- Trzeba mówić o trzeźwości w kontekście zbawienia, bo często ludzie nie rozumieją, że to również sprawa religijna, a nie tylko samego nie picia - zauważa ks. Zbigniew Kaniecki, diecezjalny duszpasterz trzeźwości.
Agnieszka Małecka: Czy Kościół nie przegrywa batalii o trzeźwość?
Ks. Zbigniew Kaniecki: Kościół ma swoją misję do wykonania, a często wiele osób ocenia go za działalność niekościelną, czyli za to wszystko, co należy do kompetencji lecznic, urzędów. Mówi się więc, że tyle przybywa pijących, tylu jest alkoholików, ale Kościół niewiele może zrobić w kwestii lecznictwa, natomiast istotą jego misji jest prowadzić do zbawienia. Uważam, że dzisiaj nie ma potrzeby ciągle przytaczać statystyk, bo te dane ludzie dobrze znają. Trzeba mówić o trzeźwości w kontekście zbawienia, bo często ludzie nie rozumieją, że sprawa trzeźwości, to również sprawa religijna, nie tylko samego nie picia. Nie ma wątpliwości, że każdy z nas umrze, więc musimy mieć zawsze przed oczami nasz ostateczny cel. Dzisiaj na konferencjach poświęconych tym sprawom, do głosu dochodzą najczęściej instytucje, urzędnicy, a mało mówi się o misji Kościoła. Przypomnijmy, że za czasów o. Benignusa Sosnowskiego w Zakroczymiu organizowano wielokrotnie konferencje typowo kościelne, na których przekazywano mnóstwo wskazówek katechetycznych i pastoralnych.
Kościół to nie lecznica; co ma jednak do zaoferowania?
Ruchy samopomocowe mają zasadę, że alkoholizm jest chorobą nieuleczalną. Natomiast dla człowieka wierzącego to jest nieprawda, bo to by oznaczało, że ograniczamy Boga. Spotykam coraz więcej alkoholików, którzy widzą, że to Bóg jednak ostatecznie uwolnił ich z tego nałogu. Na takie słowa od razu pojawia się reakcja - "no to sprawdźmy, czy nie wpadnie w ciąg…" Ale oni mówią: "nas już alkohol nie interesuje, nie musimy tego sprawdzać, my mamy już inne wartości". Są ludzi, którzy szukają oparcia w czymś trwalszym, w Dekalogu. Jest w naszej diecezji Wspólnota Rodzin Katolickich z Problemem Alkoholowym, która pracuje w oparciu o dziesięć przykazań. Kościół ma więc coś do zaoferowania. Niektórzy jednak wstydzą się swojej wiary, i nie chcą mówić na mitingu o swoim doświadczeniu religijnym. Czasem osoby w AA uważają, że mówienie o Bogu to nie zachowywanie tradycji, co jest nieprawdą. Każdy ma mówić, to co czuje. Więc katolik nie może mówić "siła wyższa", ale Pan Bóg. Bądźmy sobą. Jeśli ktoś jest wierzący, niech mówi o Bogu. Dla nas wzorem jest czcigodny sługa Boży Matt Talbot. On pokazuje, jak można współpracować z Panem Bogiem.
W sierpniu w Płocku odbyła się Droga Krzyżowa ulicami miasta w intencji trzeźwości. Reakcje ludzkie były różne…
Reakcja ludzi jest często taka, że nie chcą słuchać o alkoholizmie, bo uważają, że to ich nie dotyczy. W powszechnym odbiorze jest tak, że tylko alkoholicy powinni się starać. Oczywiście, nie każdy musi pomagać alkoholikom, bo do tego trzeba mieć odpowiednie specjalistyczne przygotowanie. My tylko możemy pokierować do specjalisty, nic innego nie możemy zrobić. Jednak o cnotę trzeźwości musimy zabiegać wszyscy, bo to cnota potrzebna do zbawienia. Gdy myślimy o tej cnocie, myślimy o czymś pozytywnym. Co ona oznacza? Że musimy posługiwać się i rozumem, i wiarą, a my często zapominamy o wierze. Ciekawe, że większość społeczeństwa nie jest uzależniona, ale jednak myśli, jak uzależnieni.
Czy były w naszej historii jakieś momenty przebudzenia?
Pierwszy moment po wojnie, około roku 60-tego, wielu ludzi podjęło wtedy abstynencję. Potem około 1982 roku powstały bractwa trzeźwości. W 1987 roku przeżywaliśmy II Krajowy Kongres Eucharystyczny; wtedy także wielu ludzi składało przyrzeczenia abstynencji. Ale to są rzeczy akcyjne. Ciekawe, że w wieku XIX było potężne spożycie alkoholu, ale jako społeczeństwo potrafiliśmy zmniejszyć to spożycie przed wojną. Tak jakby społeczeństwo czuło, że coś jest nie tak, że coś się źle dzieje i trzeba to zmienić.
Jaka jest rola Narodowego Kongresu Trzeźwości?
Chodzi w nim o to, aby poruszyć społeczeństwo. On ma być punktem wyjścia, bo potrzeba nie tyle akcji, co głębokiej zmiany mentalności i obyczaju. W kongresie uczestniczą przedstawiciele samorządów, ruchów i stowarzyszeń oraz rodzin z wszystkich diecezji. Naszą diecezję też reprezentuje grupa osób, w tym radni powiatu płockiego. Chodzi o to, aby później biskup diecezji zaangażował te osoby w dzieło na rzecz trzeźwości. Przypomnijmy, że we wrześniu 1993 udało nam się zorganizować pierwszy kongres diecezjalny w Ciechanowie.
Co można dzisiaj zrobić, by zmieniać mentalność i obyczaj, związany z piciem i trzeźwością?
Dziś raczej nie wrócimy do tradycji związków abstynenckich, bo trzeba by znaleźć ludzi, którzy chcieliby w tym być. A ludzie dziś nie chcą przynależeć. Dlatego wszystko zależy od duszpasterzy parafii. Moim marzeniem jest, by w każdej parafii raz w miesiącu była Msza o trzeźwość, bez względu na frekwencję w kościele. Ważne też, aby każdy proboszcz wiedział, gdzie może odesłać osobę, która prosi o pomoc. I nie chodzi tylko o adres instytucji, ale i osobę, która pracuje w danym ośrodku leczenia. Ważne jest, aby miał kogoś ze wspólnot samopomocowych. Ważna jest stała praca nas sobą. Jeżeli ktoś chce się zmienić, musi uznać, że to jego problem, jego wina. To jest podstawa do przemiany.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.