Nie zmniejszam zła, powiększam dobro

O darze niepełnosprawności, granicach miłosierdzia oraz o wierze w Boga, który dopuszcza cierpienie z Janiną Ochojską, założycielką Polskiej Akcji Humanitarnej rozmawiają Alicja Górska i ks. Wojciech Parfianowicz.

Reklama

W.P.: Mówimy o pomaganiu w Sudanie, Somalii, Syrii, czyli daleko. Ktoś powie: „A co mnie to obchodzi? Ja mam tutaj moją sąsiadkę, która nie ma co jeść na Wigilię, dzieci w polskich szkołach są niedożywione”.

W Polsce nasze problemy możemy rozwiązać sami. Jest u nas ok. 50 tys. organizacji pomocowych. Zadam też pytanie: „Co Ty zrobiłeś, żeby te dzieci nie były niedożywione, a sąsiadka miała co jeść?”. Co innego np. w Sudanie, gdzie jest problem z wodą. Ludzie mi nieraz mówią: „A czemu ci Murzyni sobie sami tych studni nie wykopią?”. Bo ich nie można wykopać. Je trzeba wiercić specjalistycznym, ciężkim sprzętem, w terenie, gdzie nie ma dróg, nie ma prądu, nie ma paliwa. Wszystko trzeba dowieźć. Studnia ma głębokość do 100 metrów. Sudańczycy, którzy nie znają elektryczności, nie mogą dokopać się do tej wody. Wywiercenie im studni zmienia całe ich życie. Co mnie obchodzi Sudan Południowy? Jeśli my nic nie zrobimy, ci ludzie w końcu przyjdą do nas. Dajmy im szansę na rozwój. To nasz obowiązek.

A.G.: Porozmawiajmy o kryzysie migracyjnym w Europie. Setki tysięcy ludzi opuściło swoje domy, uciekając przed wojną, ale także po prostu przed biedą. Co możemy dla nich zrobić? Czego nie możemy? Czy jest coś, czego nie powinniśmy robić?

Pytanie, co chcemy zrobić? Czy jesteśmy gotowi na to, aby przyjąć do siebie ludzi z innego kraju, z innej kultury? Czy nas stać, to inna sprawa, ale uważam, że potencjał Polaków jest duży. Jestem przekonana, że gdyby w jakiejś parafii, czy gminie znalazła się rodzina uchodźcza, to znaleźliby się też ludzie, którzy gotowi byliby pomóc. Problem w tym, czy będziemy słuchali polityków, czy własnego sumienia, które, jeśli mienimy się katolikami, nakazuje nam pomóc każdemu, kto tej pomocy potrzebuje. Zdaję sobie sprawę z tego, że zwłaszcza kultura islamu budzi lęk. I to mnie nie dziwi, ponieważ my o islamie niewiele wiemy i znamy go przez stereotypy. Większość krajów, w których pomagaliśmy jako PAH, to były kraje muzułmańskie. Znam bardzo wielu muzułmanów i nigdy nie spotkała mnie od nich żadna krzywda. Przez Polskę od lat 90 przeszło 85 tys. uchodźców z Czeczenii? Czy coś się stało? Czy ktoś z Państwa ich w ogóle spotkał?

W.P.: Myślę, że nie ma problemów, jeśli chodzi o pomoc uchodźcom tam na miejscu. Ludzie boją się raczej ich przyjazdu do Polski.

Weźmy np. Syrię. Są ludzie, którzy są zdecydowani, aby tam zostać. Jestem przekonana o tym, że zwiększenie pomocy dla tego kraju sprawi, że będzie ich jeszcze więcej. To nie jest tak, że z kraju, w którym toczy się wojna, wszyscy uciekają. Ale są ci, którzy już dotarli do Europy. Zakończenie wojny to sprawa polityków. My mamy ratować życie ludzkie. Część z tych ludzi może przetrwać wojnę u nas. Możemy im stworzyć takie warunki. Każda rodzina przyjęta otwarcie, nie wierzę, żeby odpłaciła się złem. Musimy jednak pamiętać, że przyjmowanie uchodźców to nie jest łatwa sprawa. Ludzie, którzy przyjeżdżają, nie znają języka, są może wyznawcami innej religii, przeszli traumy, o których my już nie pamiętamy. W Polsce jest tak, że oni potem czekają w obozie przez kilka lat na otrzymanie statusu uchodźcy, całkowicie oddzieleni od społeczeństwa. Dostają parę groszy, ich dzieci mogą się uczyć, ale w jakiś sposób są ubezwłasnowolnieni. Dwa tygodnie po otrzymaniu statusu mają opuścić obóz, znaleźć pracę i jakoś żyć. Witamy w Polsce. W takiej sytuacji w człowieku rodzi się bunt. A zatem to, w jaki sposób ich przyjmiemy, jest ważne.

A.G.: Na wojnie jest się świadkiem złamanego człowieczeństwa ale i wielkiego heroizmu, kiedy ktoś z narażeniem życia ratuje innych. Czego dowiedziała się Pani o sobie w obliczu ekstremalnych doświadczeń?

Nauczyłam się tego, że strach wcale nie jest czymś złym, tylko nie może nas paraliżować. Jadąc na tereny, gdzie toczy się wojna, należy się bać. Trzeba mieć wyobraźnię, bo wielu rzeczom można zapobiec. Nauczyłam się też tego, że ludzie na wojnie nie chcą całkowicie rezygnować z życia. Podczas konfliktu izraelsko-libańskiego w jednym ze schronów trafiłam np. na ślub. Ludzie zawsze mają nadzieję na normalne życie, na to, że wojna się skończy i że świat coś zrobi. Świat, to znaczy kto? Najważniejszym doświadczeniem dla mnie jest to, że pojedynczy człowiek może zrobić bardzo wiele, a robiąc coś razem, można jeszcze więcej.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama