Na co najmniej 250 mln ludzi ocenia się dziś liczbę chrześcijan różnych wyznań, prześladowanych za wiarę w rozmaitych częściach świata.
Jeśli wyznawców Chrystusa wszystkich nurtów (katolików, prawosławnych, anglikanów, protestantów i innych) żyje obecnie na naszym globie łącznie ok. 2,2 mld (w tym nieco ponad 1,1 mld katolików), oznacza to, że mniej więcej co dziewiąty z nich padał w tym czasie ofiarą jakichś większych lub mniejszych ograniczeń, represji czy innych utrudnień w wyznawaniu swej wiary.
Smutne dziedzictwo
Należy od razu zaznaczyć, że nie jest to zjawisko nowe ani typowe jedynie dla naszych czasów. Wiadomo, że prześladowania religijne istniały już w zamierzchłej przeszłości. Ich ofiarami padały np. ludy podbijane przez sąsiadów, którzy zwykle zmuszali pokonanych do przyjmowania wiary w swych bogów. Szybko też prześladowania, i to na wielką skalę, objęły wyznawców Chrystusa w Cesarstwie Rzymskim, skądinąd bardzo tolerancyjnym wobec różnych religii. Chrześcijanie nie chcieli jednak oddawać czci cesarzowi, uważając, że należy się ona wyłącznie Trójjedynemu Bogu, toteż ponad trzy stulecia trwały, z przerwami, krwawe prześladowania, które dały Kościołowi tysiące męczenników. Ale nawet po Edykcie Mediolańskim z 313 r., który zakończył represje w Cesarstwie, trwały one nadal w innych regionach, dokąd również docierali chrześcijanie, np. w Persji, na terenie dzisiejszej Azji Środkowej, Indii i w wielu innych miejscach.
Czasy średniowiecza, odrodzenia, Wielkich Odkryć Geograficznych też wniosły swój „wkład” do tych smutnych statystyk, przede wszystkim tam, gdzie przeważał islam, a także buddyzm i hinduizm, w mniejszym stopniu także inne religie tubylcze. Już na przełomie VII i VIII w. agresywny islam wyparł niemal doszczętnie chrześcijaństwo z Afryki Północnej i z dużej części Bliskiego Wschodu.
Prześladowania w czasach „cywilizowanych”
Największe jednak nasilenie prześladowań przyniosły, paradoksalnie, dwa ostatnie, najbardziej ponoć „cywilizowane” stulecia, a zwłaszcza XX – wiek demokracji i praw człowieka. Nowe fale represji były następstwem z jednej strony rozszerzania się chrześcijaństwa po świecie w okresie wielkich odkryć geograficznych, począwszy od przełomu XV i XVI wieku, z drugiej zaś reformacji, rewolucji i towarzyszących im gwałtownych przemian społeczno-politycznych.
Szczególnie „zasłużyła się” na tym polu rewolucja francuska, rozpoczęta w 1789 r., której główne ostrze wymierzone było w chrześcijaństwo, to znaczy w praktyce w Kościół katolicki. Ocenia się, i to raczej ostrożnie, że w ciągu 10 lat szaleństwa rewolucyjnego (z różnym nasileniem w latach 1789-99) zginęło co najmniej tysiąc duchownych, a ok. 30 tys. opuściło kraj – albo dobrowolnie, w obawie przed prześladowaniami (co zresztą trudno nazwać działaniem dobrowolnym), albo wysłanych pod strażą do posiadłości francuskich, np. na Karaibach.
Po rewolucji sytuacja się nieco uspokoiła, przynajmniej w samej Francji, ale z czasem pojawiły się nowe obszary represji wobec Kościoła. Jawnie antykatolicki charakter miała np. rewolucja w Meksyku u schyłku XIX wieku i jej kontynuacja w postaci antykościelnej polityki władz tego kraju na początku XX w. – zginęło wówczas wielu księży, sióstr zakonnych i świeckich, którzy występowali w obronie wiary i swych duszpasterzy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.