Nie są wolontariuszami, którzy wykonują przy chorych czynności pielęgnacyjne. Po prostu się modlą. Wierzą, że to tak, jakby dać głodnemu i spragnionemu jeść i pić.
Wspomina niezwykłą historię rodzinną – przypadek chłopca z porażeniem, którego rodzice bardzo modlili się o uzdrowienie. Napisali nawet do o. Pio. Otrzymali odpowiedź na zwykłej karteczce. Padre Pio z Pietrelciny napisał wówczas, by modlić się o śmierć, i obietnicę takiej modlitwy złożył sam. – Rzeczywiście, po 2 tygodniach ten chłopiec umarł. Jego rodzice ogromnie rozpaczali. Wtedy on przyśnił się im zdrowy. Powiedział: „Proszę nie płakać, bo mi jest tu bardzo dobrze”. Często modlimy się, by cierpienie minęło, a może ono jest takim krzyżem, drogą, przez które dokonuje się zmartwychwstanie?
Spotkaliśmy umierającego mężczyznę, który stojąc w obliczu śmierci, nie rozpacza, ale płacze z radości, wspominając, jak wiele Pan Bóg dobrego uczynił w jego życiu. Wszystko zaczęło się od sytuacji dość tragicznej – w młodości chciał popełnić samobójstwo. W odpowiedzi na swój zamiar usłyszał głos Jezusa: „Nie odbieraj sobie życia”. Posłuchał. W życiu dotknęło go wiele nieszczęść, m.in. kilkakrotnie stracił swój dorobek w pożarze. Jak opowiadał, ze wszystkich nieszczęść Pan Bóg szczęśliwie go wyprowadził. Doświadczył Bożego błogosławieństwa, z tego nieszczęścia narodziło się wiele dobra i szczęścia. Dziś, umierając, cieszy się i jest gotowy na spotkanie z Panem – opowiada pan Rajmund.
Talerz zupy czy duchowe dobro?
Nie poszliby do ciężko chorych ludzi z propozycją modlitwy, gdyby sami nie wierzyli i nie doświadczyli jej siły. Danuta przyznaje, że sama odkryła to dopiero na pewnym etapie życia. Ona też gdzieś pędziła, realizowała plany dyktowane przez współczesny świat. – Dopiero gdy się zatrzymałam, zupełnie inne rzeczy zaczęły do mnie docierać. Uświadomiłam sobie, że moje zasługi są całkowicie materialne. Bo co ja właściwie dzisiaj zrobiłam? Zarobiłam na talerz zupy, na ubranie... ale co ja robię więcej? Co robię dla ducha? – opowiada Danuta.
Pierwszy mały krok – modlitwa. Zaczęła modlić się za mieszkańców swojej ulicy. Ot, jednej z tysięcy polskich ulic, gdzie ludzie mają podobne problemy i trudności w wierze. Później wpadł w jej ręce artykuł o sile modlitwy przy osobie umierającej, a znajoma rzuciła hasło: „Może pójdziemy do hospicjum?”. I już na początku pierwszy kubeł zimnej wody – warunek zrobienia kursu na wolontariusza. Jednak im nie chodziło o tradycyjny, jakże cenny wolontariat, ale o samą modlitwę.
– Nie przestawałam o tym myśleć i czekałam. Byłam pewna, że coś z tego będzie, bo Pan Bóg dobremu dziełu błogosławi. Może nas wystawiać na próbę, ale trzeba być wytrwałym i powierzyć Mu swoje plany. No i stało się. Szkoła Nowej Ewangelizacji zorganizowała kurs przygotowujący do modlitwy w hospicjum – opowiada Danuta. I tak swoje marzenie mogła zaprząc w dzieło „Duchowego szpitala”. Warsztaty na pewno do pewnego stopnia przygotowały ich i wyposażyły w niezbędną wiedzę, ale pamiętają, że scenariusze tych wizyt pisze Ktoś większy od nich. I są dialogi, których się nie zapomni.
– Rozmawiam z pewną panią w hospicjum – opowiada Danuta. – Widzę, że ma zdjęcia wnucząt. Chcę jakoś zagaić i mówię o tym, jak wspaniale, że ma wnuki, z którymi się niedługo spotka. A ona na to: „Wie pani co, to już jest nieważne. To nie ma żadnego znaczenia. Ani dzieci, ani wnuki, ani to, co się dzieje na świecie. Ja już umieram. Najważniejszy jest Pan Bóg”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).