„Anioł nie człowiek” – to określenie do niej jak najbardziej pasuje. Ale tak naprawdę to kobieta, który dostrzega w innym człowieka. I jak to „anioła”, ciągnie ją do nieba.
Wchodzę po schodach domu pani Magdy. Idę na drugie piętro. W progu wita mnie uśmiechnięta kobieta i zaraz prowadzi do pokoju. Od razu widać, że poruszanie się sprawia jej ogromną trudność i zapewne ból. Siadamy przy stole. Pytam: „Jak to jest być aniołem?” Pani Magda uśmiecha się tylko.
– Za bardzo nie wiem, za co dostałam tę nagrodę. Ze względu na moją chorobę przestałam się udzielać społecznie. Jedyne, co jeszcze robię, to zajmuję się pochówkiem dzieci zmarłych przed urodzeniem – opowiada Magdalena Napierała z Terenowego Komitetu Ochrony Praw Dziecka w Zielonej Górze. Właśnie została Społecznikiem Roku i otrzymała od wojewody lubuskiego statuetkę Anioła za wsparcie osób i rodzin w sytuacjach kryzysowych. A kilka dobrych lat wcześniej odebrała statuetkę „Człowiek Człowiekowi”. To z kolei nagroda biskupa diecezjalnego przyznawana ludziom szczególnie zasłużonym na polu działalności dobroczynnej, inspirowanej ewangelicznym duchem miłości bliźniego.
Zawsze! Nawet w nocy!
Pani Magda 24 godziny na dobę dostępna jest pod telefonem. Dzwonią do niej rodzice, których dzieci zmarły przed urodzeniem. Kto, jak kto, ale ona najlepiej rozumie kobiety, które poroniły. Sama straciła piąte dziecko w zaawansowanej ciąży. – Nie bardzo umiałam sobie to wytłumaczyć. Miałam żal do siebie, że nie umiałam ochronić swojego dziecka, ale też miałam żal do Pana Boga i wyrzucałam Mu, że tak nie wolno robić. Dopiero po latach zrozumiałam, że pewnie coś takiego musiało się zdarzyć, aby nastąpiło to, co robię teraz – opowiada pani Magda, która była pionierką pochówków dzieci zmarłych przed urodzeniem w Zielonej Górze i w naszej diecezji.
– Wtedy pochówki dzieci po poronieniu były dla ludzi dziwactwem. Z personelem szpitali rozmowy były trudne, kilka razy wyszłam, trzaskając drzwiami. Na szczęście była ze mną śp. Gosia Witkowska, która bardzo mi pomagała, i dzięki której ta umowa została w końcu spisana. I pomagam grzebać dzieci do dziś – dodaje.
Zielona Góra była pierwszym miastem, w którym można było organizować pochówki dzieci nienarodzonych, a potem doszły kolejne: Nowa Sól, Świebodzin, Sulechów i Gorzów Wlkp. – Chcielibyśmy, aby były one w miejscowościach, w których są szpitale. To ważne, bo tam, gdzie nie praktykuje się takich pochówków, przedwcześnie zmarłe dzieci wyrzuca się do kosza z odpadkami medycznymi. A dziś w zielonogórskim szpitalu pięknie się dzieje. Pracują tam niesamowite pielęgniarki! – opowiada.
Pomoc rodzicom po stracie w przypadku pani Magdy nie kończy się na organizacji pogrzebu. – Pochówek nie jest już dziś problemem, wszystko załatwiam w ciągu godziny z domu. Matki po poronieniu mogą natomiast liczyć na rozmowę, dostają też do wyboru ubranko dla dzieciątka. Niedawno jedna z mam mówiła mi o swoim dziecku, które poroniła w ósmym tygodniu: „Proszę pani, ono miało już rączki, nóżki i oczka” – opowiada zielonogórzanka.
Nagle dzwoni telefon. – Musimy przerwać rozmowę, bo może dzwoni mama, a ona jest ważniejsza – mówi pani Magda. Fałszywy alarm, rozmówca dzwonił w innej sprawie. Pani Magda wraca do przerwanej opowieści. – Matki dzwonią do mnie, a ja opowiadam im, jak będzie wyglądał pochówek. Oczywiście to nie są łatwe rozmowy. Mamy płaczą, a ja mówię: „Niech pani płacze, niech tato dziecka płacze. Macie to wypłakać i przejść tę żałobę”. Nie wolno dać sobie wmówić, że nic się nie stało, że to tylko zarodek czy skrzep. Bo przecież stało się – zmarło dziecko! Mówię tym kobietom, że jestem matką pięciorga dzieci – czworo mam tu na ziemi, a jedno w niebie. I mówię im, że też tak mają mówić, bo mają dzieciątko w niebie. Zazwyczaj na koniec mama pyta, czy będzie mogła do mnie zadzwonić. A ja mówię: „Zawsze! Nawet w nocy!”. I telefonują. Rozmawiamy, płaczemy. Razem…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nieco się wolnością zachłysnęliśmy i zapomnieliśmy, że o wolność trzeba dbać.