Bardzo trudno jest pisać w sposób atrakcyjny i przystępny o Kościele. Wydaje mi się, że w mediach katolickich popełniamy grzech przynudzania. Zdarza się, że w mediach świeckich ukazują się fascynujące teksty o Kościele.
Mam jeszcze taki subiektywny sposób - gdy coś piszę, to z zaangażowaniem. Kiedy ktoś to czyta, wtedy sobie myśli: ten facet chyba wierzy i to bardzo gorąco. Nie potrafię pisać beznamiętnie, sucho, jakbym pisał o cenach jajek, cukru czy mąki. Przez to być może wzrasta wiarygodność moja i pisma, na którego łamach publikuję.
Czy nie tęskni Pan za dziennikiem katolickim, który by te wszystkie postulaty, o których Pan mówi, spełniał?
Bardzo tęsknię. Praca w takim dzienniku jest moim niespełnionym marzeniem. Było kilka przymiarek założenia dziennika katolickiego, które się nie udały ze względów finansowych: w sprawę angażowały się osoby mało wiarygodne i Kościół się ze współpracy z nimi wycofywał. Ale widzę potrzebę takiego dziennika, ponieważ wypełniałby on dotkliwą lukę. Uzupełniałby niepełny obraz Kościoła w mediach świeckich. Pracując w KAI doznawałem niekiedy olśnienia, jak bogatą i różnorodną rzeczywistością jest Kościół. Opisać choćby najważniejsze i najciekawsze jej przejawy to zadanie dla wielu mediów, w tym również dla dziennika katolickiego. Trochę odciążyłoby to tygodniki katolickie, które są - moim zdaniem - przeładowane informacją, kosztem publicystyki, reportaży, tekstów formacyjnych. Byłoby ze wszech miar wskazane, gdyby informacją zajmował się dziennik katolicki.
Wróćmy do budowania mostów. Był Pan wieloletnim współpracownikiem biskupa Władysława Miziołka, współorganizatorem comiesięcznych nabożeństw ekumenicznych w kościele ewangelicko-reformowanym w Warszawie, współinicjatorem ekumenicznych spotkań młodzieży w Kodniu... Skąd wzięło się tak wielkie umiłowanie jedności chrześcijan? Czy człowiekowi świeckiemu łatwo było tak głęboko zaangażować się w działalność ekumeniczną?
Najtrudniej mieli pionierzy. Ja już przyszedłem na grunt przygotowany. Jeżeli ma się takie zaplecze - w postaci samego Ojca Świętego, a jeszcze na dodatek jednego z hierarchów - jak ja miałem, to można było rozwinąć skrzydła. Być może zrobiłem nawet za mało w stosunku do tego, co mogłem.
Skąd umiłowanie sprawy jedności? Przejąłem się na serio podziałem chrześcijaństwa. Przejąłem się na serio tym, co powiedział Jezus Chrystus w swej Modlitwie Arcykapłańskiej. Przejąłem się na serio słowami Apostoła, aby nieść posługę jednania. Doszła jeszcze do tego fascynacja innością. Zawsze mnie ona bardzo pociągała. W szkole podstawowej siedziałem w jednej ławce z kolegą Żydem, Włodkiem Goldkornem, dziś czołowym publicystą we Włoszech. Mój siostrzeniec Kongijczyk jest kimbangistą, wyznawcą Kościoła proroka Kimbangu, utworzonego na bazie chrześcijaństwa, zaś szwagier, Niemiec - nawróconym niedawno ewangelikiem. Nigdy nie miałem najmniejszych problemów, żeby zaakceptować inność, zwłaszcza wyznaniową. Przeciwnie, jest dla mnie wielką łaską, że mogłem poznać ludzi, którzy wierzą w Chrystusa, w którego ja też wierzę. Każde spotkanie z osobą innego wyznania nie osłabia mej wiary, tylko mnie w niej umacnia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).