Dzień XVI (18.12)
Da nam, że z mocy nieprzyjaciół wyrwani,
służyć Mu będziemy bez trwogi,
Służba i lęk…
Odwiecznym nieprzyjacielem człowieka jest upadły anioł – diabeł. Kiedyś zbuntował się przeciwko swemu Stwórcy. Jego pycha była tak wielka, że odrzucił służbę Bogu. Teraz ze wszystkich sił stara się przeszkodzić w tym, by człowiek służył, by znajdował sens swego życia w wypełnianiu Bożej woli. Robi to bardzo prosto – karmi ludzką pychę...
Człowiek może bardzo wiele, ma rozum i umie z niego korzystać z korzyścią dla siebie i innych. Wynalazki ułatwiają życie, odkrycia pomagają ratować od śmierci, dają zdrowie i więcej sił. Człowiek obserwuje Kosmos, odkrywa, w jaki sposób powstają gwiazdy i jak ewoluuje życie na ziemi. Umie odczytać informację zapisaną w genach i hieroglify, które ktoś kilka tysięcy lat temu wyrył w kamieniu. W człowieku z każdym wiekiem rośnie świadomość współodpowiedzialności za drugiego człowieka, za środowisko. Chroni zwierzęta i rośliny.
Jest za co człowieka chwalić i podziwiać. I człowiek podziwia siebie, swoją mądrość, wiedzę, umiejętności... I w tym podziwie nie przeszkadza mu nawet to, że wiele wynalazków powstawało na potrzeby toczących się wojen i mordowania drugiego człowieka... Że współczuje bezdomnym psom – i pozwala ginąć z głodu dzieciom... Że troszczy się o los więźniów w Tybecie – i nie wie, że obok za ścianą ktoś samotnie będzie jadł wigilijną wieczerzę...
Pycha powoduje, że ludzkie działanie, służenie jest chaotyczne – i mimo zaangażowania czasem znacznych środków – nie przynosi spodziewanych efektów. W cenie są spektakularne akcje i działania, gardzi się służbą codzienną, niewidoczną, nie przynoszącą od razu znacznych owoców, a raczej często przynoszącą owoce mizerne.
A szatan wykorzystuje pychę – wzbudza w człowieku lęk, że jeśli będzie mniej pracował, mniej się starał, jeśli nie zrobi jeszcze tego i tamtego, to nie będzie żadnych efektów. Człowiek coraz częściej ocenia siebie, swoją (i bliźniego) wartość przez pryzmat liczb: wydanych na pomoc pieniędzy, zorganizowanych akcji i protestów, które nie okazały się jałowe, ale przyniosły efekty itp. Im większe, bardziej medialne wyniki, tym lepiej. Ktoś, kto jest skuteczny, jest ceniony... Ludzie więc gonią za kolejnym efektem, sukcesem, który potwierdzi ich wartość – i zapominają o jednym: „jeżeli domu Pan nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą” (Ps 127).
Tylko jeśli działanie bierze swój początek w Bogu, może wydać stokrotne plony. Tylko Bóg ma moc, by zwalczyć ludzką pychę – co czyni czasem poprzez katastrofy naturalne, choroby, śmierć. Gdy nagle ludzkie działanie napotyka taką przeszkodę, lęk w człowieku podpowiada, że to wyraz braku Bożej miłości. A tymczasem to lekarstwo, które może przywrócić wzrok człowiekowi, by dostrzegł swoją słabość, niemoc, by zastanowił się nad tym, komu i czemu służy...
Oskarżamy i oceniamy Boże działania, zarzucamy Mu brak miłości i bezduszność, a tymczasem ślepi jesteśmy na naszą własną bezduszność i egoizm, których pełno jest w naszych czynach. Ponieważ nie szukamy woli Bożej, ze strachem reagujemy na Jego wszechmoc i to, czego nie pojmujemy, co nas nieskończenie przerasta...
On nie chce ludzkiego strachu, nie chce służby pełnej lęku, prowadzącej jedynie do liczenia „zdrowasiek” i drobiazgowego skupienia się na grzechach. Ma moc, by nas od tego lęku uwolnić, ma moc, by uwalniać nas od szatana. A wtedy jarzmo staje się słodkie, a brzemię służby lekkie...(Mt 11,30)
Przyjdź, Panie Jezu, i wyzwól mnie od lęku i strachu...