Tyle byśmy zrobili czy osiągnęli, gdyby nie jacyś ludzie!
Czy nie łapiemy się czasem wszyscy na tej charakterystycznej frustracji, że tyle byśmy zrobili czy osiągnęli, gdyby nie jacyś ludzie, jakiś człowiek? Ci, którzy w oczywisty sposób stają na drodze naszym projektom, marzeniom czy choćby utrudniają codzienność. O, gdybyż tylko zechcieli z nami współpracować!
Oczywiście, możemy uznać, że cała sprawa jest jakimś zwalaniem odpowiedzialności za własne życie na innych, czyli czymś mocno niedojrzałym, a więc nas zupełnie nie dotyczy. Chodzi mi jednak o co coś znacznie bardziej podstawowego, banalny fakt, z którym zderzamy się każdego dnia: że ludzie wokół są, jacy są. Chodzi o te wszystkie sytuacje, w których inni występują przeciwko nam wcale nie dlatego, że są naszymi wrogami – ale ponieważ mają określone charaktery, inne priorytety czy różne od naszych doświadczenia życiowe. Jednym słowem, są tym, kim są…
Gdyby wziąć pod lupę nasze plany na życie czy nawet te w skali roku czy dnia, okazuje się czasem, że zupełnie nie uwzględniają innych ludzi. Zanim ktoś się oburzy, dodam, że wystarczy spytać siebie o ten margines, który zostawiamy na ich pełnoprawne współegzystowanie z nami. Przykłady? Bardzo proszę. „Sprawne zakupy” nijak się mają do hasła „dziecko w hipermarkecie” (skądinąd temat-rzeka). Albo sytuacja, kiedy twój wyczekiwany urlop zbiega się z problemami w pracy współmałżonka. Czy kiedy nasz pomysł (obiektywnie: naprawdę świetny) nie spotyka się ze zrozumieniem ani szefa, ani współpracowników. Albo to, że wychodząc za mąż, rzadko myśli się o poszerzeniu rodziny także o wujka Karola (tak, tego wujka Karola!). I co, rzeczywiście żadnej frustracji?
Trapista Michał Zioło w tekście Trzy kolory („Studia Salvatoriana Polonica” 2015, nr 9) kreśli obraz czerwonego, białego i zielonego męczeństwa siedmiu mnichów z Tibhirine zamordowanych w Algierii w 1996 roku, męczeństwa, które podobnie jak tam, dokonuje się, może dokonać się w życiu ochrzczonych. Trudno streszczać tu ten cały poruszający artykuł, dość powiedzieć, że zwraca uwagę na realny kontekst życia zakonników, pisze o Bogu, który działa wśród nas razem żyjących, mieszkających, pracujących. Pisze o tym, co dokonuje się przestrzeni ludzkiego serca, gdzie toczy się „walka o autentyczną relację z Bogiem, która tylko wtedy jest prawdziwa, gdy realizuje się we wspólnocie z drugim człowiekiem” (s. 80).
Jeśli zakonnice i zakonnicy dają nam świadectwo, to także i tego: że ideały monastycznego życia trzeba przekuć w konkret codzienności tej a nie innej siostrzanej, braterskiej wspólnoty. A tym samym, że ideały chrześcijaństwa można (da się) przyoblec w ciało naszych wspólnot.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To nie jedyny dekret w sprawach przyszłych błogosławionych i świętych.
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.