku cyklu. Teraz jeszcze tylko – na następnej stronie, choć niewiele tego jest – jak problematykę ujętą w tym artykule przedstawiono w Katechizmie Kościoła Katolickiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).