W odpowiedzi na lamenty hejterów

Człowiek jest istotą rozumną. Niby. Bo bywa, że kiedy by trzeba, to go nie używa.

Reklama

Ach, jakże jestem hejtowany, ileż nienawiści się na mnie wylewa, ile słyszę pogróżek, jakże czuję się zagrożony!... Co i rusz słychać w przestrzeni publicznej tego rodzaju lamenty. I czasami człowieka żal. Ale czasami trzeba by przypomnieć przysłowie: „ kto sieje wiatr zbiera burzę”.

Skąd się to bierze? Ten brak krytycyzmu delikwenta wobec własnych poczynań z jednoczesnym przewrażliwieniem, jeśli chodzi o nieprzyjazne wobec niego samego  poczynania innych? To przekonanie, że kiedy ja szydzę, obrażam, obrzucam inwektywami czy straszę, to jest to walka w słusznej sprawie, a kiedy mnie spotyka choćby tylko dziesiąta część tego, co zgotowałem innym, to jest to „mowa nienawiści”, „hejt” i wszystko co najgorsze? Mój sceptycyzm wobec psychologów i psychologii jest już chyba dość powszechnie znany, nie zdziwi więc nikogo, że do nich bym w tej sprawie nie odesłał. Zbyt często miewałem wrażenie, że pracując nad dobrym samopoczuciem przeżywających problemy jak ognia unikają choćby tylko zasugerowania im jakichś własnych win. Pospolity egoizm nazywa się wtedy troską o własne dobro, a przerzucanie na innych swoich obowiązków asertywnością. To tylko wzmacnia opisywany problem. Myślę jednak, że od strony duchowej  stosowanie diametralnie innej miary wobec siebie, a innej do bliźnich bierze się z nieobecności Boga w życiu takich ludzi. Nie ma kogoś, kto zna cała prawdę, nie ma kogoś, przed kim nie ma sensu udawać, któremu trzeba będzie zdać rachunek. Łatwo ukryć się – przed własnym sumieniem! – za murkiem fałszu.  I stopniowo dokładając do niego cegła po cegle sprawić, że stanie się murem wielkim, niemożliwym do sforsowania.

Problem o którym mowa widać zresztą nie tylko tam, gdzie chodzi o różną ocenę czynów własnych albo „współplemieńców”,  a inną cudzych. Widać go też na przykład w domaganiu się zakazu spowiedzi niepełnoletnich. Traumatyczne przeżycia? Dla bardzo na swoim punkcie wrażliwych nie trzeba wiele, by tak spowiedź odebrali. Ale czy takie wyznawanie grzechów, pomijając nawet wymiar religijny tego aktu, nie jest rzeczą piękną? Ja, człowiek, wyznaje przed innym człowiekiem, że jestem słaby i grzeszny; wyznaję, że mam swój udział, choćby niewielki,  w złu tego świata. Czy to stanięcie w prawdzie przed samym sobą nie czyni człowieka większym i wspanialszym, niż małe, płaskie i tchórzliwe obwinianie wszystkich wokół, tylko nie siebie?

Mówił na wykładach z filozofii (filozofii przyrody? antropologii?) jeden z moich wykładowców o upokorzeniach, jakich w historii doświadczyła ludzkość. Najpierw wtedy, gdy Kopernik z Galileuszem i innymi wyrzucili Ziemię z centrum wszechświata, a ludzkość zrozumiała, że nie jest jego pępkiem. Potem gdy Darwin ogłosił, że człowiek ewoluował jak inne organizmy i pochodzi od małpy (albo wspólnego z małpą przodka). Jeszcze później, gdy Freud uznał, że człowiek nie kieruje się rozumem, a popędami i emocjami. Zdaniem owego profesora żadne z tych wydarzeń nie było tak naprawdę upokorzeniem, a raczej wywyższeniem  człowieka. A pierwszym, co zawsze wtedy podkreślał było stwierdzenie: lepiej znać prawdę niż się łudzić.

Tak, dużo lepiej. Także gdy chodzi o prawdę o sobie samym.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
23 24 25 26 27 28 1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 1 2 3 4 5

Reklama