O pobycie kard. Stefana Wyszyńskiego w Komańczy opowiada nazaretanka s. Stanisława Niemeczek. Tekst pochodzi z książki "Wspomnienia o Stefanie kardynale Wyszyńskim" wydanej nakładem wydawnictwa m.
Była sobota, wigilia Uroczystości Chrystusa Króla. I odtąd przez rok, dzień po dniu, byłyśmy świadkami i współuczestniczkami życia tego niezrównanego człowieka. Dzień po dniu mogłyśmy uczyć się od niego niezwykłej sztuki zawierzenia Bogu, umiłowania Kościoła i Ojczyzny, umiejętności współpracy z innymi, zwłaszcza ogromnego szacunku i zaufania do drugiego człowieka. Później modliłyśmy się często, by wielki Prymas nigdy nie zawiódł się na ludziach. On tak bardzo ufał! Uczyłyśmy się również jego stosunku do świata przyrody, którą kochał i odczuwał na wzór św. Franciszka. Tak odbierałyśmy to na co dzień.
Ksiądz Prymas wszedł w tę nową zwyczajność jak we własny dom. Uczył, że nad całym życiem człowieka czuwa Boża Opatrzność i że w każdej okoliczności dopełnia się jakaś odwieczna myśl Boża. To nam zostało.
Bardzo szybko poznałyśmy, że wiara jest źródłem jego mocy i niezłomnej postawy wśród wydarzeń. Ita, Pater - TAK OJCZE! - było w naszym odczuciu dewizą jego życia.
Od czasu ostatniej wojny, podczas której spłonął kościół parafialny, nasza klasztorna kaplica spełniała rolę zastępczą—w niej koncentrowało się życie parafian.
Wiadomość o przebywaniu Księdza Kardynała w naszym domu szybko rozeszła się po okolicy. Zarówno w niedzielę, jak i w święta kościelne ludzie gromadzili się licznie w naszej kaplicy na Mszę Św., by móc ujrzeć Księdza Kardynała. Nie tylko bowiem dla nas, ale dla wszystkich modlących się z nami wielkim przeżyciem było widzieć przy ołtarzu jego skupioną twarz, oczy przymknięte podczas wspominania żywych i umarłych, słyszeć jego głos, wymawiający z namaszczeniem każde słowo. Wszystko to świadczyło, jak głęboko przeżywał Ksiądz Prymas każdą Mszę św. i każde spotkanie z Bogiem na modlitwie. Prawdziwie czułyśmy wtedy, że modlitwa i liturgia są jego życiem i siłą w tym życiu.
Nie da się zaprzeczyć, że nasz ustronny dom w Komańczy stałby się miejscem pielgrzymek, gdyby nie fakt, jaki zaistniał w kilkanaście dni po przywiezieniu Księdza Prymasa. Władze państwowe włączyły Komańczę w pas graniczny i odtąd bez specjalnych zezwoleń komend milicyjnych nie można było zatrzymać się ani dojechać do klasztoru. W pobliżu naszego domu ustawiono jednostkę WOP-u. Pozwolono jednak dojeżdżać do Księdza Prymasa księżom biskupom i rodzinie. Jedni z pierwszych przyjechali: ks. bp Michał Klepacz, ks. bp Zygmunt Choromański, ks. prałat Goździewicz i dyrektor wydziału zakonnego - ks. Bronisław Dąbrowski. Przywieźli ze sobą ojca Księdza Prymasa - pana Stanisława Wyszyńskiego. Było to pierwsze od dwóch lat spotkanie. Gdy wprowadzałyśmy sędziwego starca do przygotowanego pokoju, by mógł pozostać sam na sam z synem, byłyśmy mimowolnymi świadkami sceny: Starzec ukląkł przed synem - dostojnikiem Kościoła, a syn klęcząc całował ręce ojca. Powitanie nastąpiło na kolanach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).