Jak wyglądała pomoc organizowana przez biskupów w czasie stanu wojennego?
"Z pokoju w piwnicy centrum administracyjnego kierowana była większość programu. Pokój ten stał się naszą bazą operacyjną w Katowicach, gdzie kierowcy ciężarówek przyjeżdżali dniem i nocą, rozładowywali swoje pojazdy w magazynie diecezjalnym, sypiali w prymitywnej sypialni w katedrze Chrystusa Króla po drugiej stronie ulicy, a następnie wracali do domów. (…) Biskup Domin (…) kierował ruchem. Dzięki systemowi Telex komunikował się z państwami Europy Zachodniej i Stanami Zjednoczonymi oraz bezpośrednio z CRS".
To nie cytat z najnowszej powieści sensacyjnej Dana Browna, której fabuła rozgrywa się na terenie archidiecezji katowickiej, ale fragment wspomnień ks. Vincentego Giese, opublikowany w amerykańskim tygodniku "Our Sunday Visitor" 18 kwietnia 1982 roku. Opisuje funkcjonowanie Biskupiego Komitetu Pomocy Uwięzionym i Internowanym, który miesiąc wcześniej bp Herbert Bednorz powołał przy Kurii Diecezjalnej w Katowicach.
Opowiadała o nim dr Katarzyna Wilczok z Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach na wykładzie nt. "Biskupie Komitety Pomocy", który w czwartek wygłosiła w sali witrażowej Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu.
Komitet organizował transporty żywności, odzieży i środków czystości do obozów internowania na terenie Górnego Śląska, m.in. w Zaborzu, Bytomiu-Miechowicach czy Kokotku. Jednak w odpowiedzi na duże zapotrzebowanie społeczne wsparcie nie obejmowało wyłącznie uwięzionych i internowanych. Pomoc materialną, prawną i medyczną otrzymywały setki tysięcy osób, bowiem podobne komitety działały w całej Polsce.
Pomoc na Śląsk trafiała najczęściej od Polonii zza żelaznej kurtyny, z krajów Europy Zachodniej. Ale nie tylko, bo produkty napływały też z obu Ameryk, Skandynawii, Japonii czy krajów afrykańskich i Bliskiego Wschodu. Skala wsparcia była porażająca - tylko w czasie stanu wojennego do Polski trafiło 260 tys. ton żywności.
Jak zauważyła dr Wilczok, nasz kraj nigdy wcześniej ani później nie otrzymał tak dużej pomocy. Transporty przeprowadzane były drogą morską oraz lądową - samochodami i pociągami, najczęściej przez granicę niemiecką, choć zdarzało się też, że i czechosłowacką.
Na Zachodzie często nie zdawano sobie sprawy, jakie są potrzeby Polaków i jak wygląda dystrybucja przekazywanych środków. Pewnego razu ze Stanów Zjednoczonych przypłynął transport kilku tysięcy ton mrożonych indyków. Miały być rozesłane na cały kraj, ale komitety nie miały w zanadrzu wystarczającej liczby samochodów-chłodni, więc rozdzielanie mięsa ograniczono do Wybrzeża.
W nocy z niedzieli na poniedziałek proboszczowie przyjeżdżali po odbiór indyków i rozdawali je wiernym, którzy kolejnego dnia przyszli na poranną Mszę. Zaś wśród parafian, którzy nie pofatygowali się do kościoła w poniedziałkowy ranek, wybuchło oburzenie - niektórzy byli bowiem znacznie bardziej potrzebujący, niż ich pobożniejsi sąsiedzi.
Skandal okazał się na tyle poważny, że duchowni po czasie musieli przyznać, iż więcej pożytku społecznego byłoby, gdyby indyki nigdy nie przypłynęły…
Wykład w Zabrzu odbył się w ramach projektu edukacyjnego prowadzonego przez Muzeum Górnictwa Węglowego pod nazwą „Puzzle stanu wojennego”.
Więcej o działalności komitetów i projekcie przeczytasz w wydaniu papierowym "Gościa Gliwickiego" i "Gościa Katowickiego" nr 45 na 6 listopada.
Szymon Zmarlicki /Foto Gość Wystawa w Muzeum Górnictwa Węglowego jest głównym elementem projektu edukacyjnego "Puzzle stanu wojennego"
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).