Dzień XI (13.12)
I wzbudził dla nas moc zbawczą
w domu swego sługi Dawida.
Moc i dom…
Dom, miejsce, które w każdym człowieku wzbudza mnóstwo emocji. Słowo, z którym wiąże się wiele wspomnień, dobrych i złych. Dom to miejsce, skąd wyrastają korzenie każdego z nas. Czy tego chcemy, czy nie, nosimy w sobie odciśnięte na wieki ślady domu i jego mieszkańców. Powtarzamy te same rytuały rodzinne, odzywają się w nas zdania i słowa, wypowiadane przez matkę czy ojca w podobnych sytuacjach. Często też powielamy rodzinne grzechy: rozwody, aborcję, kłótnię o pierwszeństwo, zazdrość, chciwość…Trudno się od domu uwolnić, a nawet – śmiem twierdzić – jest to niemożliwe tak zupełnie. Możemy pokonać zło dzięki Bożej łasce, ale zawsze będą w nas ślady przynależności do danej rodziny…
W domu jest moc. Moc, która może nas zbawić. Bierze ona swój początek u zarania dziejów, gdy Pan Bóg stworzył pierwszych ludzi i w swej mądrości dał ich sobie nawzajem: tak powstała rodzina, pierwszy dom. Ta moc wypływa z tego, czym dom i rodzina mieli być w Bożym zamyśle – obrazem jedności Trzech Osób Boskich.
Trudno o tym pamiętać i tym żyć, gdy obok nas są słabi, grzeszni współ-domownicy. Brakuje nam ciągle z ich strony uwagi, zainteresowania, pomocy, wysłuchania, brakuje nam miłości. A przecież Pan Bóg się nie myli – skoro pozwolił urodzić się wśród takich słabych ludzi, to znaczy, że tam naprawdę jest nasze miejsce. Miejsce, gdzie mamy się uświęcać, gdzie mamy innych ku świętości prowadzić.
Rodzina to ludzie, którzy znają nas najlepiej – i często nie znają nas wcale. Nie umiemy pogodzić się z tą prawdą o nas, którą oni przekazują, boli nas to, że czasem nie chcą nas poznać i bazują na swoich wyobrażeniach, wspomnieniach. A przecież ten braciszek, kiedyś 18-letni, teraz jest 40-letnim mężczyzną. Ma dzieci, pracuje. Siostra jednak ciągle widzi w nim swojego braciszka, którego prowadziła do przedszkola i szkoły.
Siostra, z którą nie można było się w ogóle dogadać w liceum, teraz jest mężatką, ma dzieci, problemy w pracy, kłopoty ze zdrowiem. A tu ciągle na przeszkodzie, żeby tak zwyczajnie porozmawiać o problemach z dziećmi, stoją zadawnione urazy z dzieciństwa.
Ojciec, stary i schorowany, pełen pretensji, to ten sam i jednocześnie nie ten sam człowiek, którego kiedyś słuchało się ze strachem czy obawą. Dlatego teraz unika się wszelkich z nim rozmów, by znowu nie poczuć się jak skarcone dziecko.
Mama ciągle poucza i nie chce zobaczyć, pogodzić się z tym, że córka jest już dorosła, że sama chce dokonywać wyborów i nie chce być ciągle krytykowana i „wychowywana”. Córka nie chce zobaczyć lęku tej kobiety przed starością, samotnością, chorobami.
I wiele innych historii każdy z nas może tu dopisać.
Patrząc na swój dom rodzinny nie zapominajmy jednak, że w tym domu jest moc – która zbawia, wyzwala i leczy… jeśli na to wyrazimy zgodę.
Panie, daj mi pamiętać, że też jestem słabym, grzesznym człowiekiem – i że oni jakoś z moimi wadami tyle już lat wytrzymują… i mnie kochają…