Niederwiltz... Niederwiltz… wiesz, gdzie to może być? – nasz przypadkowy informator zakłopotany drapie się po głowie i pyta kolegę. – Niederwiltz… Niederwiltz… Nie, nic tu takiego nie ma – podpowiada jego towarzysz. Próbuję pomóc panom i rzucam hasła: kościół, pielgrzymka… – A! Fatima? – koledzy czują się pewniej. – To tutaj, za tym zakrętem – śmieją się wyraźnie wyluzowani. Okazuje się, że oficjalna nazwa niższej części miasteczka Wiltz jest mniej znana niż potoczna Fatima… Nic dziwnego. Następnego dnia mała społeczność przeżyje prawdziwy najazd 15 tysięcy pielgrzymów. Jak co roku, w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, Niederwiltz zamieni się w małą Portugalię. Bo chociaż to nie Portugalczycy sprowadzili tutaj „swoją” Królową, to oni przede wszystkim przychodzą dziś do sanktuarium „Fatimy na emigracji”. Rodowici Luksemburczycy współorganizują pielgrzymkę i towarzyszą nowym mieszkańcom księstwa.
Wojna i obietnica – Niektórzy myślą, że to portugalskie sanktuarium – Jos Scheer mieszkał tu zawsze i mówi, że to Luksemburczycy wpadli na pomysł utworzenia sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej. Pod koniec II wojny światowej był małym chłopcem. Do dziś z żoną przechowują krzyż, zrobiony z odłamka niemieckiego pocisku. Za małą figurą Chrystusa włożone liście bukszpanu. To miejscowa tradycja: co roku w Niedzielę Palmową wszyscy święcą kawałek rośliny i wkładają go za krzyż… Taki sam? – Tak, tak, wiele osób tutaj ma takie „bombowe” krzyże – przytakuje Jos. – Chrystus cierpiał na krzyżu. I tu też było cierpienie – oczy Josa wilgotnieją.
W styczniu 1945 r., gdy alianci zachodni wypierali Niemców z Luksemburga, modlił się o wyzwolenie w piwnicy z rodziną. Kilkadziesiąt metrów dalej, w piwnicy pod prezbiterium w kościele, modliła się grupa wiernych z księdzem. Obiecali wtedy, że jeśli wojna się skończy, mieszkańcy wybudują sanktuarium z Drogą Krzyżową i kaplicę poświęconą Najświętszemu Sercu Jezusa i Matce Bożej. Trzy lata wcześniej, w 25. rocznicę objawień w Fatimie, zrodziła się myśl, żeby wybudować sanktuarium Królowej Pokoju.
– Wtedy nie było tu jeszcze Portugalczyków – mówi Jos. – Przyjechały za to wojska amerykańskie.
Moja matka robiła właśnie gofry, a ja za nimi przepadałem. I wyobraźcie sobie, że Amerykanie zjedli wszystkie wypieki – opowiada ze śmiechem. – Ale mama wyjaśniła mi, że oni mają prawo do tych gofrów – Jos poddaje się z humorem. I nakłada czarne wdzianko, trochę za ciasne, ale… nie, nie z tamtych czasów. Zagadany i wzruszony nie zauważył, że wziął niechcący moją kurtkę. – Kolor mnie zmylił, mam taką samą… A właściwie, pogadajcie z innymi, bo ja tu nie jestem ważny – przekonuje.
Oddział Fatima Jest środa, dochodzi godzina 19. W kościele Świętych Piotra i Pawła kilkadziesiąt osób przyjmuje błogosławieństwo na zakończenie wieczornej Mszy. Przy wejściu rzuca się w oczy ogłoszenie: „Pragniesz przyjąć chrzest? Przyjdź na spotkanie…”. Typowy obrazek na Zachodzie, gdzie wiele osób decyduje się na chrześcijańskie życie w dojrzałym wieku. Z jednej strony odejścia i obojętność, z drugiej żywa wiara neofitów, gdzieś pośrodku – wierni od małego Luksemburczycy. Brak masowej katolickiej codzienności wpływa też na zachowanie tutejszych księży. Wiedzą, że każdy wierny jest skarbem, a nie jednym z elementów, tworzących bezpieczną statystykę.
– Możemy teraz porozmawiać – ks. Martin Molitor dopiero wrócił od ołtarza do zakrystii, ale nie wykazuje zniecierpliwienia, choć nie zapowiedzieliśmy się wcześniej. A przecież gorączka przygotowań do jutrzejszego święta w pełni. No, właściwie żadnej gorączki nie widzę. A jednocześnie wszystko wydaje się działać zgodnie z planem. Ktoś rzuca, że kwiaty są już w drodze, inny dodaje, że jeszcze dziś będą je układać. Ks. Martin Molitor ze spokojem kiwa głową i zabiera nas na wzgórze, na które następnego dnia tysiące pielgrzymów wejdą z kopią figury Królowej z Fatimy.
– Oryginalna figura fatimska stała tu w 1947 r. w czasie swojej wędrówki po zachodniej Europie – ks. Martin opowiada o peregrynacji po zakończeniu wojny. – Wszystkim tu wydawało się jasne, że Matka Boża Fatimska będzie najlepszą patronką, że to będzie najlepszy wyraz wdzięczności za wyzwolenie. Przecież w Fatimie dzieci usłyszały polecenie modlitwy o pokój na świecie – dodaje.