O chocholim tańcu Polaków, który trzeba przerwać, konieczności budzenia sumień oraz kolędzie w praskich domach z abp. Henrykiem Hoserem rozmawia Agata Puścikowska
Moje „otoczaki” będą żyły w „nowym, lepszym świecie”, w którym nie będzie przemocy, bo zlikwidowała ją właśnie przyjęta przez Sejm antyprzemocowa konwencja. Żartuję.
Czarny dowcip. Niestety, nie miałem złudzeń co do głosowania nad konwencją. Patrzę na dzisiejszy układ sił politycznych, grupę trzymającą władzę, bardzo realistycznie. I nie napawa to optymizmem. Dlaczego wprowadzono konwencję? Posłowie nie znają jej skutków w krajach zachodnich? Nie rozumieją prawdziwego przesłania i roli, jaką ma spełnić w polskim prawie? Nie sądzę. Wydaje mi się, że działania rządzących wynikają z czynników zewnętrznych. Polsce narzucany jest proces, który można chyba już nazwać początkiem zapateryzacji kraju. Być może doświadczymy niedługo tego wszystkiego, co zrobił Zapatero w Hiszpanii, korzystając z przewagi aparatu władzy ustawodawczej i wykonawczej. Zapatero wprowadził cały szereg ustaw, które są przeciwne ludzkiej naturze, ludzkiemu życiu.
I zdrowemu rozsądkowi.
Którego Europie Zachodniej coraz bardziej brakuje. Dlatego mam wątpliwości, czy ostatnie wydarzenia: przegłosowanie konwencji oraz wcześniej wprowadzenie pigułki wczesnoporonnej bez recepty do obiegu, również dla dzieci, były przypadkiem i wyłączną inicjatywą polskich polityków. Być może jest to część globalnego procesu, który się powoli rozszerza na kolejne kraje. Być może realizujemy właśnie gender mainstreaming – strategię polityczną, która w teorii ma wyrównywać szanse kobiet i mężczyzn, a w praktyce niszczy kobiety, mężczyzn, rodziny. Cały ten proces rozpoczął się na konferencjach ONZ w Kairze w 1994 r. i rok później w Pekinie, gdzie wytyczono cele i pokazano środki, w jaki sposób „równościowy” program przekuwać na programy polityczne, konkretne systemowe rozwiązania. Wiele krajów zachodnich zaczęło programy te realizować z opłakanym dla siebie skutkiem. Kryzys moralności, rodziny, etyki – to są właśnie efekty tamtych zmian. Moim zdaniem Polska zaczyna kroczyć tą samą drogą. Być może zresztą dla konkretnych unijnych zysków. Jestem pewien, że niedługo usłyszymy ze zdwojoną mocą o konieczności legalizacji tzw. związków partnerskich, być może wróci dyskusja o aborcji na życzenie czy o szerokiej dostępności procedury in vitro.
Ten ostatni temat już podchwycił min. Arłukowicz, gdy okazało się, że w wyniku zabiegu w Szczecinie urodziło się dziecko chore i nie swojej matki. Podobno, jak się zmieni prawo i będzie większy nadzór nad klinikami, tego typu błędy już się nie powtórzą.
Naiwna fikcja. Myślenie, że jeśli ustanowi się prawo sprzeczne z dobrem i naturą człowieka, to zmieni się w pozytywny sposób całe społeczeństwo, jest kompletnym nieporozumieniem. Prawo jest normatywne, co oznacza, że kształtuje postawy, wybory, wskazuje, co wolno, a czego nie wolno nam robić. Dlatego należy walczyć o dobre prawo, bo takie prawo wychowuje, edukuje, kształtuje społeczeństwo.
Jasne, że to wysoko postawiona poprzeczka dobrego prawa, więc nie wszyscy ją przeskoczą. Ale przynajmniej wszyscy muszą się starać, muszą próbować sprostać, więc w ten sposób formują swoje życie, idą ku dobremu. Tymczasem prawo, które idzie naprzeciw złym wyborom człowieka, niszczy go. Takie prawo deformuje fundamentalne zasady ludzkiego życia i demontuje je.
Konwencja została przegłosowana. Teraz jej los w rękach prezydenta…
Mogę mieć tylko nadzieję, że jej nie podpisze. Myślę, że równie mocno na to liczy ogromna część polskiego społeczeństwa, w tym przedstawiciele Kościoła.
A jeśli podpisze?
Wtedy pozostaje kolejna nadzieja, że konwencja pozostanie prawem martwym. Bo jaka jest „wartość dodana” tej konwencji? Powszechna Deklaracja Praw Człowieka z 1948 r. mówi o równości kobiet i mężczyzn już w 1 i 2 artykule. Równość zagwarantowana jest również w polskiej konstytucji. W prawie polskim mamy konkretnie i jasne rozwiązania antyprzemocowe. Nowością więc, „wartością dodaną”, czy raczej antywartością tej konwencji, jest ideologia gender, wprowadzona poprzez dokument do polskiego prawa. Cała reszta to kolorowe opakowanie. Do systemu legislacyjnego w Polsce weszło więc pojęcie płci kulturowej. I teraz tylko od nas wszystkich będzie zależało, czy ta zmiana przełoży się na konkretne życie każdego człowieka, na całe społeczeństwo.
Od nas wszystkich, czyli również od Kościoła, hierarchów.
Do nas też należy mobilizacja ludzi. Mam wrażenie, że od pewnego czasu traktujemy społeczeństwo zbyt biernie, więc i konkretni ludzie sami się tak traktują. Są jak plastelina. Być może więc rolą Kościoła na następne lata jest budzenie podmiotowości społecznej, potrząsanie sumieniami i ospałymi umysłami. Byłem niedawno na premierze „Wesela” Wyspiańskiego. Miałem wrażenie, że nic się z tamtego przesłania nie zmieniło: śpimy tak, jak i sto lat temu. Chochoły drzemały wtedy, drzemią i teraz. Letarg społeczeństwa trwa… Niestety jednak, czasy się zmieniły i obecny letarg jest bardziej niebezpieczny. Obecnie neguje się ludzką naturę, co jest dla przyszłości społeczeństwa niemal zabójcze. Potrzeba wstrząsu, by w końcu się przebudzić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.