O rodzinie i zakonie z ojcem Piotrem Jordanem Śliwińskim rozmawiają Dominika i Łukasz Kozłowscy.
JS: Zgoda. Ta wspólnota ma bardzo specyficzny charyzmat, nastawiony tylko i wyłącznie na taką pomoc. My natomiast nastawiamy się na współpracę z innymi organizacjami. Dlatego właśnie nasza organizacja pomocy imienia świętego Ojca Pio podejmuje współpracę z siostrami felicjankami. Na terenie naszego klasztoru chcemy zbudować centrum logistyczne, natomiast zaplecze socjalne ma się mieścić na terenie ich zakonu. Chcielibyśmy, aby w przyszłości powstała taka sieć rożnych organizacji pomocowych, ściśle ze sobą współpracujących. W ten sposób chcemy usprawnić nasz system pracy z ubogimi.
DK: Benedykt XVI w encyklice Deus caritas est pisze, że „Organizacje charytatywne Kościoła stanowią jego opus proprium, zadanie mu właściwe, w którym nie współpracuje jako dodatkowy partner, ale działa jako podmiot bezpośrednio odpowiedzialny, robiąc to, co przynależy do jego natury. Kościół nigdy nie może być zwolniony od czynienia caritas jako uporządkowanej działalności wierzących i, z drugiej strony, nigdy nie będzie takiej sytuacji, w której caritas poszczególnych chrześcijan nie będzie potrzebna, gdyż człowiek, poza sprawiedliwością, potrzebuje i zawsze będzie potrzebował miłości”. W encyklice tej podkreśla też wielokrotnie, że pomoc materialna nie powinna być udzielana w oderwaniu od aktów miłości wobec drugiego człowieka.
JS: Dlatego też działalność na rzecz ubogich nie może ograniczać się tylko do pracy charytatywnej. Zawsze będzie świadectwem ewangelicznym. Potrzeba rozmowy, wysłuchania ubogiego jest bardzo ważna. Tacy ludzie mają bardzo silną potrzebę podzielenia się swoimi biedami, doświadczeniami, na przykład nagłą śmiercią kolegi, jakąś chorobą, opowiedzenia o nocy na ulicy...
DK: We wspomnianej już encyklice Benedykt XVI pisze, że Kościół, jako wspólnota, winien wprowadzać miłość w czyn. Miłość potrzebuje jednak organizacji, aby mogła służyć wspólnocie w sposób uporządkowany. Benedykt XVI podkreśla, że świadomość tego była w Kościele obecna od samych jego początków. Powołuje się przy tym na fragmenty z Dziejów Apostolskich: „Ci wszyscy, którzy uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby” (Dz 2, 44-45).
JS: Jan Paweł II mówił o „wyobraźni miłosierdzia“, potrzeba jej każdemu człowiekowi, niezbędna jest dla chrześcijanina. Musi ją także rozwijać każda wspólnota kościelna, aby rozwijać „struktury miłosierdzia“. Doskonałym momentem do tego, aby zorientować się, komu tak naprawdę trzeba pomóc jest kolęda. Nie idziemy na kolędę z nastawieniem na zbieranie datków. Nieraz spotykamy ludzi tak biednych, że dajemy im pieniądze, które otrzymaliśmy chwilę wcześniej. Owszem niekiedy zdarza się i tak, że ludzie oczekują od nas czysto rytualnej wizyty: ksiądz był, pomodlił się, wziął kopertę... Bardzo często ksiądz jest wypychany z domu, zaraz po tym, jak odmówi modlitwę i pobłogosławi dom. Dla innych ludzi kolęda jest okazją, by wylać wszystkie swoje żale pod adresem Kościoła.
ŁK: Taki jest kościół powszechny. Wszystkie jego wady tyczą się tak samo duchownych, jak i świeckich. Ksiądz też nie czuje się dobrze, jeżeli musi dźwigać brzemię abp Paetza. Jak ty radzisz sobie ze, słusznymi nieraz, atakami pod adresem duchownych?
JS: Trudno generalizować. Jeśli ktoś chce rozmawiać, to rozmawiam, jeśli chce na mnie pokrzyczeć, pomarudzić, to staram się go wysłuchać. Natomiast, gdy przekracza granicę dobrego smaku – protestuję.
DK: Co jest celem Waszej pracy z ubogimi?
JS: Naszym celem jest przede wszystkim bycie ubogim jak Chrystus i dzielenie życia z ubogimi. Ta zasada ma nie tylko przenikać naszą pracę z biednym, ale także nasze życie wewnętrzne. W naszych konstytucjach jest napisane, że mamy się modlić jak ubodzy. Ubóstwo ma docierać do wszystkich sfer naszego życia. Jeżeli modlimy się we wspólnocie, to powinniśmy zanosić przed Boga sprawy ubogich tego świata. Celem zasadniczym jest jednak naśladowanie Chrystusa, które powinno się przejawiać poprzez świadectwo. Chyba dlatego w naszej kuchni prawie w ogóle nie ma burd. Ludzie, którzy do nas przychodzą sami pilnują, aby był spokój, dało się pogadać. W ten sposób znajdują u nas namiastkę domu. Pomagamy im dostrzec własną godność, staramy się dużo rozmawiać, choć muszę przyznać, że duszpasterstwo wśród takich ludzi jest bardzo trudne, choć nie niemożliwe. W niektórych momentach oni chcą się zjednoczyć wokół określonych wartości. Na przykład, gdy któryś z nich umiera proszą o odprawienie Mszy. Pamiętam, że byłem zaskoczony tym, jak silnie zaangażowali się w to, aby należycie taką Mszę przeżyć. Pilnowali się wzajemnie, powtarzali, że mają być trzeźwi. Bracia kupili im wiązankę, którą złożyli przed ołtarzem, jako symbol pamięci o zmarłym. We Mszy uczestniczyli na tyle, na ile potrafili, odpowiadali na wezwania księdza, wysłuchali Słowa Bożego, a na końcu krzyknęli gromkie „Bóg zapłać”. Organizujemy też wspólne spotkania, zwłaszcza w okolicach najważniejszych świąt, chociaż nie zawsze są one łatwe.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.