O szatańskich strategiach dziś, część II.
Ojciec kłamstwa. Nie bez powodu to jedno z Szatana. Proste kłamstwo dość łatwo odkryć. Trudniejsze do zdemaskowania takie, w którym jest sporo prawdy. Trudniej dociec co się nie zgadza. A jeszcze skuteczniejsze takie, w którym odpowiednio dobrane fakty są prawdziwe. Sęk w tym „odpowiednio dobrane”. Połączone razem dają fałszywy obraz. Szatan, Diabeł, w takiej żonglerce jest niezwykle sprawny. Widać to w już w biblijnej opowieści, którą słyszmy w czytaniach I niedzieli Wielkiego Postu.
Pierwszy krok strategii: zasiać wątpliwości
To opowieść o grzechu Adama i Ewy. Brzmiąca jak baśń, ale przecież nie o fakty w niej chodzi, ale morał, przesłanie, jakie niesie.
A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty: «Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?» Niewiasta odpowiedziała wężowi: «Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli». Wtedy rzekł wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło».
Tu się zatrzymajmy (więcej znajdziesz w Biblijnych kontekstach i tekście z naszego komentarza do Księgi Rodzaju). Wszystko jasne, prawda? Krok pierwszy: rzucenie podejrzenia, zasianie wątpliwości. Przez niewinne z pozoru pytanie: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?”. Nie było to prawdą, oczywiście. Ewa zaraz to wyjaśniła. Ale ziarno nieufności wobec Boga zostało zasiane. To z niego najpewniej wzięło się to niezgodne z prawdą stwierdzenie Ewy, że nie tylko jeść z drzewa poznania dobra i zła im nie wolno, ale nawet go dotykać. Niewinnym z pozoru pytaniem diabeł sprawił, że kobieta wpisała się w jego styl narzekania na Boga. Wyolbrzymiła treść Jego zakazu, a w jej umyśle pojawił się pierwszy ognik podejrzenia Boga o brak szczerości, jakąś interesowność w relacjach człowiekiem. Ziarno nieufności zostało zasiane.
Dziś bywa podobnie. Pytaniem „czy to prawda, że” można, udając niewiniątko, rzucać na ludzi najgorsze podejrzenia. Bo przecież skoro ktoś takie pytanie zadaje, to coś w tym przecież musi być; bez powodu by nie pytał. „Czy to prawda, że X jest pedofilem”, „czy to prawda, że Y zdefraudował sporą sumę pieniędzy” albo że „Z jest łapówkarzem”? Zadaliśmy pytanie, chcemy tylko poznać prawdę. Mamy prawo ją znać. Publicznie potraktowany takim pytaniem nigdy do końca się nie oczyści. Choćby zaprzeczał on sam, choćby zaprzeczali ludzie dobrze go znający, choćby nawet uniewinnił go prawomocnym wyrokiem sąd. Bo przecież coś w tym musiało być, pytanie nie padło bez powodu. Bo prawda leży pośrodku. Bo przecież jak ktoś się tłumaczy, to znaczy że winny.…
„Czy to prawda, że”. Pytanie można wzmocnić przedstawieniem poszlak wskazujących na winę. Skrzętnie przy tym przemilczając wszystko, co tej winie przeczy. Można domagać się wyjaśnienia wątpliwości, sprawdzenia dokumentów, dotarcia do świadków. A jeśli nic się nie znajdzie posłużyć się kolejną insynuacją. Że nie szukano zbyt dobrze, że trzeba dalej dociekać, dalej pytać... „Nie ma dowodów” nigdy nie znaczy przecież, że niewinny. Znaczy, że może trzeba się bardziej postarać, by je znaleźć. I nawet jeśli w końcu okaże się, że znajdą się jakieś dowody niewinności, to smród pozostanie. „Był podejrzany w sprawie”, „był zamieszany”…
Szatańska strategia: rzucić podejrzenie. „Niewinnym” pytaniem czy ordynarnym kłamstwem. Potraktowany w ten sposób, choćby i kłamstwo szybko wyszło na jaw, nigdy do końca się nie oczyści. Zostaną w ludzkiej pamięci jakieś oskarżenia, jakieś tytuły w mediach. Że potem to prostowano? Łatwo zapomnieć…
Krok drugi: prawda lekko zmodyfikowana
„Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” – mówi Wąż do Ewy. Sprytna mieszanka kłamstwa i półprawdy. Kłamstwa, bo zerwanie zakazanego owocu jednak przyniosło ludziom śmierć. Kłamstwa trudnego jednak do odkrycia tu i teraz, bo dotyczącego czegoś, co miało się wydarzyć w przyszłości. A półprawdy… Jeśli zrozumieli to tak, że owo poznanie dobra i zła może znaczyć - co nie byłoby obce semickiemu sposobowi myślenia - że jak Bóg będą decydowali o tym, co dobre, a co złe, to byli strasznie naiwni. Coś jest dobre a coś jest złe nie dlatego, że ktoś tak zdecyduje, ale dlatego, że taka a nie inna jest sama natura rzeczy. Natura, którą Bóg wpisał w swoje stworzenie. To trochę tak, jakby chcieli decydować, czy mają mieć kości czy chitynowy pancerz. Jeśli zaś myśleli, że poznają w sensie odkrycia, doświadczenia, to nie mylili się. Zerwanie zakazanego owocu faktycznie spowodowało, że Adam i Ewa poznali dobro i zło. Nie tylko intelektem ale doświadczyli na sobie jego skutków. Poznawszy jednak natychmiast zrozumieli, że nie tego chcieli. Jak człowiek który poznał, co znaczy zatruć się grzybami wijąc się bólu, jak ktoś, kto o istnieniu promieniowaniu dowiedział się nie na lekcjach fizyki, ale leżąc w szpitalu z chorobą popromienną. Chcieli posiąść wiedzę Boga, podejrzewając że coś ważnego przed nimi ukrywa, a okazało się, że nie tyle ukrywał, co ich chronił. Mogli patrzyć, mogli dotykać, nie trzeba było tego zatrutego owocu poznania od razu kosztować.
W tej mieszaninie kłamstwa i półprawd tylko cel Węża jest jasny: wzmocnić jeszcze bardziej wcześniej zasianą wątpliwość i sprawić, by Ewa sięgnęła po zakazany owoc. A Ewa, wiedziona…. No właśnie: czym? Ciekawością? To chyba nie zwykła ciekawość. Podejrzeniami? Poczuciem, że jest co najwyżej tylko trochę mniej rozgarnięta niż Bóg? Jest w tej postawie Ewy coś, co często widać i w ludziach XXI wieku: Bóg, owszem, jest dobry, ale nie będzie mi mówił co mam robić; będę decydował sam. Jestem wystarczająco samodzielny i wystarczająco sprytny, by wydrzeć Bogu Jego tajemnice….
Tą właśnie postawą wiedziona, Ewa dała się zmanipulować. Zrobiła to, w co wmanipulował ją Wąż.
Dziś… No cóż. Ta metoda diabła też się sprawdza. Nie tylko w marketingu politycznym. Paradoksalnie, im w mieszaninie kłamstwa, półprawd i prawd więcej tych ostatnich, tym trudniej się w tym wszystkim połapać. Trudniej zorientować się, że jest się zwodzonym. Zgadza się to, zgadza tamto, a że to czy owo jest naciągane albo i jest nieprawdą…
Zawsze jednak, ilekroć w oskarżeniach pod czyimś adresem pojawia się choć odrobina fałszu, przerysowania, łatwego przypisywania niecnych intencji warto zapytać o cel tego, który oskarża: co chce osiągnąć? Faktycznie chce dociec prawdy? Jest szlachetnym rycerzem walczącym przeciwko z wszelką nieprawością?
Często dopiero gdy człowiek uświadamia sobie do czego taka a nie inna narracja ma go skłonić, zauważa, że te drobne nieścisłości w przedstawianiu faktów to wcale nie pomyłki, a snute przypuszczenia to nie wynik przenikliwości. Że to wszystko to wynik wyrachowania. Nie chodzi o prawdę, nie chodzi o żadne dobro, ale o to, żeby odbiorca tych rewelacji, choćby wiedziony jedynie chwilowym impulsem, tak a nie inaczej się zachował. A jak już zrobi to, czego chce manipulujący…. Przecież człowiek niechętnie przyznaje się, ze postąpił głupio, prawda? Bardzo prawdopodobne, że szukając usprawiedliwienia dla tego co zrobił, będzie brnął dalej…
Sprytna żonglerka prawdą i fałszem po to, by oskarżyć – znak rozpoznawczy diabła. Lepiej od czegoś takiego trzymać się z daleka. Podobnie daleko powinniśmy się trzymać od wizji, jakie przed ludźmi roztacza. Tych samych, którymi próbował skusić Jezusa, Syna Bożego. O nich w kolejnym odcinku. Już jutro.
Ciąg dalszy nastąpi
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
13 maja br. grupa osób skrzywdzonych w Kościele skierowała list do Rady Stałej Episkopatu Polski.