Skąd nagły wzrost liczby powołań kapłańskich w kraju, w którym odsetek praktykujących katolików znajduje się głęboko poniżej poziomu morza? Od dna można się tylko odbić. I najwyraźniej coś się ruszyło w Kościele katolickim w Szkocji.
W 2008 roku zamknięto w Szkocji ostatnie seminarium duchowne w Bearsden na przedmieściach Glasgow. Brak powołań i wysokie koszty utrzymania wymusiły taki ruch. Podobnie było w innych regionach. Nieliczni kończący edukację klerycy i jeszcze mniej liczni nowi kandydaci kształcą się głównie w Scotus College w Rzymie, biskupi wysyłają też kleryków do angielskiego Birmingham.
I oto w tym mało ożywczym krajobrazie okazuje się, że w 2017 roku aż 20 diakonów przyjęło święcenia kapłańskie (12 diecezjalnych, pozostali to zakonnicy). W skali całej Wielkiej Brytanii, a Szkocji w szczególności, to prawdziwy ewenement, który wszyscy postrzegają w kategoriach cudu: liczba ta jest najwyższa od co najmniej dwóch dekad. Dodatkowo w Scotus College w Rzymie kształci się obecnie 17 kleryków. Jednocześnie w bieżącym roku akademickim 14 mężczyzn rozpoczęło tzw. rok propedeutyczny (przygotowawczy) w Salamance w Hiszpanii.
Jeśli jeszcze kilkanaście lat temu Kościół szkocki cieszył się z jednego czy dwóch kleryków, to można sobie wyobrazić, jaką sensacją są aktualne liczby. Zrozumiemy to jeszcze lepiej, jeśli porównamy sytuację z Irlandią: tam żyje ok. 5 mln katolików, w Szkocji 850 tys., tyle że w Irlandii w tym roku do seminarium wstąpiło tylko sześciu kandydatów. Skąd zatem wzięło się tylu nowych duchownych w Szkocji, kraju, w którym odsetek praktykujących jest trudny do zaznaczenia na wykresie w sposób czytelny, gdzie koloratka nie oznacza ani prestiżu, ani pozycji społecznej, a miesięczne „zarobki” księdza oscylują w okolicy… 170 funtów?
Jest życie na pustyni
– Jesteśmy zawaleni pracą nad kolejnym wielkim projektem, chyba nie porozmawiamy w tym tygodniu – John Patrick Mallon próbuje początkowo grzecznie przeprosić za brak czasu, ale na każdą wiadomość odpisuje niemal natychmiast mimo rzeczywiście napiętego planu. Wspólnie z kuzynem Brianem Timmonsem prowadzi na Facebooku profil parafii Świętej Rodziny w małej szkockiej miejscowości Mossend, położonej między Glasgow a Edynburgiem. Nie brzmi to może zbyt pracochłonnie, ale niszowa parę lat temu strona, jeden z wielu fanpage’ów lokalnej społeczności, dziś jest niemal koncernem internetowym o nazwie Sancta Familia Media, który robi prawdziwą furorę w środowiskach katolickich w Wielkiej Brytanii, a zwłaszcza w Szkocji. Zaczęło się od paru filmików pokazujących życie parafii, ale gdy liczba wyświetleń przekroczyła znacząco połowę liczby wszystkich katolików w Szkocji, kuzyni poczuli impuls, by zrobić coś więcej. Tym bardziej że w międzyczasie zdobyli doświadczenie dziennikarskie podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie.
Popularność w sieci i poziom ich relacji sprawiły, że po powrocie zajęli się już wyłącznie produkcją filmów w ramach Sancta Familia Media. Projekt stał się oknem na rzeczywistość kościelną, której nie obejmują standardowe statystyki: nagle bowiem wszyscy mogli zobaczyć, jak żywą i zaangażowaną grupą wyznaniową są praktykujący katolicy. – Widziałeś nasze nowe wideo? To nad nim wczoraj pracowaliśmy, gdy pisałeś do nas – John na dowód wysyła świeżo zmontowany film o szkołach katolickich w Szkocji. Profesjonalny obraz, krótkie ujęcia, ciekawe wypowiedzi – można odnieść wrażenie, że Szkocja to kraj na wskroś katolicki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.