Po dziewięciu latach pracy misyjnej w Peru wrócił do Płocka ks. Radosław Zawadzki. Ale jak sam przyznaje, misjonarzem pozostanie na zawsze.
Omisjach marzył od dawna. – Gdy miałem 14 lat, pojechałem na rekolekcje powołaniowe do werbistów i tam zobaczyłem film o pracy misyjnej jednego z nich. Bardzo mi się spodobały obrazy pracy kapłańskiej i społecznej, pozostały mi w pamięci – opowiada ks. Radek. Po 5 latach pracy duszpasterskiej w diecezji, w październiku 2009 r. razem z ks. Pawłem Sprusińskim wyjechał do Iquitos w Peru. Spędził tam 9 lat jako proboszcz, koordynator duszpasterstwa w wikariacie apostolskim i wykładowca w seminarium.
Nie zapomnę ludzi
– Byłem proboszczem w parafii św. Piotra Rybaka w Iquitos. Miała ona powierzchnię zbliżoną do powiatu płockiego. Pod moją pieczą było 15 tys. wiernych skupionych w mieście Iquitos i 66 wioskach puszczy amazońskiej. Aby dotrzeć do tych najbardziej oddalonych, potrzebowałem nawet trzech dni drogi. Jedynymi traktami były rzeki i... bezdroża, które trzeba było przemierzać pieszo, bo dróg tam po prostu nie było. Do transportu konieczne były motorówka, łódź i własne nogi – opowiada misjonarz. Był on również koordynatorem duszpasterstwa w wikariacie, który jest odpowiednikiem diecezji na terenach misyjnych. – Przygotowywałem i koordynowałem pracę ekip księży, sióstr zakonnych i świeckich, którzy byli posłani do miejsc, gdzie nie było stałych punktów duszpasterskich. Myśmy to nazywali duszpasterstwem rzecznym i wioskowym. Byłem również wicerektorem seminarium duchownego i wykładowcą – wymienia. Takie były obszary jego działalności, ale przede wszystkim była to praca z ludźmi, długie do nich podróże, spotkania i towarzyszenie.
– Nie zapomnę ludzi, ich otwartości, zaangażowania i prostej, ale często głębokiej wiary. Nie zapomnę ok. 50 animatorów, którzy bardzo wspierali mnie w parafii. Dali mi piękne świadectwo wiary i bezinteresownej służby Kościołowi. Oni tam od wielu lat służą Kościołowi, bez żadnej zapłaty, czekając tylko na nagrodę w niebie. Pamiętam, jak w czasie pierwszej wizyty w jednej z wiosek animator odstąpił mi swoje łóżko, bo – jak powiedział – „ksiądz musi odpocząć, bo następnego dnia czeka ciężka praca”. Na własnej skórze przeżyłem to, o czym mówią Dzieje Apostolskie, gdy pierwszy raz jechaliśmy do jakiejś wioski. I tam: stawialiśmy krzyż, głosiliśmy Ewangelię, uczyliśmy modlitwy, ja udzielałem chrztu i odprawiałem Mszę św. To było autentyczne budowanie Kościoła – opowiada ks. Zawadzki.
– W dżungli ludzie wierzą w Boga, dziękują mu za życie i za przyrodę. Tam nie ma ludzi niewierzących. Jest to wiara Indian, z ich kulturą i tradycją. To Kościół, który ma twarz Indianina z jego wrażliwością i sposobem patrzenia na świat, na naturę, jak na matkę ziemię i siostrę naturę. Jest to spojrzenie podobne do wrażliwości św. Franciszka z Asyżu – dodaje.
Kazanie misjonarza
Gdy stawał przed „swoimi” Indianami, jego kazania musiały być proste i jasne, a przez słowa trzeba było wnieść dużo nadziei. – Mówiłem im wtedy, co to znaczy być chrześcijaninem. Mówiłem o miłości Bożej i godności człowieka. Tam w przeszłości Indianie byli wykorzystywani i prześladowani, traktowani jak drzewa w lesie, które można wyciąć. Ja im mówiłem, że nie są gorsi od innych, że są kochani i mają tę samą godność. Ale nie wystarczy powiedzieć piękne kazanie i pójść sobie. Misje to bycie z tymi ludźmi w doli i niedoli, gdy zalewa im wioskę i gdy zabraknie lekarza czy nauczyciela. Tam konieczne jest zaangażowanie społeczne Kościoła i stanięcie po stronie najuboższych. Gdy ukazała się encyklika papieża Franciszka Laudato si’, czytaliśmy ją razem w parafii. Wielu mi powiedziało wtedy, że wreszcie znalazł się ktoś, kto mówi ich głosem i rozumie ich problemy. W Peru zrozumiałem, że jeśli Kościół nie broni biednych, staje się niewiarygodny. Trzeba bronić praw tamtych ludzi i czynić to bezinteresownie, taka jest misja Kościoła – mówi z przekonaniem misjonarz. I opowiada historię z pewnej wioski, której mieszkańcy 20 lat temu przyjęli chrzest.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).